Kowal klepie biedę

Fot.: Klaudia Bochenek
Kiedyś Jan Zaczyk żył z kowalstwa. Dzisiaj jest jego pasją, bo na chleb nie da się w kuźni zarobić,
Kiedyś Jan Zaczyk żył z kowalstwa. Dzisiaj jest jego pasją, bo na chleb nie da się w kuźni zarobić, Fot.: Klaudia Bochenek
- Polskie fabryki już dawno sprzedane, ino moja kuźnia jeszcze się ostała - mówi Jan Zaczyk, jedyny prawdziwy kowal w całym regionie.

Grądy. Niewielka wioska pod Otmuchowem. PKS przejeżdża tędy trzy, może cztery razy dziennie. W centrum sklep spożywczy, niewielka szkoła podstawowa, a na szarym końcu, u wylotu na Ziębice - kuźnia. Dziesiątki młotków i przecinaków, tysiące potrzebnych i niepotrzebnych śrubek - to całe królestwo Jana Zaczyka. Bałagan jest tylko pozorny.

- Nawet w środku nocy, po omacku potrafię od razu znaleźć to, czego potrzebuję - chwali się najstarszy i jedyny kowal w okolicy. - Ale teraz już coraz rzadziej tu zaglądam, bo zdrowie nie takie, a ludziska pieniędzy nie mają.
Zaczyk narzeka na kręgosłup. 64 lata czynnej pracy zawodowej odbiły się na zdrowiu. Ale ogólnie jest zadowolony z życia.
- Zawsze kochałem ten zawód, a chyba nie ma nic lepszego jak robić coś, co się lubi, i jeszcze na tym zarabiać - mówi Zaczyk. - U nas w Polsce niestety są tylko dwie możliwości - albo jesteś urzędnikiem, albo pracujesz.
Pan Jan woli tę drugą opcję. Do urzędników nie ma zaufania. Ich i polityków obwinia za bezrobocie i biedę. Mówi, że z perspektywy kowalskiej kuźni jest zdecydowanie bardziej widoczna niż z VIP-owskiego stołka.
- Dziś kowal w kuźni klepie ino biedę - wzdycha Zaczyk. - Na polach zamiast koni kombajny, kół do wozów nikt już nie potrzebuje, a i naprawiać sprzętu ludziom się nie chce. W całej okolicy tylko czterech rolników do mnie czasem zagląda. A to lemiesze wyklepać, a to cos zaspawać. Reszta woli drucikiem powiązać, byle nie płacić za usługę.
Ostatniego konia podkuwał jakieś dziesięć lat temu. Na dodatek nie z potrzeby, a dla parady, bo sąsiad chciał zobaczyć. Później trafiło mu się jeszcze dwadzieścia koni hurtem, prosto z Czech. Zwierzaki z cyrkiem do Nysy przyjechały i kopyta trzeba było im poczyścić. Tylko sobie wiadomym sposobem Czesi znaleźli Zaczyka w zapomnianych Grądach.

Od tamtej pory cisza. Dla kowala najgorsza jest zima, kiedy robota na polu stoi. Aby nie wyjść z wprawy i rozprostować stare kości, Zaczyk nawet w styczniu zagląda do kuźni. Rozpali w piecu, ogarnie swoje włości, naprawi ze dwa lemiesze, czasem coś przehandluje. Jakoś żyć trzeba...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska