Uczniowie i nauczyciele są jak jedna rodzina

Fot. Edyta Hanszke
Danuta Kalinowska z domu Lubos maturę zdawała w 1951 r. Mateusz Matuszyk do egzaminu dojrzałości przystąpi w przyszłym roku.
Danuta Kalinowska z domu Lubos maturę zdawała w 1951 r. Mateusz Matuszyk do egzaminu dojrzałości przystąpi w przyszłym roku. Fot. Edyta Hanszke
Jak Jerzy Lubos pasjonował się wydawaniem gazetki szkolnej, tak konikiem Jana Cieślika były kroniki szkolne. Ryszard Pagacz, obecny dyrektor zawadzkiego Liceum Ogólnokształcącego, wszystko najchętniej przedstawiałby na wykresach i w słupkach. W końcu jest matematykiem.

Za co lubię swoją szkołę?

Za co lubię swoją szkołę?

Andrzej Pruski:
- Można się tu wykazać nie tylko wiedzą szkolną, ale także rozwijać inne zainteresowania i za to lubię to miejsce. Możemy się pochwalić osiągnięciami sportowymi, a nauczyciele traktują nas jak dorosłych ludzi.

Katarzyna Pietrek:
- Nie jest za duża i dlatego wszyscy się w niej znają. To pomaga w kontaktach, nauczyciele traktują nas indywidualnie. Jesteśmy mocni z historii, matematyki i informatyki.

Zuzanna Grabińska:
- Po pierwsze za to, że mam do niej blisko (śmiech). W mojej rodzinie tradycją jest ukończyć miejscowe liceum. Chodziła tu moja mama i ciocia. Podoba mi się radiowęzeł i nauczyciele, z którymi można się dogadać, na przykład w sprawie przesunięcia sprawdzianów.

W październiku do zawadzkiej szkoły zjadą absolwenci. W tym roku mija 60 lat od otwarcia polskiej szkoły w Zawadzkiem. Opracowaniem wspomnieniowej książki się ma zająć Arkadiusz Baron, od 13 lat nauczyciel historii w Zawadzkiem. Należy on do grona tych pedagogów, którzy nie narzekają na "współczesną młodzież". Co więcej, nawet próbują ją tłumaczyć. - Za moich czasów szkolnych nie było komputerów, internetu, stu pięćdziesięciu kanałów telewizyjnych. Byliśmy inni i oni są inni, co wcale nie znaczy gorsi - przekonuje historyk.

Kim zostaną jego uczniowie? Dziś jeszcze trudno mu przewidzieć. Może jak Alfred Sosgórnik będą w pchnięciu kulą reprezentować Polskę na olimpiadzie albo jak Henryk Pisarek zostaną profesorami filozofii, czy pójdą w ślady Jana Rajmana, dr. hab. nauk przyrodniczych albo Jerzego Strzebińczyka, profesora prawa na Uniwersytecie Wrocławskim. Takich utalentowanych absolwentów wyszło ze szkoły w Zawadzkiem w ciągu tych kilkudziesięciu lat wielu.
Gabloty w szkolnej izbie pamięci na parterze czekają na zdjęcia kolejnych. W pomieszczeniu czuć zapach starych kartek i przeszłości. Na środku w szafce za szkłem sztandar, który uczniowie otrzymali w listopadzie 1966 roku od "społeczeństwa ziemi strzeleckiej", dwa miesiące po przenosinach do nowego budynku. Pod stołami ułożone w stertach oprawione w twarde okładki czasopisma "My o nas", które w listopadzie 1961 roku zaczęli wydawać uczniowie, zachęceni przez ówczesnego dyrektora Jerzego Lubosa. - To była pasja Lubosa - komentuje Arkadiusz Baron.
- Tak jak konikiem Jana Cieślika były kroniki szkolne, tak obecny dyrektor Ryszard Pagacz uwielbia wszystko przedstawiać w formie wykresów i tabel. Z wykształcenia jest matematykiem - tłumaczy zależności Baron.
Ryszard Pagacz, który szefuje szkole od 1991 roku, tak komentuje wnioski swojego pracownika: - W dobie komputeryzacji nie wyobrażam sobie, żebyśmy nie korzystali z tych urządzeń. Dlatego stworzyłem elektroniczne bazy danych absolwentów, które są uzupełniane na bieżąco, czy bazy uczniów.

1 września 1966 r. uroczyście otwarto nowy budynek liceum.

Pagacz przyznaje, że w małej szkole, jaką kieruje (264 uczniów i 18 nauczycieli) trudno o spektakularne sukcesy. Dlatego uważa, że licealiści z Zawadzkiego powinni próbować sił w różnego rodzaju konkursach. - Niech się sprawdzają, wówczas wzrasta prawdopodobieństwo osiągania sukcesów - od matematycznych porównań dyrektor Pagacz nie może się jednak uwolnić.
Dr Jan Cieślik, poprzednik Ryszarda Pagacza w latach 1969 - 1991 na stanowisku dyrektora, jest autorem monografii o zawadzkim liceum. To on stworzył w 1973 roku wspominaną wcześniej izbę pamięci w szkole. Za jego czasów w szkole pojawiły się pierwsze komputery - dziesięć polskich "Juniorów". Pracownię komputerową szkołą otrzymała za osiągnięcia dydaktyczno-wychowawcze. - Była jedną z pierwszych pracowni tego typu w szkołach naszego województwa - wspomina dr Cieślik w monografii.
Jerzego Lubosa świetnie pamięta Danuta Kalinowska, emerytowany lekarz pediatra. W końcu był jej ojcem. Kobieta pokazuje trzydrzwiową szafę, w której trzyma pamiątki po rodzicach. Matka - Eleonora - także pracowała jako nauczycielka w zawadzkiej szkole. Jerzy Lubos przyjechał do Zawadzkiego tuż po wojnie z Bytomia. - Mój ojciec był przed wojną profesorem w polskim gimnazjum w Bytomiu - wspomina Danuta Kalinowska. - Szkołę w Zawadzkiem tworzył właśnie na wzór bytomskiej.
Danuta Kalinowska jest jedną z pierwszych absolwentek miejscowego liceum. Maturę zdawała w 1951 roku. - Po wojnie trafiali do szkół uczniowie w różnym wieku - z sentymentem sięga pamięcią wstecz. - Byłam najmłodsza w klasie, a w dodatku na cenzurowanym z powodu ojca. Koledzy obawiali się, że będę mu o donosiła o wszystkim. Uczyli nas profesorowie z Warszawy, uciekinierzy ze Stanisławowa. Wybitni. Wpajali nam nie tylko wiedzę. Nakłaniali do pracy społecznej.

Kalinowska pamięta okna szkolne ozdobione papierowymi witrażami zrobionymi przez kolegów i jak uczniowie jeździli po okolicznych wioskach z wózkiem wypełnionym książkami, które sprzedawali. Jako dowód pokazuje zdjęcie z lat 60., na którym jej ojciec stoi w otoczeniu uczennic przy wózku z napisem "Dom Książki". Młoda uczennica występowała także w szkolnym kole teatralnym. Pamięta, że jako Telimena z "Pana Tadeusza" grała w Kielcach.
Związki z odległymi Kielcami odnajdujemy także w wycinkach z gazet. 28 października 1947 roku w "Życiu Radomia" napisano: - Młodzież z gimnazjum im. św. Stanisława Kostki w Kielcach spędziła lato na obozie na Śląsku, gdzie zetknęła się i zawarła serdeczną przyjaźń z uczniami Liceum i Gimnazjum z Zawadzka (Śląsk Opolski).
Lubosowi szkoła zawdzięcza obecną siedzibę. Otwarto ją 1 września 1966 roku, w roku obchodów Tysiąclecia Państwa Polskiego, i nadano jej imię Mieszka I. W relacjach czytamy, że ponad dwa tysiące osób było na tej uroczystości.

Polska zaczęła się dla Zawadzkiego w marcu 1945 roku. Uruchomienie szkoły podstawowej i otworzenie średniej stało się jednym z najważniejszych zdań dla nowej władzy. Kuratorium Szkolne w Katowicach powierzyło to zadanie mgr. Józefowi Żołnierkowi. Ten przejął i zaczął remontować budynek po niemieckim gimnazjum (dziś siedziba Publicznego Gimnazjum). Otworzył szkołę 16 lipca. Naukę w Państwowym Gimnazjum i Liceum Koedukacyjnym w Zawadzkiem zaczęło 84 uczniów, a pod koniec sierpnia było ich już 189. Arkadiusz Baron znalazł adnotację, że osoba o nazwisku Żołnierek została odsunięta od wykonywania zawodu. - Nie jestem pewien, czy dokładnie o zawadzkiego dyrektora chodzi - zastrzega.
Otwarcie szkoły musiało być niezwykle ważne dla miejscowych władz i dyrektora, skoro podczas uroczystego otwarcia 4 września śpiewano Rotę, a z Zawadzkiego poszła depesza do prezydenta Bolesława Bieruta.

Korzystałam z monografii Jana Cieślika 50 lat Liceum Ogólnokształcącego im. Mieszka I w Zawadzkiem (1945 - 1995)".

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska