Andrzej Buła: "Nie możemy powiększać Opola wbrew woli ludzi"

Krzysztof Ogiolda
Krzysztof Ogiolda
Andrzej Buła, marszałek województwa opolskiego.
Andrzej Buła, marszałek województwa opolskiego. archiwum
Rozmowa z Andrzejem Bułą, marszałkiem województwa opolskiego w sprawie powiększenia Opola.

Kilka tygodni temu pytałem pana marszałka, czy jest gotowy do roli mediatora w sporze władz Opola i mieszkańców ościennych gmin o powiększenie miasta. Stawiam je znów, bo jest boleśnie aktualne.

Właściwe jest słowo „boleśnie”, którego pan użył. Od początku było wiadomo, że projekt powiększenia Opola dla niektórych partnerów okaże się bolesny. Inicjatorzy nie wzięli tego pod uwagę. Socjotechnika działa tak: skoro mówimy o powiększeniu, poszerzeniu czegoś, to wywołujemy skojarzenia pozytywne. Więc wszyscy powinni podnieść ręce i być za. Zabrakło czasu i empatii na uświadomienie sobie, że to się odbędzie kosztem kogoś. Konkretnie kosztem samorządów lokalnych, a w trakcie konsultacji okazało się, że i mieszkańców.

Wracam do pytania: Będzie pan mediatorem?

Nie będę. Jestem zaproszony - podobnie jak pan prezydent Opola - na poniedziałkową sesję rady powiatu. Poczekamy na rozstrzygnięcie konsultacji. Ale powinniśmy sobie powiedzieć, że być może z tego projektu należy się wycofać. Połączenie czegoś ma sens, jeśli oznacza wyrównanie deficytu. Ktoś miał gorzej, a potem się połączył z kimś drugim i ma lepiej. Tak było w podawanym często jako przykład Rzeszowie. Sensem powiększenia było niwelowanie kontrastów między miastem i jego otoczeniem. Niektóre samorządy wręcz chciały być w Rzeszowie, bo widziały w tym szansę. W Opolu i ościennych gminach żadnych różnic w poziomie życia zacierać nie trzeba. Nie możemy po 26 latach budowania społeczeństwa obywatelskiego i demokracji w Polsce robić czegoś wbrew ludziom.
Może warto dać sobie - jak niektórzy proponują - rok na opadnięcie emocji i na rzeczową rozmowę.

Jestem za tym, żeby czas i energię wykorzystywać na spokojne budowanie relacji. Jeśli taki rok przerwy może pomóc, to być może warto skupić się wokół aglomeracji i tego, co było jej ideą: jak współpracować w gronie 21 samorządów, budując przy tym wiodącą rolę Opola. Ale jednocześnie określić służebną rolę stolicy województwa wobec reszty regionu. Taką rolę pełnią choćby opolskie szpitale specjalistyczne.

Skoro jesteśmy przy szpitalach, są przygotowane, by stać się bazą dla projektowanego wydziału lekarskiego na UO?

Nasze lecznice - i to jest zasługa kadry nimi zarządzającej - mają bardzo dobry punkt wyjścia, by stać się placówkami klinicznymi. Żaden z naszych szpitali nie jest zadłużony, nie miał na koniec 2015 roku zobowiązań wymagalnych. Jeżeli dyrektor nie ma głowy zaprzątniętej długami, może skupić się na tym, by wypromować swoich lekarzy. Tak im ustawić ścieżkę naukową, żeby za 3-4 lata mieć potrzebnych pracowników z habilitacjami.

Napoleon mówił, że do prowadzenia wojny potrzeba trzech rzeczy: pieniędzy, pieniędzy i pieniędzy. Znajdą się?

Przede wszystkim to nie powinna być wojna. Na środowym spotkaniu honorowej kapituły popierającej powstanie wydziału o jego wybitnie humanistycznym, społecznym charakterze mówił abp Alfons Nossol. Wcześniej czy później kontakt ze służbą zdrowia ma każdy - i uczony, i analfabeta. Pieniądze będą potrzebne - 41,5 mln zł. Osiem milionów wkładu własnego. I myślę, że nie będzie z tym problemu. Mamy te pieniądze znaleźć jednorazowo. A potem o działanie wydziału powinien się już troszczyć uniwersytet. Ważną rolę do spełnienia w procesie jego tworzenia będą mieli także ministrowie nauki i zdrowia. To musi być wspólna odpowiedzialność.
Coraz wyraźniej słychać o zmianach - nie waham się powiedzieć - ustrojowych: mniej pieniędzy w rękach samorządów, w tym marszałka, więcej w gestii władz centralnych, czyli wojewody. Obawia się pan takiej zmiany, choćby w perspektywie pieniędzy z Unii?

Pieniądzom z Unii trudno nadać charakter polityczny. Beneficjenci nie mają na czole etykiet z informacją, na kogo głosują. Drugą sprawą jest towarzysząca tym pieniądzom otoczka proceduralna. To jest machina, już wynegocjowana i uruchomiona, żeby służyć ludziom. Jesteśmy w trakcie tego procesu. Można te pieniądze zabrać do centrali, ale to by oznaczało wstrzymanie naborów, procedur. Trzeba negocjować tę zmianę w Komisji Europejskiej. Tak się kilka lat temu stało na Węgrzech. Tylko że skala unijnych funduszy trafiających na Węgry i do nas to jest przepaść. Nie wyobrażam sobie, że ktoś zdecyduje się na wstrzymanie i przesunięcie tych pieniędzy.

Ale teoretycznie rząd może to zrobić...

Regionalne programy operacyjne są tylko w Polsce i w Niemczech. Sprawdzają się bardzo dobrze. Ale każda ekipa po demokratycznych wyborach, a takie się u nas odbyły, ma prawo podejmować decyzje. Więc może też centralizować państwo i zabierać pieniądze - mówiąc skrótem - do dyspozycji Warszawy. Kto decyduje, ten ponosi odpowiedzialność za decyzje. Czasem nawet szybciej niż przy kolejnych wyborach. Widać to dziś choćby po chaosie związanym z pospiesznym wycofaniem 6-latków ze szkół.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska