Wenezuela, straszna i piękna

Małgorzata Lis-Skupińska
Propagandyści Chaveza zadbali, żeby każde miejsce przypominało Wenezuelczykom o trwającej "rewolucji”.
Propagandyści Chaveza zadbali, żeby każde miejsce przypominało Wenezuelczykom o trwającej "rewolucji”.
To kraj, gdzie nędza miesza się przepychem, policjanci są cinkciarzami, a życie ludzkie ma niewielką wartość - tylko w ubiegłym roku popełniono tam 17 tysięcy morderstw. A mimo tego do Wenezueli walą tłumy turystów z całego świata.

Waluta

Jedna z wielu uliczek w Caracas, które w czasach hiszpańskiego panowania nazywano perłą Ameryki Południowej. Ale od odejścia kolonizatorów nikt nie dba
Jedna z wielu uliczek w Caracas, które w czasach hiszpańskiego panowania nazywano perłą Ameryki Południowej. Ale od odejścia kolonizatorów nikt nie dba o zabytkowe dzielnice. Niech świeża farba nikogo nie myli, pokrywa tylko postępującą ruinę.

Jedna z wielu uliczek w Caracas, które w czasach hiszpańskiego panowania nazywano perłą Ameryki Południowej. Ale od odejścia kolonizatorów nikt nie dba o zabytkowe dzielnice. Niech świeża farba nikogo nie myli, pokrywa tylko postępującą ruinę.

Waluta

Kurs boliwara jest ustalany rządowym dekretem. Nowy kurs został ustalony na 2,60 bolivarów za dolara, poprzednio wynosił 2,15. Kurs boliwara na czarnym rynku waha się w okolicach 6,25 za dolara.

Już na lotnisku w Caracas tamtejsi funkcjonariusze prawa proponują wymianę pieniędzy - mówi Monika, opolanka, która w ubiegłym roku zwiedzała Wenezuelę. - Ale trzeba bardzo uważać, choć proponują bolivary, miejscową walutę, po znacznie wyższym kursie niż oficjalny. Czarny rynek wymiany pieniędzy kwitnie tam jak nigdzie indziej, choć nielegalna wymiana pieniędzy w świetle prawa kraju rządzonego przez Hugo Chaveza jest karalna.

Jazda bez trzymanki
Niezapomniane wrażenia daje podróżowanie lokalnymi autobusami. Autobusy, jak i inne pojazdy w Wenezueli, są bardzo stare i wysłużone. Niektóre pomalowane zostały ręką artysty o wielkiej wyobraźni, bo motywy religijne mieszają się z różnymi hasłami, a wszystko to w nasyconych barwach wenezuelskiej przyrody. W autobusach oprócz kierowcy jest też zwykle jego pomocnik, który nie prowadzi, ale zbiera pieniądze za przejazd.

- Dworzec autobusowy w Caracas, z którego odjeżdżają autobusy do Maracay, skąd jechałam do Choroni, leży u samego podnóża slumsów w bardzo mało bezpiecznej dzielnicy - opowiada Monika. - W drodze z metra do dworca autobusowego najlepiej nie odpowiadać na zaczepki. Budki z artykułami spożywczymi, które mijałam, miały wszystko okratowane, a sprzedawca podawał artykuły przez te kraty. Nie należy absolutnie wsiadać do taksówki bezpośrednio przy tym autobusowym dworcu, gdyż mają fatalną reputację.

Droga z Maracay do Choroni to pełna dawka adrenaliny. Amerykański autobus z lat 50. jedzie górską, krętą i wąską drogą, którą od przepaści oddziela jedynie 15-centymetrowy murek. Kierowca co chwila zatrzymywał się i polewał przegrzany silnik wodą, a z kolei zjazd przebiegał już z minimalnym użyciem i tak nie do końca sprawnych piszczących hamulców. Kierowca, który obowiązkowo na tej trasie pod górę opróżnia butelkę czystego rumu, z góry pędzi jak szalony. A ponieważ droga jest wąska i tylko w nielicznych miejscach mieszczą się dwa samochody, to kierowca swoją obecność na drodze sygnalizuje bardzo głośnym klaksonem, używa go, zbliżając się do ostrych zakrętów, gdzie powinien użyć hamulców. Ponieważ jest to trasa używana głównie przez mieszkańców, to powszechnie wiadome jest, że autobusy mają pierwszeństwo. Całej drodze towarzyszy oczywiście przecudowna i puszczona na cały regulator latynoska muzyka, wszechobecna wszędzie.

Tam stróżom prawa nie ufaj
Wszędzie widać policjantów, ale nie można ulec złudzeniu - tam nie jest bezpiecznie.

Wenezuela to kraj o najwyższej przestępczości w Ameryce Południowej, w ubiegłym roku zanotowano około 17 tysięcy morderstw, a samo Caracas to jedno z najniebezpieczniejszych miast na świecie, o najwyższej liczbie kradzieży i morderstw. Do stolicy latami ciągnęły setki tysięcy mieszkańców z prowincji, szukających lepszego życia. W Caracas go nie znalazły, tu też nie ma pracy, mało - nie ma miejsca do mieszkania.

- Z 5 milionów mieszkańców dwa miliony to bezdomni, mieszkają w slumsach, rosnących jak grzyby po deszczu na kolejnych wzgórzach otaczających miasto - komentuje Monika.
Nierzadko to policja okrada turystów - tam stróżom prawa nie należy ufać.

- Zaczepiło mnie dwóch policjantów na plaży, zapytali o pieniądze, a zaraz po tym o paszport - opowiada Monika. - Paszport im pokazałam, pieniędzy już nie. Uwierzyli i zniknęli w zaroślach. Ja w obawie, czy nie zmienią zdania i nie wrócą, postanowiłam stamtąd pójść. Mojemu spotkaniu z mundurowymi przyglądała się para Wenezuelczyków. Podeszli do mnie i ostrzegli, że absolutnie nigdy nie powinnam przyznawać się do posiadania gotówki. Ich spotkanie sprzed kilku dni z policją nie było tak szczęśliwe i musieli zapłacić haracz. Policjant ma prawo zabrać to, co uzna za wartościowe. Komu się poskarżyć? Innemu policjantowi?

Warto wiedzieć

Jedna z wielu uliczek w Caracas, które w czasach hiszpańskiego panowania nazywano perłą Ameryki Południowej. Ale od odejścia kolonizatorów nikt nie dba
Jedna z wielu uliczek w Caracas, które w czasach hiszpańskiego panowania nazywano perłą Ameryki Południowej. Ale od odejścia kolonizatorów nikt nie dba o zabytkowe dzielnice. Niech świeża farba nikogo nie myli, pokrywa tylko postępującą ruinę.

Jedna z wielu uliczek w Caracas, które w czasach hiszpańskiego panowania nazywano perłą Ameryki Południowej. Ale od odejścia kolonizatorów nikt nie dba o zabytkowe dzielnice. Niech świeża farba nikogo nie myli, pokrywa tylko postępującą ruinę.

Warto wiedzieć

Z pomocy medycznej można skorzystać jedynie w prywatnych szpitalach i ambulatoriach. Wizyta lekarska w klinice kosztuje od 40 do 150 USD. Dzień pobytu w szpitalu to wydatek rzędu 400-550 USD. Usługi medyczne są płatne dodatkowo. Ubezpieczenia firm polskich nie są uznawane.

Źródło: msz.gov.pl

Opolanka była też naocznym świadkiem, jak policja pobiera haracz od kierowców. - Mknęliśmy po gładkiej wenezuelskiej drodze z prędkością nie przekraczającą standardów latynoskich, aż nagle kierowca zwalnia, przeklina i zatrzymuje rozklekotany autobus na widok policjantów - wspomina opolanka. - Nawet nie ruszyli się, by skontrolować dokumenty pojazdu czy kierowcy, radaru też nie mieli. Za to młody chłopak, który pobiera opłaty za przejazd od pasażerów wiedział, co robić. Bez słowa wyciągnął rękę do kierowcy, ten dał mu zwinięte banknoty, ale chyba mało jak na oko chłopaka, bo kiwnął ręką po więcej. Kierowca dołożył, pomocnik poszedł do czekających policjantów, dał im kasę i pojechaliśmy dalej.

W biały dzień zdarzają się napady na ulicach i w sklepach, po zmroku lepiej się nie udawać w dzielnice slumsów, a po godz. 22 siedzieć już tylko w hotelu, gdzie też trzeba uważać na bagaże - kradzieże w hotelach są na porządku dziennym. Ze względów bezpieczeństwa po 22.00 nie kursują też autobusy, więc poruszanie się po mieście jest również utrudnione.
- Na wybrzeżu wpadła mi w ręce gazeta, kronika policyjna poświęcona tylko najnowszym zabójstwom i przestępstwo - mówi Monika. - Nie wszędzie należy wyciągać aparat, choć chciałoby się fotografować socjalistyczną rzeczywistość, gdyż nie wszędzie jest bezpiecznie.

Brud i sprzeczności
- Znajomy powiedział mi, że Hugo Chavez, prezydent Wenezueli, uważa zawód sprzątaczki za upokarzający, dlatego takiej profesji w tym kraju nie ma - opowiada opolanka. - Po prostu każdy ma sam dbać o porządek dookoła siebie. Jednak rzeczywistość wygląda inaczej, na ulicach jest brudno. Płynąca przez Caracas rzeka Giaura to mętny ściek.

Wrażenie brudu potęguje nieuporządkowanie rozrastającej się metropolii. Slumsy budowane są z tego, co znajduje się pod ręką. Ale co może wydawać się dziwne, w tych dzielnicach nędzy powszechnym widokiem są odbiorniki telewizyjne. Bo telewizja to główne narzędzie promocji Hugo Chaveza, który przed wyborami rozdaje sprzęt RTV, by mieszkańcy slumsów mogli go oglądać przez parę godzin dziennie w programie "Halo Presidente" nadawanym w wenezuelskiej telewizji.

- To, czego nie spodziewałam się po Caracas i Wenezueli, to wspaniałe drogi, których możemy im pozazdrościć - mówi Monika. - W Caracas wiją się wielopasmowe jezdnie.
Ale z drugiej strony w tym samym Caracas otaczają człowieka rozpadające się w oczach
budynki, które wciąż jeszcze noszą ślady dawnej świetności.

- Przy deptaku Sabana Grande widziałam postkolonialną zniszczoną budowlę - mówi Monika. - Podobno gdy mieścił się tam bank, prezentował się okazale. Niestety, nadawał "niesocjalistyczny" wygląd Sabana Grande, więc został odebrany właścicielom i teraz zamieszkują go bezdomni, których oficjalnie w kraju nie ma, ale ja mogę poszczycić się lepszym wzrokiem niż Chavez, bo ich widziałam. W Caracas prawie powstał największy szpital. Ale firmy budowlane nie otrzymały wynagrodzenia i prace tuż przed samym końcem wstrzymano. W efekcie prawie wykończony szpital teraz jest rozkradany z murów.

Tam warto być
- Będąc w Caracas nie można odmówić sobie wjazdu kolejką linową na szczyt El Ávila leżący w parku narodowym o tej samej nazwie - poleca Monika. - Na szczycie, na wysokości ponad 2 tysięcy metrów, można znaleźć kontrastowe widoki: z jednej strony panoramę zatłoczonego Caracas, z drugiej rozpościerające się zielone wzgórza pokryte gdzieniegdzie domkami, a przy dobrej widoczności bezkres Atlantyku.

Spokój, w jaki nagle przenosimy się od oddalonego zaledwie 20 minut Caracas jest obezwładniający. Caracuenos - mieszkańcy stolicy - mogą w tak krótkim czasie przenieść się z metropolii na szczyt El Avila, a stamtąd zjechać do małej wioski leżącej po drugiej stronie góry i tam znaleźć relaks. Na szczycie czeka inna zaskakująca niespodzianka dla każdego, kto w tropikalnym, karaibskim klimacie zapragnie poczuć powiew zimy - sztuczne lodowisko, podobne jedyne w Wenezueli.

Na szczęście Wenezuela to nie tylko nędza i kontrasty, to także zapierające dech w piersi krajobrazy i tropikalna przyroda. Isla Margarita na Wschodnim Wybrzeżu przyciąga turystów, czemu trudno się dziwić, bo wyspa ma 72 plaże, o łącznej długości 170 km. A w Islas Los Roques można się zakochać, zapominając, że się odpoczywa w tak skrajnie niebezpiecznym, skorumpowanym i zniszczonym kraju.

- Ja polecam jednak mniej popularną plażę w Choroni, zupełnie pustą w tygodniu, w weekendy odwiedzaną przez Wenezuelczyków - radzi opolanka. - Turystów jest tam niewielu. Przypatrując się bezdomnemu, który cały dzień siedział w cieniu palmy, patrzył w ocean i czekał, aż spadną z niej kokosy, po czym nie spiesząc się zupełnie - zbierał je, by je sprzedać, zastanawiałam się, czy nasz codzienny pęd ma sens.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska