Przyducha zabiła w Jeziorze Otmuchowskim dziesiątki tysięcy ryb

Koło PZW w Paczkowie
Ofiarą przyduchy padły głównie drobne ryby.
Ofiarą przyduchy padły głównie drobne ryby. Koło PZW w Paczkowie
Ofiarą braku tlenu padły tysiące okoni, sandaczy i jazgarzy. Wędkarze zebrali przy brzegu tonę drobnicy.

- Te straty będziemy odczuwali przez kilka lat - mówi Michał Szkwara, prezes paczkowskiego koła Polskiego Związku Wędkarskiego. - Do wtorku zebraliśmy z brzegów około tony ryb, a woda wciąż wyrzuca na brzeg kolejne sztuki. Tego smrodu po prostu nie da się opisać.

Pierwsze śnięte ryby w Jeziorze Otmuchowskim zaczęły pojawiać się w niedzielę. Przybywało ich w zastraszającym tempie i w ciągu dwóch dni brzeg był dosłownie pokryty rybią drobnicą.

- Ale padły też duże okazy - trafiliśmy np. na ponadmetrowego węgorza - dodaje Michał Szkwara.

- Trudno powiedzieć, jaki procent populacji zginął, ale skutki mogą być długofalowe - ocenia Adam Podgórny, ichtiolog z Polskiego Związku Wędkarskiego. - Bo np. jazgarz i okoń są podstawowym pokarmem dla sandacza. To jest żywieniowa piramida, która może się teraz zacząć sypać.

Zdaniem wędkarzy przyczyną katastrofy jest przyducha, czyli zjawisko braku tlenu spowodowanego niskim stanem wody i wysokimi temperaturami. A winę za katastrofę zrzucają na Regionalny Zarząd Gospodarki Wodnej, który zarządza zbiornikiem na Nysie Kłodzkiej.

- Co roku, chyba od ośmiu lat, spuszczają wodę pod pretekstem prowadzenia remontów - mówi prezes Szkwara. - A potem na wałach widzimy, jak pracują po trzy osoby. Czy tych napraw nie można zrobić za jednym zamachem? Od tego ciągłego spuszczania wody jezioro zarasta, roślinność gnije i tlenu dla ryb jest coraz mniej. Zniknęły też ośrodki turystyczne, których tu było kiedyś sporo, bo ludzie nie chcą wchodzić do wody po błocie.

- Musimy spuszczać wodę, bo prowadzimy remont na zaporze zrzutowej - tłumaczy Wojciech Szczepański z otmuchowskiego Zarządu Zlewni RZGW. - Ale moim zdaniem nie ma związku między tym weekendowym spuszczaniem wody a masowym ginięciem ryb - przecież woda opadła tylko o 11 milimetrów.

Ofiarą przyduchy padły głównie drobne ryby.
(fot. Koło PZW w Paczkowie)

Prawdziwe opróżnianie zbiornika dopiero się zacznie, bo RZGW ma zgodę z Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska na zrzut, po którym woda w jeziorze opadnie o dwa metry.
Zarządcy zbiornika przyznają, że remonty rzeczywiście są prowadzone co roku. To jednak spowodowane jest brakiem pieniędzy, więc prace muszą rozkładać na lata.

- Wcześniej poprawialiśmy skarpy, teraz remontujemy zaporę, a te prace potrwają do grudnia 2013 roku. Od tego momentu sytuacja ze zrzutami wody ustabilizuje się i problemy wędkarzy powinny się skończyć - zapewnia Wojciech Szczepański. - Trzeba jednak pamiętać, że to zbiornik przeciwpowodziowy i trudno tę funkcję pogodzić z interesami wędkarzy czy turystów.

- Nikt nie kwestionuje konieczności spuszczania wody w stanach zagrożenia powodziowego. Ale takie prowadzenie remontów jest niezrozumiałe - komentuje Adam Podgórny. - Choć tarło naturalne jest dużo lepsze od zarybień, to tutaj nie mamy wyjścia i wpuszczamy po 200 tysięcy ryb rocznie. Ale nawet to nic nie da przy takich wahaniach lustra wody.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska