Opolski ośrodek leczenia niepłodności czeka na podpis ministra zdrowia w sprawie in vitro

Redakcja
Dla wielu par metoda in vitro to jedyna szansa na potomstwo.
Dla wielu par metoda in vitro to jedyna szansa na potomstwo. 123rf.com
Dotąd 270 par skorzystało w opolskiej klinice z programu refundacji zapłodnienia in vitro. Na świat przyszło 50 dzieci. Teraz jednak ta metoda leczenia niepłodności znów może być mocno ograniczona.

Program rozpoczął się 1 lipca 2013 roku. Wcześniej koszty leczenia niepłodności metodą in vitro pacjenci musieli pokrywać sami. Wynosił od 10 do 25 tys. zł, w zależności od ilości podejmowanych prób. A dzięki refundacji para płaciła tylko za leki oraz za badania kwalifikacyjne - łącznie od 1500 do 2,5 tys. zł.

Pierwsza edycja programu trwała rok, potem została przedłużona o dwa lata. Co oznacza, że placówki, które mają podpisane umowy z Ministerstwem Zdrowia, mogą go realizować jeszcze do końca czerwca 2016 roku. Nie wiadomo jednak, co dalej.

Wprawdzie w ubiegłym miesiącu premier Ewa Kopacz zapowiedziała przedłużenie programu o kolejne trzy lata (do 2019 r.), ale wkrótce zmieni się skład rządu i parlamentu. Ośrodki stosujące in vitro czekają na nowe decyzje.

- Na razie oficjalnie nic nie wiemy. Czy będzie podpisany kolejny program i czy zostanie przedłużona refundacja leków. Dlatego chwilowo musieliśmy wstrzymać przyjmowanie kolejnych par - mówi dr Marek Tomala, ginekolog-położnik, współwłaściciel przychodni GMW-Embrio w Opolu, jedynego ośrodka z Opolszczyzny, który uczestniczy w ogólnopolskim programie. - To mało komfortowa sytuacja, bo w kolejce czeka około 50 par. Co mamy im powiedzieć?
Zamieszanie wzięło się stąd, że choć w kraju zapłodnienie in vitro było refundowane, brakowało oficjalnej ustawy, która precyzowałaby sposób i warunki leczenia niepłodności. Program miał charakter tymczasowy, mógł być kontynuowany lub nie. Ustawa, która weszła w życie 1 listopada (podpisał ją minister Marian Zembala), miała oznaczać stabilność. Ale i bezdzietne pary, i kliniki leczące bezpłodność mają poważne obawy, czy tak się stanie. Dla nikogo nie jest bowiem tajemnicą, że PiS, który przejmuje rządy, jest niechętny metodzie in vitro. Przede wszystkim uważa, iż za jej zastosowanie pary powinny płacić z własnej kieszeni. Poza tym ta możliwość, zdaniem reprezentantów tej partii, powinna dotyczyć tylko małżeństw.

- Na razie nie ma co gdybać, tylko trzeba poczekać - twierdzi dr Marek Tomala. - Według zapisów ustawy musimy, podobnie jak wszystkie ośrodki biorące udział w programie, uzyskać pozwolenie ministra zdrowia na kontynuację leczenia metodą in vitro. I na to czekamy. Jeśli tak się nie stanie, sytuacja wróci do punktu wyjścia. Zauważyliśmy, że z programu refundacji zabiegów in vitro korzystały u nas wyłącznie pary, które wcześniej do niego nie przystępowały. Widocznie nie były w stanie udźwignąć kosztów.

W tej chwili ośrodki nie rejestrują nowych par, ponieważ wykorzystały już wszystkie pieniądze na 2015 rok.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska