Średniowieczny gród gotowy

Redakcja
– Rycerze bywali opojami i rabusiami, ale my odtwarzamy tylko ten szlachetny obraz rycerstwa – zapewnia Andrzej Kościuk, namiestnik Opolskiego Bractwa Rycerskiego.
– Rycerze bywali opojami i rabusiami, ale my odtwarzamy tylko ten szlachetny obraz rycerstwa – zapewnia Andrzej Kościuk, namiestnik Opolskiego Bractwa Rycerskiego.
W Byczynie czeka nas kolejny Międzynarodowy Festyn Rycerski. Ten jest wyjątkowy, bo opolscy wojowie przejmą władzę nad średniowiecznym grodem.

Zabytkowe mury obronne, fosa i kręte, wąskie uliczki tworzą niepowtarzalny, można wręcz rzec: historyczny klimat Byczyny. Bo historia to największe bogactwo tego małego miasteczka na północy Opolszczyzny. W historii Rzeczypospolitej miasto zapisało się jako miejsce tryumfu oręża polskiego. To właśnie pod Byczyną 24 stycznia 1588 r. hetman Jan Zamojski rozbił wojska pretendenta do tronu polskiego, arcyksięcia Maksymiliana Habsburga. A od czterech lat nie ma w kraju i Europie szanującego się bractwa rycerskiego, które nie słyszałoby o tym miejscu. Bo to właśnie w maleńkiej Byczynie od 2003 roku odbywają się drugie co do wielkości (tuż po Grunwaldzie) zloty rycerzy z kraju i Europy.

Zbudujmy sobie gród
- Kiedy podjęliśmy decyzję, że to właśnie tradycję historyczną wykorzystamy do promocji i ożywienia ruchu turystycznego w gminie, burmistrz Ryszard Grüner pomyślał o zorganizowaniu festynu rycerskiego - opowiada Maciej Tomaszczyk, sekretarz gminy Byczyna. - Rycerstwo wprawdzie nie było jeszcze wtedy w Polsce tak modne ale postanowiliśmy zaryzykować.

O radę i pomoc poproszono Andrzeja Kościuka, namiestnika Opolskiego Bractwa Rycerskiego. I we wrześniu 2003 roku do Byczyny po raz pierwszy zjechali wojowie m.in. z Polski, Czech i Ukrainy oraz mnóstwo widzów z całego województwa.
- Ten I Międzynarodowy Festyn Rycerski okazał się wielkim sukcesem - wspomina Tomaszczyk. - Kiedy go świętowaliśmy, Andrzej Kościuk opowiedział nam o swoim wielkim marzeniu: budowie na wyspie Bolko w Opolu drewnianego grodu rycerskiego, który byłby siedzibą opolskiego bractwa.
Kościuk nie mógł jednak dojść do porozumienia z władzami stolicy województwa. Burmistrzowi Byczyny natomiast pomysł tak się spodobał, że szambelan opolskich rycerzy usłyszał: "To zbudujmy taki gród u nas".

- Idealnym miejscem dla takiej budowli była wyspa nad zalewem Brzózki we wsi Biskupice - opowiada Tomaszczyk. - Grunt był gminny, otoczenie piękne: woda, mnóstwo zieleni, żadnego przemysłu w pobliżu.
Zakasano więc rękawy i - do roboty! Pieniądze na takie przedsięwzięcie można było otrzymać z unijnego programu Interreg III A. Jednym z warunków złożenia wniosku było znalezienie partnera z Rebubliki Czeskiej. W maju 2005 roku gmina Byczyna podpisuje deklarację współpracy ze Złotymi Górami w Czechach, a jej partnerem zostaje Grupa Szermiercza z Jesenika. Miesiąc później dostaje z Unii Europejskiej 2 mln 771 zł na budowę Polsko-Czeskiego Centrum Kształcenia Rycerstwa, którego siedzibą ma być wzorowany na średniowiecznym, drewniany gród pod Byczyną. Cała inwestycja pochłonęła 4 mln 400 tys. zł. A już za tydzień wrota grodu zostaną otwarte.
W warowni praca wre
- Kiedy znikną robotnicy, rusztowania i maszyny, kiedy na maszcie zatrzepocze chorągiew, po placu zaczną kręcić się ludzie ubrani w stroje z epoki, a w stajni rżeć będą konie, to miejsce dopiero zacznie żyć - zapewnia Andrzej Kościuk. Patrzy wokół gospodarskim okiem, dogląda wszystkiego, czepia się drobiazgów. No, ale przecież ta budowla to jego wymarzone i wyczekane dziecko. Wszystko więc musi być jak należy. Niestety, trzeba było pójść na pewne ustępstwa. Bo gród musi spełniać wymogi i sanepidu, i straży pożarnej. Dlatego obok całych w drewnie pokoi gościnnych jest wykafelkowana łazienka. W topornych, drewnianych łożach zamiast siana będą współczesne materace.

- Sanepid nawet nie chciał słyszeć o sianie - wzdycha Kościuk. - Ale jak dojdą skóry na podłogach, drewniane kufry służące za szafy, to będzie wyglądać jak w prawdziwej średniowiecznej karczmie. Niezły był też cyrk z drewnianymi sufitami.
Musieliśmy sprowadzać specjalne płyty i impregnaty za grube pieniądze, żeby strażacy zgodzili się na drewno - opowiada szambelan. Nie zachwycają go również lampy w pomieszczeniach i nad drzwiami wejściowymi do gospody czy karczmy.
- Ale to tylko na razie - zapewnia. - Mamy tutaj przecież kuźnię, gdzie będzie pracował kowal. On wykuje porządne.

I Kościuk, i Tomaszczyk podkreślają, że otwarcie grodu 2 września będzie symboliczne. Bo jeszcze sporo zostało do zrobienia.
- Tak naprawdę to on zacznie funkcjonować, jak już się tu wprowadzimy i zadomowimy - tłumaczy Kościuk. - I stopniowo będziemy wszystko dopieszczać.
Wtedy przez 365 dni w roku będzie tu można zjeść i zabawić się w karczmie, pojeździć na koniu, porzucać toporem, postrzelać z łuku czy zrobić zakupy na średniowiecznym jarmarku. A po wszystkich tych emocjach - przenocować w gospodzie. Drewniana warownia to ewenement na skalę światową. Jest cała z modrzewia. Szambelan śmieje się, że na jej budowę zużyto zapas modrzewia z południowej Polski i północnych Czech. Ale wiele przesady w tym nie ma. Dziedziniec otacza sześciometrowa palisada z dwiema wieżami. W przyszłości będzie też zwodzony most.

- Ale na razie nie znaleźliśmy śmiałka, który taki most umiałby zrobić - uśmiecha się Andrzej Kościuk. - Przecież nie zachował się żaden średniowieczny gród, wszystko więc projektowane było trochę na wyczucie, w oparciu o ryciny.

Rycerstwo to styl życia
- Nie bawimy się w rycerzy - zastrzega Andrzej Kościuk. - Kiedy zakładamy stroje, stajemy się rycerzami. To działa jak wehikuł czasu, który przenosi nas w ten XII czy XIII wiek. Dlatego wojowie i białogłowy bardzo dbają o szczegóły, zwłaszcza te dotyczące sposobu walki, uzbrojenia czy stroju. Potrafią kłócić się o wielkość guzików czy barwy.
- Okazuje się, że kolory są bardzo ważne - tłumaczy Kościuk. - Przykładowo żółte elementy szat miały około 1300 roku tylko ladacznice, panowie kochający inaczej i Żydzi.
Dbają też o to, co pojawia się na ich stołach. W średniowieczu nikt nie znał smaku ziemniaków czy włoszczyzny. Jedzą więc dużo mięsa i kasz, gulasze, podpłomyki czy ryby. Bo mało kto wie, że wtedy to właśnie ryba była w państwie polskim takim daniem narodowym. Tu przyrządzano je jak nigdzie indziej.
Ale czasy średniowieczne wciąż owiane są wielką tajemnicą, praktycznie nie ma żadnych tekstów źródłowych zdradzających tajniki np. rzemiosła.
- Nie mamy pojęcia, jak oni wtedy potrafili z jednego kawałka żelaza wykuć hełm - podaje jeden z przykładów namiestnik opolskich rycerzy. - Teraz nam się to nie udaje. Wielką niewiadomą są też zwyczaje z życia codziennego wojów. Rycerz każdemu ze współczesnych kojarzy się z mężczyzną szlachetnym, odważnym, walecznym, który broni czci niewiast i niesie pomoc sierotom i wdowom. A przecież rycerze bywali też opojami, rabusiami, gwałcicielami i szukali zwady dla zabawy - śmieje się Kościuk. - Jak nie było wojny, to dla zabicia czasu np. podpalali zamek sąsiada. Ale my odtwarzamy tylko ten szlachetny obraz rycerstwa: posłusznego, odważnego i wstrzemięźliwego, ale, broń Boże, nie nudnego.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska