Za dużo kija, za mało marchewki?

Agata Jop [email protected]
Ta pani jest zbyt surowa - twierdzą niektórzy rodzice 6-latków.

- Ta grupa jest mało zdyscyplinowana - broni się wychowawczyni.
Dzieci często fantazjują, ale nie we wszystkim - uważa dyrektorka przedszkola nr 26. Tyranizowanie, mobbing, faworyzowanie jednych, gnębienie innych dzieci, stosowanie kontrowersyjnych metod pedagogicznych - to zarzuty niektórych rodziców 6-latków z przedszkola nr 26 w Opolu wobec pani wychowawczyni.

Dzieci dostają na przykład opaski na głowę z napisem "Jestem niejadkiem", albo "Jestem niegrzeczny" - mówi jeden z rodziców (prosi o anonimowość, żeby nagłośnienie sprawy nie odbiło się na jego dziecku). - Tak napiętnowane muszą stanąć przed całą grupą, która je wyśmiewa, robi "kiś, kiś". W ubiegłym roku dzieci dostawały kropki. Czarna była zarezerwowana dla niegrzecznych. Niektóre miały cały rządek czarnych kropek i bardzo to przeżywały. Czy wychowawczyni, która jest pedagogiem, nie potrafi znaleźć w niektórych maluchach niczego dobrego? Przecież żadne dziecko nie jest całkiem do niczego.
Poza tym, zdaniem rodziców, zachwiana została proporcja między czasem na zabawę i na naukę. Dla niektórych 6-latków jest to dużym problemem.
- To grupa zerówkowa, ma przygotowywać do pójścia do szkoły - mówi rodzic. - Ale przecież nasze dzieci nie muszą od razu czytać i pisać. One jeszcze potrzebują trochę swobody. Nie powinno być tak, że moje dziecko nawet nie chce w domu rozmawiać o przedszkolu, bo jest takie wystraszone.

Wychowawczyni grupy "Zajączków" to Barbara Sowińska. Babcia jednego z chłopców stwierdziła, że przeżywa on wielki stres, bo jest przez panią tyranizowany.
Ta oficjalna skarga na zbyt surowe traktowanie dzieci dotarła do dyrektorki przedszkola. Podobne zastrzeżenia zgłosił też jeden z rodziców. Dyr. Grażyna Wróbel zareagowała natychmiast: w ciągu dwóch dni zwołała zebranie rodziców 6-latków.
Większość wystawiła wychowawczyni dobrą opinię - relacjonuje. - Negatywne głosy były wręcz pojedyncze, chociaż pojawił się i taki, żeby tę nauczycielkę zwolnić. Nie ma jednak ku temu podstaw.
Dyrektorka poleciła jednak wychowawczyni na piśmie, aby ta rzetelnie przeanalizowała swoją pracę. Zdaniem Grażyny Wróbel, nawet pojedyncze przypadki zbyt rygorystycznego i surowego traktowania nie powinny mieć miejsca, zwłaszcza jeśli dotyczą dzieci bardziej wrażliwych.

Zwiększyłam też nadzór nad grupą "Zajączków", wychowawczyni wie, że będzie teraz obserwowana - wyjaśnia dyrektorka. - Dzieci fantazjują, ale uważam, że nie ze wszystkim i nie do końca. Pani Barbara rzeczywiście bardzo sobie wzięła do serca, że nauka jest najważniejsza, i niektóre maluchy bardzo to przeżywają. Może nauczycielka nie była tego świadoma?
Barbara Sowińska nie jest początkującym pedagogiem. Ma prawie 30-letnie doświadczenie, nigdy wcześniej nie było na nią skarg.

- Cóż złego ja mogłabym zrobić tym dzieciom? - mówi nauczycielka. - Opasek sobie nie przypominam, ale kropki rzeczywiście były. Jeśli ktoś miał dużo czarnych, to może za mało się starał. Ta grupa jest mało zdyscyplinowana. Po prostu jedne "Zajączki" są grzeczne, a inne nie. Zdarzały się zachowania agresywne, bicie kolegów. Staram się o tym rozmawiać z całą grupą.
Wychowawczyni nie uważa, aby robiła coś źle, a więc nie zamierza zmieniać metod swojej pracy.

- Już zmieniła - zauważa rodzic "zajączka". - Ostatnie dni są lepsze, coś się ruszyło po tym zebraniu. Po raz pierwszy od bardzo dawna pani wyszła z dziećmi na spacer!
- Wcześniej nie wychodziłam z dziećmi na dwór, bo często padał deszcz - broni się wychowawczyni. - Kładłam nacisk na naukę, bo chcę je jak najlepiej przygotować do pierwszej klasy. Poza tym wszystkie dzieci traktuję tak samo.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska