W tej historii nie ma happy endu

Beata Szczerbaniewicz [email protected]
To nie pechowcy, ale cwaniacy, którzy nauczyli się żyć na cudzy koszt - uważa właściciel budynku, z którego nie chcą się wyprowadzić Mordkowie.

Józef Michali, prezes Terracon-Pol miał, nadzieję, że małżeństwo z siódemką dzieci wyprowadzi się w końcu z mieszkania w Krapkowicach, którego właścicielem jest jego firma.
Sąd wydał wyrok eksmisji dla Mordków, ponieważ zalegają z płaceniem czynszu, ale gmina twierdzi, że nie ma dla nich lokalu zastępczego.

Pisaliśmy o ich trudnej sytuacji na łamach "7 Dni" dwukrotnie. Po tym jak Terracon-Pol odciął wodę do budynku, interweniowali sąsiedzi Mordków. Tydzień później z radością obwieściliśmy na pierwszej stronie dużymi literami: "Znalazł się dom dla Mordków". Wiesława Kurc z Gogolina zaoferowała im własny dom w wiosce powiatu kluczborskiego.
W tej historii nie ma jednak "happy endu". Rodzina po obejrzeniu domu nie przyjęła propozycji. Beata Mordek twierdzi, że wymaga on kosztownego remontu, na który nie mają pieniędzy: - To stuletnia, zaniedbana ruina, nie ma nawet podciągniętej wody! - tłumaczy. - Była kiedyś studnia, ale jest zasypana. Jak my sobie tam poradzimy? Na dodatek okazało się, że pani Kurc nie ma uregulowanego prawa własności do tego domu, ona nim tylko zarządza, nie możemy pójść na niepewne.
Pani Beata podkreśla, że prawnik OPS-u pouczył ją, że w Krapkowicach należy im się mieszkanie socjalne, bo tak zasądzono w wyroku i do tego czasu mają prawo mieszkać w dotychczasowym miejscu.
Józef Michali, prezes Terracon-Pol nie kryje rozgoryczenia. - Nie mogę bez końca zwodzić nowego dzierżawcy, który chce tu przenieść produkcję z Niemiec. Poprosiłem najemców o określenie terminu opuszczenia lokalu - opowiada. - Tymczasem pani Mordek oświadczyła, że nigdzie się nie wyprowadzą, bo tamta pani szuka naiwnych, którzy wyremontują jej dom.
Prezes podkreśla, że chce darować Mordkom całe zadłużenie za dwa lata. - Tymczasem oni odrzucają dom za darmo, bo im standard nie odpowiada i miejscowość! To nie pechowcy, jak się przedstawiają, ale cwaniacy, którzy nauczyli się żyć na cudzy koszt. U mnie mają wysoki standard jak w hotelu: prawie centrum miasta, 64 metry, kafelki, panele, wodę za darmo, ja płacę za odbiór ścieków, żadnego czynszu! W nowym domu musieliby za siebie częściowo płacić, no i oczywiście zrobić remont, co w tym dziwnego? W "komunalce" poinformowali ich, że nie mam prawa ich eksmitować, dopóki nie dostaną lokalu socjalnego, więc sobie spokojnie na mnie żerują!
Także Wiesława Kurc, która chciała poratować rodzinę z Krapkowic, czuje się upokorzona sytuacją. Przyznaje, że remont domu jest konieczny, ale protestuje przeciw nazywaniu go "ruiną": - Chciałam im pomóc, a oni posądzili mnie o złe intencje - wzdycha pani Wiesława. - Byłam w podobnej sytuacji po rozwodzie, kupiłam za całe oszczędności dom bez prądu i czekałam z dziećmi dwa miesiące, zanim nam go podłączyli. Sama harowałam przy remoncie, bo byłam zdeterminowana. Chyba zrobiłam im niedźwiedzią przysługę - zastanawia się.
- Bo wyszło na jaw, o co naprawdę tu chodzi: o wymuszenie przydziału mieszkania.

Niedoszła ofiarodawczyni dodaje, że jej matka chciała dać Mordkom kozę, warzywa z ogrodu i owoce mieliby za darmo, szef jej męża zaproponował pracę ojcu dziewięcioosobowej rodziny. Zdaniem pani Wiesławy mężczyzna uznał zarobki za zbyt niskie. - Ci ludzie nauczyli się, że wszystko im się należy bez wysiłku - podsumowuje pani Wiesława.
Marlena Kornaś, kierowniczka Ośrodka Pomocy Społecznej w Krapkowicach, przestrzega przed pochopnym wydawaniem osądu w tej sprawie: - Tu każdy mówi co innego, a my nie jesteśmy od tego, by robić kosztorys remontu domu i sprawdzać jego akt własności - mówi Kornaś. - Staramy się pomoc tej rodzinie w ramach naszych kompetencji i jej członkowie muszą sami podjąć decyzję w sprawie ewentualnej wyprowadzki. Obecne prawo lokalowe daje prawo eksmitowanym do zajmowania mieszkania do czasu przydziału przez gminę lokalu socjalnego. Z informacji, jakie posiadam, rodzina nie jest jednak nawet na liście oczekujących, gdyż właściciel budynku nie dostarczył "komunalce" klauzuli wykonalności wyroku.
Józef Michali twierdzi, że w sądzie poinformowano go, że klauzula w tym przypadku nie ma żadnego znaczenia (jest potrzebna tylko przy egzekucji komorniczej), a zakład komunalny szuka pretekstu, aby uzasadnić swoją opieszałość: - Jeśli się upierają, dostarczę ksero klauzuli, tylko czy wtedy gmina wywiąże się ze swoich obowiązków i rozwiąże ten problem? - mówi Michali. - Póki co zepchnięto go na mnie i nikogo nie interesuje, że mnie nie stać na utrzymywanie obcych ludzi!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska