Wiesław Iwasyszyn z Brzegu w 'Must be the music'

Jarosław Staśkiewicz
Jarosław Staśkiewicz
9 października zobaczymy Wieśka w półfinale muzycznego show Polsatu. Brzeżanin, wymieniany jako prekursor polskiego beatboxu, po latach zapomnienia  wraca na muzyczną scenę.
9 października zobaczymy Wieśka w półfinale muzycznego show Polsatu. Brzeżanin, wymieniany jako prekursor polskiego beatboxu, po latach zapomnienia wraca na muzyczną scenę.
Po Kamilu Bednarku Brzeg ma kolejnego bohatera telewizyjnego show. Wiesław Iwasyszyn w "Must be the music" zachwycił jurorów, ale i przypomniał, że gwiazdą był już przed laty.

Obrazki z występu Wieśka w eliminacjach polsatowskiego "Must be the music" można znaleźć w internecie.
Rozdziawiona buzia Kory. Elżbieta Zapendowska mówiąca: - Ja pana pamiętam sprzed 30 lat. Dyrygent Adam Sztaba wołający: - Znakomity beatbox, co to za technika!?

- Ale jaja, niesamowite - komentował też juror Wojciech Łozowski, kiedy usłyszał, że Wiesiek zaczął beatboxować w latach 80. - Może to trzeba zmienić w historii, powiedzieć, że to pan był pierwszy?
Można powiedzieć, że to drugie podejście brzeżanina do polskiej sceny muzycznej.

- Z tym się chyba urodziłem. Najpierw podpatrywałem, jak ojciec grał na akordeonie, potem słuchałem radiowych audycji Piotra Kaczkowskiego i zaczynałem sobie nucić - wspomina Iwasyszyn. - Pomyślałem, że można coś do tego dodać i tak pomału dochodziłem do wprawy.

Beatbox to umiejętność naśladowania za pomocą języka, krtani czy gardła dowolnych instrumentów muzycznych. Najlepsi potrafią zagrać w ten sposób niemal każdy utwór, odtwarzając jednocześnie np. gitary i perkusję. Za prekursorów współczesnego beatboxu uważa się amerykańskich hip-hopowców z początku lat 80. ubiegłego wieku.
Czyli z czasów, w których ten gatunek muzyki z powodzeniem uprawiał już Iwasyszyn. Wtedy wieść o jego niezwykłych umiejętnościach powoli zataczała coraz szersze kręgi. Spróbował swoich sił na warsztatach w brzeskim domu kultury, potem pojechał na podobne do Lublińca, gdzie spotkał właśnie Zapendowską.

Następnie były już występy - w Jarocinie, m.in. jako suport TSA, i w telewizyjnym Jarmarku. - Prowadzili go trzej panowie: Szewczyk, Pijanowski, Zientarski i był tam taki konkurs, coś jak te dzisiejsze show, w którym zająłem pierwsze miejsce - mówi beatboxer.

Kariera potoczyła się błyskawicznie: z opolskiego "Rocka nad Odrą" organizowanego przez Opolskie Towarzystwo Jazzowe, dzięki Tadeuszowi Pabisiakowi trafił do ekipy towarzyszącej w trasie Budce Suflera.
- Występowałem przed ich koncertami i dwa-trzy bisy, to była norma. Program przewidywał dla mnie 10 minut, a wychodziło z tego 40 i trzeba było wszystko w głowie poukładać, żeby nie powtarzać utworów. Ale dawałem radę!

W latach 90. Iwasyszyn zakłada rodzinę, rodzą się dwie córki: Sylwia i Izabela, wkrótce małżeństwo się rozpada.

- To wszystko sprawiło, że rzuciłem muzykę. Ale teraz próbuję wrócić - mówi brzeżanin, który dziś ma już 48 lat.
Pomaga mu w tym menedżerka Jola Miśkiewicz. Ma już za sobą nagrania z zespołem "Mech" czy zaplanowany występ w Warszawie na koncercie charytatywnym. Po telewizyjnym "Must be..." propozycji znowu nie brakuje. - Ale pozostaję prostym człowiekiem, nie mam wielkich aspiracji - zapewnia Wiesiek. - Nie mówię, że sława nie jest przyjemna, ale nigdy nie będzie tak, że idę ulicą i nie poznaję ludzi. Jak ktoś ma ochotę coś zapytać, to nie ma sprawy - zatrzymam się i pogadam!

Zobacz program z udziałem Wiesława Iwasyszyna w ipla

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska