Prezydent, burmistrz i wójt jednak tylko na dwie kadencje

Tomasz Kapica
Tomasz Kapica
Fot. Karolina Misztal / Polskapresse
Do wakacji ma być przygotowany projekt zmian w ordynacji wyborczej. Będzie obejmował także urzędujących obecnie samorządowców.

O tym, że ograniczenie kadencyjności wójtów, burmistrzów i prezydentów jest przesądzone, powiedział na łamach wczorajszego „Dziennika-Gazety Prawnej” poseł Grzegorz Adam Woźniak zPiS, wiceprzewodniczący sejmowej komisji samorządu terytorialnego i polityki regionalnej. - Zdecydowano, że ta reguła wchodzi w życie od razu. Do wakacji zostaną przygotowane projekty dotyczące zmian w ordynacji wyborczej oraz w sprawie metropolii warszawskiej - mówił „DGP” wiceprzewodniczący Woźniak. Jeszcze tego samego dnia głos w tej sprawie zabrała rzeczniczka klubu PiS Beata Mazurek. I choć zaprzeczyła, że pewne jest, iż projekt powstanie do wakacji, nie zakwestionowała samej informacji o jego wprowadzeniu.

- Takiej decyzji, czy projekt będzie gotowy jutro, za trzy miesiące czy miesiąc, nie ma - oświadczyła Mazurek. Brak dementi dotyczącego planów wprowadzenia zmian w ordynacji wyborczej w najostrzejszej formie, czyli ograniczającej kadencyjność także dla już wybranych burmistrzów, wywołało duże emocje w opolskich samorządach. Bo oznacza to, że wielu cenionych przez wyborców wójtów czy burmistrzów będzie rządzić tylko do grudnia przyszłego roku.

Należy do nich m.in. Jarosław Kielar, burmistrz Kluczborka, który sprawuje tam władzę od 2002 roku. - To jest zamach na samorządność - grzmi burmistrz Kielar. - Suweren odpowiednio to oceni w wyborach - uważa samorządowiec z Kluczborka, który twierdzi, że takie zmiany nie spodobają się także wielu wyborcom.

Bez względu na to wielu opolskich samorządowców zastanawia się teraz nad swoją przyszłością. Marian Wojciechowski, wójt Reńskiej Wsi z ponad dwudziestoletnim stażem, nie wyklucza, że odejdzie na emeryturę. - Ja jestem w tej komfortowej sytuacji, że w przyszłym roku nabywam prawa emerytalne - mówi Wojciechowski, który samego ograniczenia kadencyjności nie krytykuje, ale raczej sam styl, w jakim się to wprowadza.

- W niektórych krajach europejskich taka kadencyjność istnieje. Ale same kadencje są tam dłuższe, niż cztery lata- mówi wójt Wojciechowski. - Poza tym mamy do czynienia z działaniem prawa wstecz. Uważam, że takiego ograniczenie powinno się liczyć od kolejnej kadencji. Tak byłoby uczciwie.

Nawet samorządowcy związani z PiS kręcą nosem na reformę

Wójtowie i burmistrzowie i tak znajdą sposób, by dalej rządzić. Wystawią swoich ludzi, a sami schowają się do drugiego szeregu.

Opolski poseł niezrzeszony Ryszard Galla, który jest członkiem sejmowej komisji samorządu terytorialnego i polityki regionalnej, o planach ograniczenia kadencyjności już słyszał w samej komisji.
- Chociaż konkretnego dokumentu jeszcze nie widziałem - przyznaje. - Uważam jednak, że w tym przypadku prawo nie powinno działać wstecz - podkreśla Ryszard Galla.

Dr Dawid Sześciło, ekspert od samorządu z Uniwersytetu Warszawskiego zaznacza, że Polska byłaby dopiero trzecim krajem w Europie, który wprowadzałby takie ograniczenia. Na dodatek w najostrzejszej formie, czyli dla już urzędujących samorządowców.

- Takie ograniczenie wydaje mi się wątpliwe konstytucyjnie. Poza bardzo trudno znaleźć precyzyjne uzasadnienie dla takiego rozwiązania. Nie widzę też, co takiego strasznego dzieje się w polskim samorządzie, co by uzasadniało wprowadzanie rozwiązań, których nie znajdziemy w zdecydowanej większości państw Unii Europejskiej.

Co ciekawe nawet samorządowcy związani z PiS kręcą nosem na reformę. Robert Świerczek, który z poparciem tej partii skutecznie wywalczył stanowisko burmistrza Byczyny w 2014 roku, raczej by jej nie wprowadzał.

- To jest zabieranie możliwości wyboru ludziom. Poza tym pamiętajmy o tym, że najczęściej ktoś długo sprawuje mandat wójta czy burmistrza, bo jest po prostu dobrym gospodarzem - mówi burmistrz Byczyny.

Samorządowcy, którzy mogą zostać wykluczeni z udziału w kolejnych wyborach nieoficjalnie przyznają, że są sposoby na obejście nowych przepisów.

- Wystawi się kogoś nowego, ale z namaszczeniem starego włodarza. Pojeździ się z nim po gminie i ludzie i tak na niego zagłosują, bo będą wiedzieć, że to jego człowiek - mówi jeden z opolskich wójtów.

Inny sposób to zmiana szczebli samorządowych. Dotychczasowi samorządowcy z powiatu pójdą startować do gmin, a ci z gmin będą się ubiegać o mandaty radnych powiatowych i dalej na stanowiska członków zarządów powiatowych.

Prawo i Sprawiedliwość tłumaczy z kolei, że w wielu gminach przez lata potworzyły się „kliki”, które rozdają pracę swoim ludziom i ich rodzinom jednocześnie zapewniając sobie odpowiednią liczbę głosów w wyborach. To właśnie rozbicie takich układów ma być głównym celem reformy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska