Najpierw nikt nie chciał włamywacza aresztować. Teraz sprawa wciąż jest odraczana...

Redakcja
- Nocujemy na stacji albo z domu śledzimy obraz z kamer. Mężowi skacze ciśnienie, ja też już tracę zdrowie - mówiła w sierpniu ubiegłego roku Stanisława Manderla.
- Nocujemy na stacji albo z domu śledzimy obraz z kamer. Mężowi skacze ciśnienie, ja też już tracę zdrowie - mówiła w sierpniu ubiegłego roku Stanisława Manderla. Archiwum
Małżeństwo prowadzące stację benzynową w Tarnowie Opolskim, którą ten sam złodziej okradał kilka razy, od sierpnia czeka na rozprawę.

O sprawie pisaliśmy pół roku temu. Trzy razy do stacji benzynowej w Tarnowie Opolskim włamywał się ten sam złodziej. Po zatrzymaniu przyznawał się do winy, a policja i prokuratura puszczały go wolno. Prowadzący stację Sebastian Manderla zaczął tam nocować, raz nawet sam złapał złodzieja, ale policja go wypuściła. Prokuratura tłumaczyła, że aresztu nie stosowano, bo miejsce pobytu włamywacza było znane, nie ma zagrożenia, że będzie mataczył czy ucieknie. Po tekstach nto sprawa - zdawało się - nabrała tempa i akt oskarżenia trafił 20 października 2015 do Sądu Rejonowego w Opolu.

- Ponieważ oskarżony chciał się poddać karze, sprawa miała być formalnością - mówi Stanisława Manderla, która wraz z mężem prowadzi stację. Mandrela dostał wezwanie na rozprawę, ale mieszka ponad 100 kilometrów od Opola, więc zapytał, czy jego obecność jest obowiązkowa.

- Pani z biura informacji sądu kontaktowała się telefonicznie w mojej obecności z sędzią, następnie powiedziała, że na posiedzeniu ma być odczytanie wyroku i moja usprawiedliwiona nieobecność nie będzie miała wpływu na przebieg posiedzenia - relacjonuje. Złożył więc usprawiedliwienie. Bardzo się zdziwił, gdy przyszło ponowne wezwanie z sądu. Okazało się bowiem, że oskarżony też się nie pojawił na sprawie. Dwa tygodnie temu poszkodowani przyjechali więc do sądu na kolejną rozprawę, ale... i ta się nie odbyła, tym razem dlatego, że nieprawidłowo zawiadomiono o niej oskarżonego.

- To nie mogli do nas zadzwonić i powiedzieć, że tej sprawy nie będzie? Pół dnia straciliśmy na podróżowanie do Opola i z powrotem - mówi pani Stanisława.

Poprosiliśmy o wyjaśnienie w Sądzie Rejonowym. W piśmie, które przesłano z biura prezesa Huberta Frankowskiego, czytamy, że „podejmowane czynności zmierzają do zakończenia postępowania w możliwie szybkim terminie, a skarżący ma przecież adwokata, który z powodzeniem może reprezentować interesy skarżącego w przypadku jego nieobecności”.

Sąd zwrócił Sebastianowi Manderli koszty dojazdu. Następna rozprawa - 21 marca.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska