Dwanaście miesięcy temu mieszkańcy hucznie świętowali odzyskanie utraconych 200 lat temu praw miejskich. Towarzyszyły temu nadzieje na lepsze życie, inwestycje, pracę dla młodych. Większość z osób, z którymi wtedy rozmawialiśmy, stwierdziła, że Prószków jako miasto zyska prestiż, którego nie mógł mieć jako wioska.
Po roku dotarliśmy do dwojga z nich. Teofil Furgol, właściciel gospodarstwa agroturystycznego, zgadza się, że 2004 rok nie przyniósł cudu, ale z optymizmem patrzy w przyszłość.
- Rok to jeszcze za mało, żeby odczuć efekty, więc na razie możemy mieć tylko satysfakcję, że w końcu mieszkamy w mieście. Myślę, że przełom nastąpi w nowym roku. Przynajmniej dla mnie: planuję obok gospodarstwa ekologicznego zająć się edukacją ekologiczną. Zakładamy stowarzyszenie Ekoland, które obejmie całą Opolszczyznę, a poza tym zamierzam wejść do internetu i wykorzystywać możliwości, które on daje.
Inaczej patrzy na ostatnie miesiące 76-letnia Ruta Nocoń, która mieszka w Prószkowie sama, bo prawie cała rodzina pracuje na Zachodzie.
- Pracy u nas dalej nie ma, a ludzie dalej są biedni. Żeby rodzinę utrzymać, trzeba za granicę jeździć. Sklepów też nowych nie ma, no bo kto ma w nich kupować? Co się dzieje w urzędzie - nie wiem, bo tam nie chodzę. Ludzie zostali ci sami - wylicza pani Ruta.
Do połowy grudnia w prószkowskim kościele ochrzczono 15 dzieci. W 2003 roku chrztów było 16, a więc nawet w tej dziedzinie kończący się rok nie różnił się od poprzedniego.
- W końcu od samego początku wiadomo było, że nic nadzwyczajnego się nie stanie. Samo nadanie praw miejskich nic jeszcze nie zmieni, a na jakiekolwiek efekty trzeba będzie dłużej poczekać - ocenia ksiądz Erhard Heinrich, proboszcz prószkowskiej parafii.
Ostatnich 12 miesięcy nie wstydzi się Róża Malik, pierwsza od 200 lat pani burmistrz.
- To był udany rok - mówi Róża Malik. - Załatwiliśmy rzeczy, których nie dało się zrobić przez ostatnie 60 lat, np. uporządkowaliśmy bałagan z nazewnictwem Zimnic czy Pomologii. Zdobywamy coraz więcej pieniędzy z funduszy europejskich. Za pieniądze z kontraktu wojewódzkiego wyremontowaliśmy kościół ewangelicki, gotowy jest też chodnik w Winowie.
O ile kończący się rok dla rodowitych mieszkańców nie wyróżnił się niczym szczególnym, dla niektórych przyjezdnych był całkiem udany. Od lipca w prywatnej aptece państwa Wiśniewskich pracuje Patrycja Borowiak, mieszkanka Opola.
- To moja pierwsza praca. Codziennie dojeżdżam do Prószkowa 15 km, ale jestem zadowolona. Praca jest dobra, ludzie mili, przyjemnie się tu pracuje - mówi Patrycja, świeżo upieczony technik farmacji.Jak się żyje w mieście Prószkowie?
Jerzy Kochanek, kierowca z Zimnic Małych:
Od początku byłem za miastem, choć tutaj nie mieszkam, tylko często pracuję. Uważałem jednak, że dzięki miastu będzie się lepiej żyło w całej gminie. Jak na razie jedyne, co zauważyłem to podwyżki, choć widać też, że coś się dzieje np. remont tego starego kościółka. Ludziom więcej pracy by się przydało, a tej niestety nie przybywa.
Artur Dobis z Prószkowa, pracuje za granicą:
Bywam w mieście raz na jakiś czas i jak dotąd nie zauważyłem żadnych zmian. Wszystko zostało po staremu. Zresztą dla mnie to obojętne, bo w moim życiu nadanie praw miejskich nic nie zmieniło.
Mariola Makochon, pokojowa w DPS w Prószkowie:
- W mieście jest większy porządek. Park, obok którego mieszkam, jest teraz sprzątany, a wcześniej nigdy nie był. Niestety, mieszkam w mieszkaniu komunalnym, w którym czynsz ciągle rośnie, a remontu nie możemy się od gminy doprosić. Plusem jest też ożywienie w domu kultury, w którym cały czas coś się dzieje. Dzieci mogą tam pożytecznie i bezpiecznie spędzić czas.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?