Strażacy dwa razy gasili pożar w tym samym mieszkaniu w Nysie

Fabian Miszkiel
Fabian Miszkiel
Pożar doszczętnie strawił mieszkanie przy ul. Kościuszki w Nysie.
Pożar doszczętnie strawił mieszkanie przy ul. Kościuszki w Nysie. Fabian Miszkiel (O)
Strażacy najpierw gasili pożar sadzy w kominie, potem już całe mieszkanie. 4-osobowa rodzina straciła dach nad głową.

W środę nad ranem płomienie strawiły mieszkanie na ostatnim piętrze kamienicy przy ul. Kościuszki w Nysie. Tymczasem jeszcze we wtorek po południu strażacy gasili tu płonącą sadzę w kominie, a w nocy zajęła się belka stropu, powodując pożar poddasza.

Wszystko zaczęło się właśnie od tlącej się w kominie sadzy.

- Wezwaliśmy straż pożarną we wtorek po południu, bo się w łazience zaczęło dymić - mówi Danuta Wróbel. Strażacy przyjechali na miejsce po godzinie 16. Pewni, że wszystko zostało ugaszone, opuścili mieszkanie w środę po północy.

- Strażacy byli na miejscu przez 7 godzin - tłumaczy mł. bryg. Paweł Gotkowski z Komendy Powiatowej Państwowej Straży Pożarnej w Nysie. - Był problem z kominem, bo jego konstrukcja jest nietypowa. Nie jest drożny i jednolicie prosty na całej długości. Ciężko było dostać się w zagięcia. Mieszkańcy wezwali kominiarza i przeczyścił on komin na tyle, na ile się dało.

Strażacy wpompowali do komina zawartość całej 6-kilogramowej proszkowej gaśnicy. Całość jeszcze przed odjazdem późno
w nocy sprawdzili kamerą termowizyjną i czujnikiem tlenku węgla. Urządzenia nie wykazały zagrożenia. Strażacy nie pozwolili jednak rodzinie wrócić na noc. Mieszkańcy nocowali w hotelu.

- Po północy kominiarz powiedział, że wszystko jest w porządku. Pojechaliśmy do hotelu, bo strażacy powiedzieli nam, że mieszkanie musi się przewietrzyć i nie możemy tam przebywać - opowiada Danuta Wróbel, właścicielka mieszkania.

Po raz drugi ogień zauważono w środę po 6 rano. Kiedy na miejsce dojechała straż, mieszkanie na ostatnim piętrze stało już całe w płomieniach. Ogień wychodził ponad dach kamienicy.

- Kiedy wróciliśmy rano do domu, zobaczyliśmy, że spaliło się wszystko. Wersalka, telewizor, komputery, pralka. Cała
elektronika jest do wyrzucenia. Część sprzętów całkiem nowa, jeszcze nie spłacona. Wszystko poszło z dymem - wylicza Danuta Wróbel.

Rzecznik nyskich strażaków zapewnia, że zrobiono wszystko, co się w tej sytuacji dało. Przyznaje, że pierwszy raz spotyka się
z taką sytuacją.

- Słaby płomień musiał tlić się jeszcze w kominie kilka godzin po naszej interwencji. W stropie zajęła się belka od szczeliny
w kominie. Tego nie dało się wykryć. Komin w miejscu ślepym musiał się rozszczelnić - mówi strażak.

Poszkodowana rodzina zwróciła się z prośbą o pomoc do burmistrza Nysy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska