Wegańskie batoniki z Czeskiej Wsi na Opolszczyźnie podbijają całą Polskę

Redakcja
Agatę i Filipa połączyła miłość (także do słodkości) oraz wspólna filozofia życiowa. Swoje miejsce na ziemi znaleźli w Czeskiej Wsi na Opolszczyźnie.
Agatę i Filipa połączyła miłość (także do słodkości) oraz wspólna filozofia życiowa. Swoje miejsce na ziemi znaleźli w Czeskiej Wsi na Opolszczyźnie. Paweł Stauffer
Kiedy Agata i Filip odpalili niedawno kompa i zobaczyli, że zapytania w sprawie batoników przyszły z Anglii, Holandii i Estonii - aż jęknęli. Z radości. I trochę ze zmartwienia. Bo teraz trzeba sprostać sukcesowi.

Weganizm

Weganizm

to styl życia, którego jednym z założeń jest unikanie zadawania cierpienia wszelkim istotom żywym. Weganie nie stosują kosmetyków i nie kupują ubrań powstałych z odzwierzęcych surowców (skóry, futra, wełna, jedwab), nie biorą udziału w rozrywkach, w których wykorzystuje się zwierzęta (polowania, zoo, rodeo, cyrk). Bojkotują także wszelkie produkty testowane na zwierzętach. Zawieszenie przestrzegania tych zasad dopuszczają tylko w sytuacji, kiedy byłoby to niezbędne do przetrwania.

Sukces mieli odnieść, bo przecież nikt nie zakłada interesu z myślą o plajcie. - Ale to wszystko dzieje się trochę szybciej, niż zaplanowaliśmy - mówi z uśmiechem Agata. - Zamówień mamy tyle, że już trzeba było kupić maszynę do formowania batonów, myślimy też o zatrudnieniu dodatkowej osoby. Z wyjściem na rynek zagraniczny trzeba poczekać. Najpierw musimy ogarnąć te szalone rzeczy, które dzieją się wokół nas w kraju.

Sukces odnoszą batony wegańskie Aloha, Kosmos i Lewy Sierpowy produkowane przez Agatę Golonkę i Filipa Stefańskiego w Czeskiej Wsi w gminie Olszanka. Produkcja jest ręczna, zakład to manufaktura, a sam produkt wyjątkowy - nie zawiera cukrów (poza tymi z owoców), tłuszczów zwierzęcych ani żadnych innych produktów pochodzenia zwierzęcego. Suszone owoce użyte do zrobienia batonów są zwykle ekologiczne, a termin trwałości słodkości - odpowiednio przechowywanych - nie przekracza obecnie miesiąca. W produkcie nie ma ani grama konserwantów.

- Każdy produkt spożywczy jest poddawany badaniom wskazującym na maksymalny okres przydatności do spożycia. Ostatnie badania wykazały, że batony mogą mieć nawet dwa miesiące przydatności, więc wkrótce oficjalnie zmienimy informacje na opakowaniu - mówi Agata.

Agata pochodzi z Czeskiej Wsi, Filip - z Grudziądza. Spotkali się we Wrocławiu przy okazji jakiegoś koncertu charytatywnego na rzecz cierpiących zwierząt. Oboje są weganami. Szczegółów koncertu już nie pamiętają. Ale zapamiętali... muffinki.

Lubią słodkości

Dieta wegańska

Weganie rezygnują ze spożywania nie tylko mięsa, ale także produktów, których wytwarzanie wiąże się z eksploatacją zwierząt, takich jak nabiał (w tym jajka) i miód.

- Można powiedzieć, że to właśnie słodkości nas połączyły i że w naszym przypadku sprawdza się powiedzenie "przez żołądek do serca" - mówi Agata. - Po koncercie częstowałam znajomych muffinami, jakie zrobiłam. Chyba mu smakowały.

Filip lubi podróżować, nie są to jakieś egzotyczne podróże, raczej po Polsce i sąsiednich krajach. - Kiedyś bodaj w Holandii natrafiłem na takie wegańskie batony i pomyślałem, że szkoda, że u nas takich nie ma - dodaje. Ale teraz już są, od września produkowane w Czeskiej Wsi na Opolszczyźnie. Zamawiane przez sklepy ze zdrową żywnością w całym kraju, ostatnio zgłaszają się także chętni odbiorcy z klubów fitness, siłowni, z czytelnio-kawiarni.

- Robimy tych batoników tysiące - przyznaje Agata.

Nie mają żadnego doświadczenia w branży spożywczej. Ona jest po anglistyce, on po cybernetyce. Jednak gdy przyjaciołom i rodzinie opowiadali o swym pomyśle, nikt nie sprowadzał ich na ziemię, nie przestrzegał: nie znacie się, nie daci rady.

- Wręcz przeciwnie, wszyscy trzymali za nas kciuki, moi rodzice powtarzali: uda się! Oni zawsze wierzyli, że trzeba próbować w życiu nowych rzeczy - mówi Agata.

Tylko tu jest takie niebo

- To u nas produkują te batoniki? - dziwi się Aneta Rabczewska, wójt gminy Olszanka, gdzie leży Czeska Wieś. Ale w ciągu kilku minut sprawę rozeznaje:

- Nie wiem, jak to się stało, że ja jeszcze tych batoników nie próbowałam, ale smakowały je moje pracownice od spraw podatkowych, bo pani Agata przyniosła im batony, gdy zakładała działalność gospodarczą. No i panie z podatkowego mówią, że batony są pyszne! - przekazuje wójt Rabczewska.

Pani wójt jest zadowolona, że właśnie u niej w gminie ruszyła wegańska batonikowa manufaktura. Nie tylko dlatego, że trzeba walczyć z bezrobociem, a firma płaci podatki do gminnej kasy, ale przede wszystkim dlatego, że w ten sposób młodzi pokazują innym, iż warto w życiu działać, prowokować nowe sytuacje, wierzyć w swe pomysły.

- Niech dają przykład innym - mówi wójt.

Sama wieś jest dość zadbana, choć w jej centrum stoją pozostałości po dużym niegdyś gospodarstwie. Kogokolwiek spytasz o drogę do domu Agaty, ten wie, o co chodzi. - W sprawie batoników? Słynni teraz jesteśmy - mówią mieszkańcy.

Większość domów wygląda podobnie: ślązaki, czyli długie budynki, bliżej ulicy - część mieszkalna, bliżej podwórza - pomieszczenia gospodarcze.

- Te pomieszczenia to zwykle rupieciarnie, właśnie w jednej z nich postanowiliśmy urządzić naszą manufakturę - mówi Agata.
Czemu w Czeskiej Wsi, a nie np. we Wrocławiu? Wedle Filipa to był najrozsądniejszy i najbardziej oczywisty wybór.

- Po pierwsze, nigdzie na ziemi nie ma tak rozgwieżdżonego nieba jak tu, co świadczy o niezwykłej energii tego miejsca. Po drugie - Czeska Wieś to nazwa bardzo chwytliwa, osobom niezorientowanym wydaje się, że produkt jest zagraniczny, a wiadomo - u nas wszystko, co zagraniczne, to lepsze. I wreszcie: robimy w manufakturze batony od rana do wieczora, praktycznie nie odchodząc od taśmy. Więc bardzo ważne jest, abyśmy mieli przyjazne nam zaplecze, miejsce, gdzie po skończonej robocie czeka na nas ciepła herbata, zupa, drugie danie. Tym miejscem jest dom Agaty.

Coś w tym jest, bo gdy siedzimy z Agatą w kuchni jej rodzinnego domu, ogrzewani ciepłem buchającym z pieca opalanego drewnem i węglem, takiego gdzie gotuje się na płycie - to robi się szczególnie przytulnie i jakoś tak energetycznie.

I tak z odłożonych i pożyczonych pieniędzy Agata i Filip wyremontowali pomieszczenie gospodarcze domu rodziców dziewczyny. Nie korzystali z pieniędzy unijnych - bo jeden okres naboru wniosków się skończył, drugi jeszcze nie zaczął, a i urzędnicy nie wiedzieli, kiedy wystartują kolejne nabory i wedle jakich zasad. Agata i Filip lubią zaś zmiany - swoją stronę internetową, profil na Facebooku oraz markę nazwali "zmianyzmiany". Bo zmiany nadają sens życiu. Więc po co czekać z nimi na urzędnicze pieniądze? Trzeba działać.

- Chcieliśmy robić w życiu to, co jest zgodne z naszą filozofią życiową, a więc po pierwsze z tym, że jesteśmy weganami co oznacza m.in., że nie jemy produktów pochodzenia zwierzęcego, a po drugie z naszym przekonaniem, że zmiana jest sensem rozwoju, postępu i satysfakcji z tego, co się robi - tłumaczy Filip.

Nie brakowało jednak momentów zwątpienia: gdy wywozili gruz, gdy kosztorys wentylacji okazał się trzy razy droższy, niż się spodziewali, i nie mieli odłożonych na ten cel pieniędzy, gdy wyburzone wewnątrz pomieszczenie przedstawiało zupełnie beznadziejny obraz, jakby tu już nic nigdy nie miało ruszyć. - Na całe szczęście nigdy owo załamanie nie dopadało nas dwojga jednocześnie. Gdy więc przychodził kryzys, jedno drugie przekonywało, że trzeba iść do przodu - mówi Filip.
Recepturę batoników opracowywali drogą prób i błędów, w kuchni zaprzyjaźnionej wrocławskiej restauracji, już po jej godzinach pracy. Branżę produkcji spożywczej poznawali podczas konsultacji z urzędniczkami z lokalnego sanepidu. Opakowania produktu wymyślił im zaprzyjaźniony plastyk. A nazwy brały się z tego, co im w duszy gra: Kosmos, bo niebo nad Czeską Wsią jest takie rozgwieżdżone. Aloha - bo kochają lato i dające energię słońce. Lewy Sierpowy? Okej, tę nazwę wymyślił im kolega.

- Chodziło o nazwę batonu wysokoenergetycznego, takiego dla sportowców. No i padło z ust kolegi hasło: lewy sierpowy - mówi Filip. - Od razu wiedzieliśmy, że to jest to!

Nie mają doświadczeń PR-owych ani marketingowych. Sami przyznają, że wiele rzeczy robią intuicyjnie. I wciąż trafiają w dziesiątkę. - Najpierw dawaliśmy ludziom do popróbowania nasze batoniki i słuchaliśmy ich ocen, analizowaliśmy je - opowiada Agata. Po tych badaniach konsumenckich przyszedł czas na dystrybucję dopracowanego już produktu.

- Zaczęliśmy od bazarów ekologicznych. Na pierwszy pojechaliśmy w przekonaniu, że pół towaru zostanie nam w bagażniku. Tymczasem po trzech godzinach nie mieliśmy już nic do sprzedania, bazar wciąż trwa, ludzie pytali o batony, a my nie mieliśmy już ani jednego.

Potem odpalili stronę na Facebooku. - I natychmiast pojawiły się zamówienia od sklepów ze zdrową żywnością! - dodaje Filip. Co więcej - jeszcze dobrze nie ruszyli z produkcją, a już pojawiło się zaproszenie na konferencję coachingową poświęconą temu, jak działać skutecznie i z sukcesem.

- Mamy dużo szczęścia - mówi Agata.

Co dalej?

Wchodzimy do dawnych pomieszczeń gospodarczych, obecnie batonikowej manufaktury. Czyste, wykafelkowane pomieszczenia, stoły gastronomiczne i dwie spore lodówki, w których tężeją batony, zanim trafią do opakowań.

Agata i Filip na produkcję poświęcają trzy dni w tygodniu: ciągiem, jeden po drugim, od rana do zmierzchu. Potem jest czas na obsługę odbiorców i biurokrację.

Batoniki robią ręcznie, dlatego swój zakład produkcyjny nazwali manufakturą. Batony nie są wypiekane, tylko formowane na zimno. Ich skład to głównie bakalie, kakao (nie czekolada, bo bywają w niej różne niezdrowe domieszki), wreszcie suszone owoce, np ekodaktyle sprowadzane z Egiptu.

- Trzeba wciąż walczyć o odpowiednich dostawców, którzy dają gwarancje, że ich produkt jest czysty od np. syropów glukozowo-fruktozowych - mówi Agata.

W produkcji oczywiście wspierają ich urządzenia, takie jak maszyna do dokładnego porcjowania batonów, w identycznej gramaturze, oraz pakowalnica.
- Pakowalnica ostatnio odmówiła posłuszeństwa: zerwała się taśma, która przesuwała baton. Chyba nie dawała rady, za długo pracowała - uśmiecha się Ania.

Oni - w przeciwieństwie od urządzenia - wciąż dają radę. - Motywację dają nam nasi odbiorcy - podkreśla Agata. - Na stronę fejsbukową przychodzą pozytywne komentarze i posty. Ludzie przesyłają swoje zdjęcia z naszymi batonikami - a to z wakacji, a to z treningu bokserskiego. Wynika z tego, że nasze batony sprawiają ludziom przyjemność, frajdę, którą chcą się dzielić. To szalone, ale i fantastyczne!

Na stronie internetowej zamieścili swe motto życiowe: "Zmiany na lepsze. Właśnie to nas napędza, więc zamiast narzekać, że nikt w Polsce nie robi zdrowych i smacznych batonów… postanowiliśmy to zmienić! Bazując tylko na naturalnych składnikach, opracowaliśmy wyjątkowe batony, za pomocą których chcemy się z Wami podzielić naszym apetytem na zmiany. (...) Imponują nam firmy i organizacje z zasadami. Działające dla dobra lokalnych społeczności lub na rzecz ochrony przyrody i skutecznie promujące zmiany na lepsze. Dlatego 1% naszego zysku przekazujemy Stowarzyszeniu Otwarte Klatki".

Co będzie za rok, czy Kosmos, Aloha i Sierpowy trafią za granicę, skoro i stamtąd zgłaszają się potencjalni odbiorcy?
Nie odpowiadają jednoznacznie.

- Jedno jest pewne: czekają nas kolejne zmiany - mówią.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska