Juraszkowie obwiniają lekarzy z Nysy o śmierć chłopca

Tomasz Dragan
- Myśleliśmy, że przynajmniej zostawią syna na obserwacji, ale dwa razy odesłano go ze szpitala do domu - płacze rodzina.
- Myśleliśmy, że przynajmniej zostawią syna na obserwacji, ale dwa razy odesłano go ze szpitala do domu - płacze rodzina.
14-letni Kamil został przyjęty na oddział dopiero, kiedy był umierający.

Dramat zaczął się 14 października, kiedy Kamil wrócił ze szkoły do domu. Mieszkał w Kopernikach, a uczył się w gimnazjum nr 2 w Nysie.

- Zwijał się, bo bolał go brzuch - opowiada Małgorzata Juraszek, mama Kamila. - Prędko zawieźliśmy go do ośrodka zdrowia. Tam lekarka dała skierowanie na pogotowie do Nysy.

Wtedy Kamil trafił na oddział ratunkowy po raz pierwszy. Lekarz przepisał mu środki rozkurczowe i odesłał do domu. Jednak wieczorem, po kilku godzinach, rodzina powtórnie przywiozła 14-latka na pogotowie. Kamil nie mógł już ustać na nogach o własnych siłach. Tym razem lekarz zlecił badania krwi oraz rentgen brzucha. Z relacji bliskich chłopca wiemy, że te analizy medyczne nie pokazały nic nowego. Kamil ponownie został odesłany do domu.

- Myśleliśmy, że przynajmniej zostawią syna na obserwacji - dodaje matka chłopca. - Tym bardziej, że Kamil miał skierowanie na USG od naszej lekarki.
Rodzice jednak zapewniają, że tego badania nie zrobiono. Ponoć w szpitalu nie było odpowiedniego lekarza.

Rano stan Kamila znacznie się pogorszył. Lekarka z ośrodka zdrowia dała mu zastrzyki i poradziła, by leżał w domu. Bliscy chłopca relacjonują, że ona także była zaskoczona, iż Kamil nie został przyjęty do szpitala na obserwację. Dopiero kiedy wieczorem umierającego nastolatka przywiozło pogotowie, medycy w szpitalu zostawili go na oddziale. Jeszcze w domu reanimowała go pielęgniarka z sąsiedztwa.
- Rano 16 października, tuż przed szóstą, dostaliśmy telefon, że syn nie żyje - płacze Krzysztof Juraszek, ojciec chłopca. - Może gdyby lekarze zostawili Kamila na obserwacji, to dzisiaj by żył. Gdyby zrobili to USG!

Kamila pochowano w środę na cmentarzu w Kopernikach. Sprawą zainteresowała się prokuratura. W czasie sekcji zwłok, jaką zlecił szpital, wyszło bowiem na jaw, że dolegliwości chłopca mogły być wynikiem pobicia.

- Jest takie podejrzenie, dlatego nyska prokuratura prowadzi w tej sprawie czynności - informuje prokurator Lidia Sieradzka, rzecznik opolskiej prokuratury okręgowej. - Kolejna sekcja zwłok, jaką już zlecili śledczy po otrzymaniu informacji ze szpitala, ujawniła obrażenia wewnętrzne u nastolatka. Sprawdzamy, czy mogły być następstwem pobicia.

Rzecznik nie chciała powiedzieć, o jakie konkretnie obrażenia chodzi oraz co było przyczyną śmieci Kamila. Nieoficjalnie dowiedzieliśmy się, że bóle chłopca wywołało pęknięcie krwiaka, jaki miał w okolicach brzucha.

Medycy z nyskiego szpitala odmówili rozmowy. Co prawda znają oskarżenia rodziny pod ich adresem, ale... - Do czasu zakończenia postępowania prokuratorskiego nie wypowiadamy się w tej sprawie - ucina lekarz Marek Szymkowicz, wicedyrektor ds. medycznych szpitala.
Podobnie zareagowała Jadwiga Seidel, lekarka z ośrodka zdrowia w Kopernikach.
W gimnazjum, gdzie chodził Kamil, dyrekcja szkoły zaprzecza, iż chłopiec mógł zostać pobity przez kolegów.

- To straszna tragedia, ale tego dnia nie było praktycznie lekcji i dzieci w szkole. To był dzień nauczyciela - podkreśla Bogusława Piotrowska, dyrektor "dwójki".
Nam udało się dotrzeć do osób, które twierdzą, że chłopiec był stale zaczepiany przez silniejszych kolegów.

- Bo był chudy i chorowity. Widziałem też, jak jeden z chłopaków tego dnia (14 października - przyp. red.) popychał Kamila na korytarzu - mówi jeden z gimnazjalistów.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska