Nie są nam potrzebni

Redakcja
Z Małgorzatą Radziewicz, kustoszem nyskiego muzeum, rozmawia Klaudia Bochenek

- Czy w dzisiejszych czasach są jeszcze prawdziwi rzemieślnicy?
- Niestety, zawody te znikają na naszych oczach. Jesteśmy też sami temu trochę winni, bo niektóre usługi przestają nam być po prostu potrzebne.
- A jak było kiedyś?
- Dawno temu rzemieślników było sporo. W naszym muzeum jest wiele wspaniałych pamiątek po dawnych nyskich konwisarzach, czyli producentach naczyń. Chodzili od wsi do wsi i odnawiali stare powyginane miski, talerze, kubki. Na swoich produktach - tak jak zresztą inni rzemieślnicy - zostawiali puncę, czyli cechę, po której można było rozpoznać czyim dziełem jest przedmiot.
- Jakie jeszcze zawody w naszym regionie cieszyły się niegdyś powodzeniem?
- Byli piekarze, rzeźnicy, masarze, szewcy. Wszyscy oni mieli się znakomicie i spory był popyt na ich usługi. Do dziś zresztą zachowały się ich oryginalne godła cechowe. Najwięcej roboty mieli u nas jednak sukiennicy, płóciennicy i krawcy.
- Na szczęście ci ostatni ostali się jeszcze w Nysie, chociaż w śladowych ilościach...
- Podobnie jest z szewcami. Wprawdzie kilku mamy, ale butów nie szyją jak niegdyś, tylko je naprawiają. Kowale, którzy podkuwają konie, to też zamierzchła historia. Nie wspominając już o repasacji. Jeszcze kilka lat temu kobiety, które chodziły w cienkich pończochach, nie wyobrażały sobie by z oczkiem nie pójść do repasatorki. Sama zresztą miałam taką domową repasatkę. Około osiemdziesięciu procent tych dawnych zawodów zniknęło z panoramy naszego miasta na zawsze. A szkoda.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska