Za drogo, za długo, bez głowy

Fot. Witold Chojnacki
Czesław Widera twierdzi, że z winy wspólników gmina musiała poręczać kredyty, które brała spółka budująca oczyszczalnię.
Czesław Widera twierdzi, że z winy wspólników gmina musiała poręczać kredyty, które brała spółka budująca oczyszczalnię. Fot. Witold Chojnacki
Budujecie bez głowy - upiera się Najwyższa Izba Kontroli. Inspektorzy odrzucili zastrzeżenia radnych miejskich dotyczące kontroli oczyszczalni.

Co ujawnili inspektorzy NIK

Co ujawnili inspektorzy NIK

1. Wzrost kosztów budowy. Miały one wynieść niecałe 8 milionów, a już sięgają 13,7 mln zł
2. Termin budowy został przedłużony o 2 lata
3. Udziały gminy w spółce budującej oczyszczalnię zostały zmniejszone, co pozwoliło ominąć przepisy
o zamówieniach publicznych
4. Trzeci udziałowiec został wprowadzony do spółki poza radą i bez wiedzy radnych
5. Zarząd gminy, wbrew składanym deklaracjom, nie zapewnił finansowania budowy oraz poręczania kredytów przez wspólników spółki (nie zawarli takiej umowy)
6. Spółka nie ma majątku umożliwiającego finansowanie budowy, nie ma też majątku wymaganego do poręczania kredytów i pożyczek
7. Nie wszystkie kwoty poręczeń były ewidencjonowane i przedstawiane w sprawozdaniach

Kontrolerzy opolskiej delegatury Najwyższej Izby Kontroli badanie oczyszczalni ścieków w Praszce - pod kątem ochrony majątku gminy w spółce z jej udziałem, a także wydawania pieniędzy poręczanych przez gminę - zakończyli we wrześniu zeszłego roku. Z wynikiem ich pracy praszkowscy samorządowcy zapoznali się w październiku. I od razu wybuchła burza, bo burmistrzowie i większość radnych uznała, że raport NIK jest nierzetelny i krzywdzący dla gminy.
- Moje zdanie jest takie: najważniejsze, że to działa - tłumaczy radny Czesław Widera. - A że koszty poszły w górę? Jak się buduje nie za własne pieniądze, to trzeba się z tym liczyć, że ceny pójdą w górę.

Radny Widera przyznaje jednak, że wspólnicy "nawalili" i przez nich gmina (mniejszościowy udziałowiec) musiała swoim majątkiem poręczać kredyty brane przez spółkę budującą oczyszczalnię.
Wobec zastrzeżeń samorządowców NIK musiała powołać komisję odwoławczą. Ta jednak utrzymała w mocy wcześniejsze wystąpienie kontrolerów, uznając tylko jedną uwagę władz Praszki, prostującą... datę, kiedy burmistrz poszedł na zwolnienie lekarskie. Tylko że to nie miało żadnego wpływu na wynik raportu NIK.
- Najgorsze jest to, że radni nadal uważają, że nic się nie stało - ubolewa poseł Leszek Korzeniowski, na wniosek którego NIK kontrolował oczyszczalnię ścieków. - Następstwa opóźnień poznamy dopiero po całkowitym uruchomieniu oczyszczalni. Niestety, za kilka lat będzie ona przestarzała.

- Ta kontrola miała jedynie namieszać! - krzyczeli radni na sesji poświęconej ocenie raportu NIK.
- Szum medialny w sprawie oczyszczalni jest natarczywy - twierdzi Jan Spodzieja, przewodniczący komisji rewizyjnej rady w Praszce. - To jest nagonka, bo tam nie ma żadnych nadużyć.

Inaczej patrzy na to radny Andrzej Rychter: - Gdyby nie kontrola, sprawa najprawdopodobniej miała ucichnąć. Oczyszczalnia w końcu zaczęłaby odbierać ścieki i porażka zamieniłaby się w sukces. Wszyscy cieszyliby się, że dobrze, iż w końcu ją zbudowali. No i ktoś chce popsuć im tę radość. Dlatego radni nadal wolą wierzyć, że koszt oczyszczalni zwiększył się o 6 milionów złotych tylko z powodu wzrostu kursu euro...
Inspektorzy NIK zbadali wpływ wahań kursu euro i wyszło im, że z tego powodu koszt budowy wzrósł - ale tylko o około 890 tys. zł, a nie aż 6 mln.
Poseł Korzeniowski jest zdziwiony, że radni wierzą, iż gmina może odkupić od wspólników większościowe udziały w spółce (która ma nie tylko wybudować oczyszczalnię, ale też ją eksploatować). - To był mój wniosek, poparła go rada - przyznaje radny Jan Pilarski. - Chcemy w ten sposób ograniczyć w przyszłości wyciąganie ręki po zyski wspólników.

A Praszce mogą być potrzebne pieniądze, ponieważ gmina żyrowała swoim majątkiem kredyty zaciągane przez spółkę budującą oczyszczalnię. Poręczyła w sumie 12,8 mln zł, przy rocznym budżecie 16 mln zł. Sprawę bada Regionalna Izba Obrachunkowa w Opolu, gdyż jest to poręczenie na skalę niespotykaną na Opolszczyźnie, bo sięgające 86 proc. budżetu, kiedy dopuszczalna prawem granica wynosi 60 procent. Wiadomo, że spółka nie ma pieniędzy, więc gdyby wierzyciele postanowili zażądać od niej spłaty pożyczek, ciężar długu spadłby na Praszkę. To byłoby dla gminy nie do udźwignięcia, groziłoby jej bankructwo. Ale radni również tego zagrożenia wolą nie dostrzegać...
Opolska delegatura NIK sformułowała zarzuty i sprawa trafi do prokuratury.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska