Jak ją wycałuję, jest radośniejsza

Fot. Anna Józyk
- Moja Kaśka - tak pani Danuta mówi o swojej niepełnosprawnej dziewczynce. - Za nic bym jej nie oddała - dodaje i przytula swój skarb.
- Moja Kaśka - tak pani Danuta mówi o swojej niepełnosprawnej dziewczynce. - Za nic bym jej nie oddała - dodaje i przytula swój skarb. Fot. Anna Józyk
12-latka obejmuje za szyję i mocno się tuli. - Kaśka, zostaw! - z uśmiechem karci ją opiekunka. - Myśli, że to nauczycielka, bo kiedyś do niej przychodziła - wyjaśnia.

Danuta Zioło z Brzegu wychowuje Kasię już od 7 lat. Wcześniej adoptowała jej starszą siostrę Karolinę. - Starszą wzięłam na własność, a Kasię - na rodzinę zastępczą - tłumaczy.
Kasia urodziła się z dziecięcym porażeniem mózgowym - prawie nie mówi, ale piszczy z radości i czasem coś sobie zanuci. Danuta zabrała ją z Domu Dziecka w Tarnowie Opolskim.

- Jak ją zobaczyłam, to taka sina była, nóżki powykrzywiane - wspomina. - Miała wtedy 3,5 roczku, wzięłam ją na dzień matki - dodaje.
Kiedy jechały pociągiem do nowego domu Kasi, dziewczynka była przerażona:
- Całą drogę wyła. Wszystkiego się bała, nie widziała wcześniej ani pociągu, ani samochodu - opowiada Danuta. - Ludzie się gapili.
Wtedy i potem też: na ulicy, w parku, w kościele. Pokazywali palcami. Kasia po swojemu buczy i wymachuje rękami. Zdarzało się, że Danuta usłyszała: o, głupie dziecko idzie.
- Trudno wytłumaczyć, jakie to przykre. Na początku czasem nawet ich wyzywałam, teraz machnęłam ręką. Najwyżej zmierzę z góry na dół. Chociaż nieraz to chciałabym język pokazać, ale nie wypada - śmieje się.
Dzieci z podwórka też Kasi dokuczały. A sąsiadka pytała Danusię, po co jej takie dziecko.
- Aż musiałam postraszyć, że w gębę strzelę, żeby się odczepiły. A potem przychodziłam do domu i ryczałam. Starsza córka ciągle mi powtarza: mamo, zostaw, ludzie są głupie.
Kasia nauczyła się chodzić dopiero, jak miała 4,5 roczku.
Dzisiaj umie już policzyć do pięciu i z powrotem - chwali się przyszywana mama. - Ale nieraz tak się zatnie, że ani w prawo, ani w lewo - wzdycha. - Czasem, jak ma zły humor, to puszczam jej kasety z muzyką relaksującą. Bardzo lubi magnetofonu słuchać. Ale jak ją na chwilę zostawię, to taśmę wyciąga. Jak ona się cieszy, jak te taśmy jej latają! Jak piszczy, jak krzyczy! - śmieje się Danuta.
Nie miała serca rozdzielić sióstr, dlatego wzięła do siebie obie dziewczynki. Nie żałuje tej decyzji:
- Mąż na początku nie chciał, ale mu wytłumaczyłam: ty pracujesz, a ja w domu siedzę. Na starość będziemy sami. Teraz nie dałabym ich za nic na świecie - męża się pozbędę, a dziewczynek nie oddam! - żartuje.

Pierwsze słowo dziewczynki to "daj", a zaraz potem "mama".
- Dla mnie to znaczyło bardzo dużo - zamyśla się Danuta. - Ale "kocham cię" to już dla niej za trudne. Za to, jak mówię: chodź, ja cię pokocham, to ona tak rączki nastawi, tak do mnie leci... Jak przyjdzie i się przytuli, to mnie najbardziej cieszy - uśmiecha się leciutko. - Mam satysfakcję, że ktoś po mnie na świecie zostanie, choć nie mam swoich dzieci - ścisza głos.

Najpierw straciła synka. Marcinek miał 6,5 roczku.
- Puściłam go na podwórko, zawołał: mamuś, zrób mi pić, to poszłam zrobić herbatę. Wracam, dzieci są, a jego nie ma. Pamiętam, że obiecałam mu kupić takie zabawkowe taczki, jak dostanę wypłatę. Może do kiosku poszedł, popatrzeć na wystawę? Podobno jakiś mężczyzna maluchem podjechał i zabrał go do samochodu. Gdzie ja szukałam, jak kamień w wodę. Ale mam przeczucie, że dziecko żyje - opowiada. - To już 23 lata, jak go nie ma.
Kolejne dziecko poroniła. Lekarze odradzali następną ciążę, bo stres poważnie osłabił serce. Wszczepili jej zastawkę. - Kasia lubi się do mnie przytulać, buzię otwiera i słucha, jak to robi cyk, cyk - pokazuje Danuta.
Razem chodzą do szkoły: Kasia powinna być w piątej klasie, ale powtarza trzecią. Kiedy dziewczynka się uczy, Danuta czeka na korytarzu. - W czasie lekcji czasem wyjdę szybko do banku albo na zakupy, ale zawsze staram się na przerwę wrócić, dopilnować - mówi.
Czasem weźmie ją ze sobą do sklepu i Kasia bierze sobie wtedy z półki batonika. - Nie zawsze jej to wychodzi, ale jak chwyci kilka, to też pozwalam - uśmiecha się opiekunka. - Kupuję jej też pampersy, bo ona "iii" to powie, ale już po wszystkim.

W domu uczy dziewczynkę pisać. - Już ołówek potrafi wziąć, kółko razem ze mną pomaluje, ale za chwilę paluchy rozszerza i ucieka - opowiada. - Modlę się do Boga, żeby kiedyś choć trochę rozmawiała, umiała przeczytać i się podpisać. Starsza córka zdaje w tym roku maturę, Kasia będzie miała po nas rentę. Staram się je tak wychować, żeby nikomu nie stały w łaski, żeby miały na kawałek chleba, jak nas zabraknie - tłumaczy.
Choroba dziewczynki bardzo Danusię zmieniła.

- Ja to się przy niej tak samo uczę, jak ona ode mnie. Na przykład jak się kręciła w kościele, to czasem szturchańca dostała, bo wszystko musiało być od razu tak jak ja chcę - opowiada. - Ale jak przestałam reagować, to cicho siedzi. Zrozumiałam, że muszę być cierpliwa i że Kasia potrzebuje łagodności. I chociaż czasem mnie nerwy biorą, to odkąd ją mam, więcej spokoju jest we mnie. Bo im więcej będę z nią wojowała, tym ona będzie bardzie zbuntowana i spięta - tłumaczy.
Dlatego poświęca dziewczynce całą swoją uwagę. Dla siebie nie ma wiele czasu:
- Gdybym miała choć dwie godziny wolne, to poszłabym na działkę, usiadła i odpoczęła - ale zaraz dodaje: - Nie, chyba i tak bym Kasię ze sobą wzięła, bo jak ją przytulę i obcałuję, to jest radośniejsza.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska