Wypadek wydarzył się w nocy z 3 na 4 lutego w Siemysłowie k. Domaszowic. 20-latek z Namysłowa prowadził bmw, w którym siedziało pięć pasażerek w wieku 17-19 lat. Po wyjeździe z zakrętu, już na skraju wsi, auto prawdopodobnie złapało pobocze, potem wróciło na asfalt, a w końcu z ogromną prędkością uderzyło w drzewo.
- Licznik zatrzymał się na 150 km/h - mówi strażak, który pomagał w akcji ratowniczej.
Kiedy strażacy przyjechali na miejsce , wewnątrz przewróconego na bok samochodu był tylko zakleszczony w poduszkach powietrznych kierowca i siedząca z przodu pasażerka. Cztery dziewczyny, które podróżowały z tyłu, „wyrzuciło” z auta. Wypadku nie przeżyły dwie nastolatki: 17-letnia Klaudia i 18-letnia Marta. Pozostali w ciężkim stanie trafili do szpitala.
- Moje dziecko ledwo uszło z życiem, Ola miała złamany kręgosłup, zmiażdżoną miednicę, złamany obojczyk i uraz głowy - mówi Aneta Haracz. - To, że córka przeżyła, to jest cud. Dlatego boli nas, kiedy okazuje się, że kierowca do dziś nie dostał żadnej sankcji, nie ma zarzutów ani nawet zatrzymanego prawa jazdy. Kiedy zimą na śliskiej szosie zdarzy się stłuczka, to od razu mamy mandat. A tu zginęły dwie osoby, a kierowca przez tyle czasu może uchodzić za niewinnego.
3 lutego dziewczęta spotkały się u jednej z koleżanek w Dąbrowie (gmina Świerczów), wkrótce dołączyła do nich Marta ze swoim kolegą. - Najpierw z godzinę siedzieliśmy na miejscu, ale potem mieliśmy się przejechać do Domaszowic - opowiada Ola. - Pamiętam, że padł mu akumulator i musieliśmy pchać auto, żeby zapaliło.
Niestety, samej przejażdżki, a szczególnie momentu wypadku dziewczyny, które przeżyły, nie pamiętają.
- Ale wystarczyło zapytać strażaków, którzy przyjechali jako pierwsi i potwierdzą, że to właśnie ten chłopak siedział za kierownicą - mówią rodzice nastolatek . - Kiedy w lipcu byliśmy w prokuraturze, usłyszeliśmy jednak, że nie ma pewności, kto prowadził auto! Dlatego boimy się, czy na pewno doczekamy się sprawiedliwości.
Śledczy tymczasem zapewniają, że postępowanie jest prowadzone „bez zbędnej zwłoki”. - Prawo jazdy zatrzymujemy obligatoryjnie tylko w sytuacjach, kiedy kierowca jest pod wpływem alkoholu. Natomiast tutaj musimy najpierw ustalić winę kierującego, a do tego potrzebna jest między innymi opinia biegłego. Dlatego decyzję o ewentualnym odebraniu uprawnień podejmie dopiero sąd - tłumaczy prokurator Anna Jastrzębska z kluczborskiej prokuratury.
Rodziny ofiar wypadku skarżą się na prokuraturę
Śledczy prowadzący sprawę wypadku w Siemysłowie, w którym zginęły dwie osoby, mieli wątpliwości, kto kierował autem. Jak to możliwe?
- Wątpliwości te rzeczywiście były w początkowej fazie postępowania, jednak w wyniku podjętych czynności procesowych zostały wyjaśnione - zapewnia Anna Jastrzębska, zastępca prokuratora rejonowego w Kluczborku.
Te wątpliwości są o tyle zaskakujące, że strażacy, którzy pierwsi przyjechali do wypadku, wskazywali jednoznacznie: - W poduszkach na miejscu kierowcy zakleszczony był chłopak - mówił nam jeden ze strażaków OSP.
Wprawdzie jego dotąd nie przesłuchano, ale policja tuż po wypadku rozmawiała z zawodowymi strażakami, którzy byli na miejscu i spisała ich zeznania. W prokuraturze dopytywaliśmy też, dlaczego dopiero pod koniec lipca poproszono o opinię biegłego?
- Czas od daty wszczęcia śledztwa wykorzystany został na gromadzenie materiału dowodowego, to jest przesłuchania świadków, weryfikowanie różnych wersji zdarzenia, załączenie opinii sądowo-medycznych z przeprowadzonych oględzin i sekcji zwłok, gromadzenie dokumentacji medycznej osób pokrzywdzonych, uzyskanie opinii dotyczącej stanu technicznego pojazdu - wylicza prokurator Jastrzębska.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?