Pracodawcy wykorzystują trudną sytuację pracowników

Krzysztof Ogiolda
Krzysztof Ogiolda
SłAwomir Mielnik
- To nie jest przejaw społecznej odpowiedzialności, kiedy władze samorządowe zlecają usługę i zapominają o losie pracowników - mówi Katarzyna Duda, badaczka rynku zatrudnienia w Ośrodku Myśli Społecznej im. Ferdynanda Lassalle’a.

W tym tygodniu w nto pisaliśmy o wstrząsającym położeniu pracowników jednej z firm ochroniarskich, którzy pracowali za 1,19 zł za godzinę, czyli znacznie poniżej tego, co im gwarantuje prawo w Polsce. Na ile jest to absurdalny wyjątek, a na ile reguła na naszym rynku pracy?
Ani reguła, ani wyjątek. Od początku tego roku z 220 kontroli prowadzonych przez Państwową Inspekcję Pracy wynika, że 20 procent pracodawców nie płaci stawki minimalnej. To na szczęście nie jest większość, ale to nie jest mało, kiedy sobie wyobrazimy, że co piąty pracodawca łamie prawo. To jest stanowczo zbyt dużo.

CZYTAJ ARTYKUŁ: 1,19 zł za godzinę pracy. Tyle płaciła firma wynajęta przez ratusz
Skoro wyszukiwaniem takich miejsc i piętnowaniem takich pracodawców zajmuje się pani ośrodek, to chwała wam za to, ale gdzie jest państwo? Wygląda, że w tej kwestii jest mocno teoretyczne.
Bierność państwa jest o tyle niezrozumiała, że inspekcja pracy miała niepokojące sygnały od pracowników tej firmy już w listopadzie. Oni informowali, że nie są tam gwarantowane podstawowe prawa pracownicze, a nawet prawa człowieka i cywilizacyjne standardy - do nich należy zapewnienie wody i ogrzewania. Tymczasem pracownicy sami sprawili sobie mały grzejnik i łapali deszczówkę. Dowody są niezbite – przelewy na konkretne kwoty, zapisy w książce dyżurów itd. Skoro wiedziała o tym inspekcja pracy, ta firma powinna być pierwszą poddaną kontroli. W końcu pracownica poprosiła mnie o pomoc.

Zgadzamy się, że państwo powinno działać, ale dlaczego tego nie robi?
Nie wiem. Ale wiem, jak przedstawiciele państwa będą się tłumaczyć. Powiedzą, że działali na podstawie prawa i zrobili wszystko, co było w ich mocy. Być może rzeczywiście brakuje ludzi i pieniędzy, by nadzorować wszystko, ale jakaś niewydolność także ma tu miejsce.

ZOBACZ TAKŻE: Sprawa folwarku w Opolu. Ratusz: To zniesławianie miasta

Czy ona nie jest aby skutkiem cichego społecznego przyzwolenia na wyzysk pracowników, na umowy śmieciowe i byle jakie płace?
Wygląda na to, że PiP - instytucja państwowa - nie był zainteresowany przynajmniej tym, by tę informację nagłośnić w mediach, skoro firmę zatrudnił urząd miasta. Samorząd to ostatecznie też państwo, więc lepiej mu nie szkodzić. A skoro tak, to obywatele muszą wziąć odpowiedzialność na siebie. Z drugiej strony, inspekcja pracy po kontroli napisała list do prezydenta miasta. To niebagatelna sprawa, bo zwyczajnie tak się nie dzieje, żeby pisać do władz, które usługę zleciły.

I jaki był efekt tego pisania?
Ogromnie niepokojący, bo PIP od czterech miesięcy czeka na odpowiedź. O ile wiem, nie ma jej do dzisiaj. Samorząd upodabnia się do firmy, która zleca usługę na zewnątrz i zapomina o problemie. To jest zachowanie zaczerpnięte ze świata biznesu. Wygląda na to, że zadziałało tu coś w rodzaju „urzędu miasta z ograniczoną odpowiedzialnością”. Bo to nie jest przejaw społecznej odpowiedzialności, kiedy władze samorządowe zlecają usługę i zapominają o losie pracowników. Zresztą ci ostatni też są mieszkańcami Opola.

Jak ten obrazek i inne podobne przypadki mają się do stanu, o którym często słyszymy z ust ekonomicznych ekspertów: W Polsce zaczyna się rynek pracownika. Płace może wolno, ale rosną. Na rynku pracy pojawia się coraz więcej ofert. Szukający zajęcia może stawiać i stawia wymagania.
Nie postawią wymagań, a często także nie odejdą do innej roboty osoby z trudną sytuacją życiową czy chore. One łatwiej zgodzą się na każde warunki, jakie się im zaproponuje.

Dlaczego, przecież mniej niż 1,19 zł za godzinę już się chyba zarobić nie da?
Ale wiele takich osób boi się, że jak z hukiem, w sytuacji konfliktu odejdzie, gdzie indziej pracy nie dostanie. Boi się nagłośnić swoją sytuację, żeby potem nie zostać na lodzie za karę, bo zanadto wierzgał. Jak ktoś jest lub był bezdomny, często zadowala go jakakolwiek suma, która jest w miarę pewna. Pracodawcy tę sytuację najsłabszych wykorzystują. Teoretycznie pracownicy powinni być odważni i cieszyć się poparciem społeczeństwa w swojej walce, ale w praktyce często wcale tak nie jest.

To mamy – choć trochę – rynek pracownika, czy jesteśmy przez ekspertów czarowani?
Przebierać w ofertach, wybrzydzać, głośno domagać się lepszych warunków łatwiej komuś, kto jest dobrze wykształcony i wykonuje zawód poszukiwany na rynku.

Kto ma niezbyt duże kompetencje i niską samoocenę, będzie się cofał aż do ściany?
Niestety, często tak właśnie jest. Wydaje się, że jest dużo miejsc pracy dla ochroniarzy, bo też ten zawód nie wymaga zbyt wygórowanych kwalifikacji. A jednak pracownicy w takich firmach się nie buntują. Górę bierze lęk, że pracodawcy dowiedzą się o ich buncie.

Ochroniarze „na obiekcie” łapią deszczówkę do czego się da, żeby mieć  w czym się umyć i na czym zagotować herbatę.Folwark to spory obiekt, który miasto przejęło kilka lat temu. Pierwotnie planowano całe miejsce ożywić i przebudować na cele kulturalne, ale na planach się skończyło. Przedwojenne budynki niszczeją, a władze miasta wciąż nie mają pomysłu, co z nimi zrobić.

1,19 zł za godzinę pracy. Tyle płaciła firma wynajęta przez ratusz

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska