Cud w serwisie. Skoda opolanki sama się 'naprawiła'

Mirela Mazurkiewicz
Mirela Mazurkiewicz
Przedstawiciel firmy Lellek zapewnia, że klientki nikt nie próbował naciągnąć.
Przedstawiciel firmy Lellek zapewnia, że klientki nikt nie próbował naciągnąć. Sławomir Mielnik
W opolskim serwisie właścicielka auta otrzymała pokaźna listę usterek, które trzeba usunąć. We Wrocławiu usłyszała, że auto jest sprawne.

Agnieszka Fikus-Oesterhaus jeździ 9-letnią skodą. Pod koniec maja w Niemczech zrobiła przegląd samochodu, tzw. TUV. - Moja skoda nie jest już nowa, dlatego pytałam czy nic złego z nią się nie dzieje i usłyszałam, że auto jest w bardzo dobrym stanie technicznym - wspomina.

Kobieta wróciła do Polski i wtedy wyświetlił się jej komunikat, że trzeba zrobić przegląd.

- On zawsze pojawia się po przejechaniu określonej liczby kilometrów. Stwierdziłam, że na bezpieczeństwie nie ma co oszczędzać i umówiłam termin w firmie Lellek w Opolu - wspomina. - Gdy odbierałam samochód, niby po przeglądzie, dostałam całą listę usterek i braków, które trzeba usunąć. Po zsumowaniu wyszło, że będzie mnie to kosztowało ponad 2,5 tys. złotych.

Kobieta wróciła do domu z listą i z coraz większymi wątpliwościami. Nie mogła zrozumieć, jak to się stało, że w ciągu niespełna tygodnia tyle zdążyło się popsuć.

- Część z tych pozycji została zakreślona na żółto, m.in. wyciek płynu hamulcowego. Powiedziano mi, że są to pilne naprawy, bo usterki zagrażają mojemu bezpieczeństwu - wspomina.

Pani Agnieszka po rozmowie z przyjacielem uznała, że sprawę trzeba wyjaśnić. Aby mieć pewność w jakim stanie jest auto umówiła się na wizytę w jednym z wrocławskich autoryzowanych serwisów.

- Przyjaciel podał się za kupca, który jest zainteresowany moją skodą, ale wcześniej chce poznać jej stan techniczny. Panowie sprawdzali samochód przez 2,5 godziny. Byli tak dokładni, że wyłapali nawet to, że klapa bagażnika była malowana. Nie znaleźli żadnej z usterek wskazanych przez mechaników w firmie Lellek, choć dopytywałam czy np. nie widać wycieku płynu hamulcowego - relacjonuje.
Kobieta zgłosiła sprawę kierownictwu opolskiego serwisu, domagając się wyjaśnień. - Zadzwonił do mnie człowiek, który podpisał się pod listą usterek, ale ja już nie mam z nim o czym rozmawiać - mówi.

Przedstawiciel firmy Lellek zapewnia, że klientki nikt nie próbował naciągnąć. - Jesteśmy autoryzowaną stacją, dlatego mechanik jest zobowiązany wypisać szczegółowo nieprawidłowości, jakie zauważył w trakcie przeglądu i tak też się stało w tym przypadku - mówi Grzegorz Nowak, kierownik serwisu w firmie Lellek.

Nie potrafi jednak wyjaśnić jak to się stało, że fachowcy z innego autoryzowanego serwisu zastrzeżeń nie mieli. Tak było m.in. w przypadku wycieku płynu hamulcowego, który w Opolu został odnotowany, a we Wrocławiu nie było po nim śladu.

- Stwierdziliśmy nieszczelność w obszarze tylnego lewego zacisku hamulcowego pojawiającą się w trakcie zaciągania i zwalniania hamulca ręcznego, więc naszym obowiązkiem było o nim poinformować. Nie chcę się wypowiadać w imieniu innych warsztatów, ale my podtrzymujemy naszą opinię - mówi kierownik serwisu. Zapewnia jednocześnie, że właściciel firmy skontaktuje się z klientką.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska