Zrobiona w kartę

Edyta Hanszke
Edyta Hanszke
Po dziesięciu dniach pracy w Holandii mieszkanka Strzelec otrzymała kartę bankomatową. W Polsce okazało się, że pustą.

POLSKIE PRAWO NIE CHRONI
Irena Lebiedzińska, zastępca kierownika Powiatowego Urzędu Pracy w Opolu
Osoby podejmujące pracę za granicą za pomocą pośrednika ponoszą duże ryzyko. W zakresie prawa pracy traktowani są jako obywatele Unii Europejskiej, więc nie podlegają już polskim przepisom. Najczęściej podpisują oni umowy za granicą, więc wszelkie zażalenia należałoby rozpatrywać w świetle unijnego prawa pracy. Gdyby to była firma polska, pensja musiałaby zostać wypłacona w siedzibie firmy albo na życzenie pracownika przelana na konto.
Na terenie Opolszczyzny działa tylko jedno biuro pośrednictwa, które posiada zgodę prezesa Krajowego Urzędu Pracy. Pozostałe funkcjonują nielegalnie. Jednak sprawa nie jest prosta, bo przepisy można interpretować dwojako. Firmy działające jako biura pośrednictwa pracy za granicą podają się za doradców personalnych. A na prowadzenie tej działalności zgoda prezesa KUP nie jest konieczna.

We wrześniu pani Krystyna, posiadająca niemiecki paszport, postanowiła wyjechać do pracy za granicę. Skorzystała z pierwszej pośredniczki, jaką znalazła. Reprezentowała ona firmę EuroServis Polska z Niemodlina. Kobieta obiecała pani Krystynie pracę w pralni, przy składaniu ubrań.

Zamiast planowanego miesiąca, w Holandii pani Krystyna spędziła niecałe dwa tygodnie.
- Pracy w pralni nie było, w pole nie chciałam pójść, trafiłam do ważenia cykorii - opowiada. Po 10 dniach pracy po 13-14 godzin dziennie zdecydowała, że wraca do Polski i upomniała się o należne jej pieniądze.
Pracodawca zwlekał przez kilka dni, potem przeniósł pozostałe Polki do innego zajęcia i wyprowadził je z domu, w którym mieszkały wspólnie z panią Krystyną. Kilka dni spędziła tam sama, czekając na wypłatę.
- Byłam wystraszona. Nie miałam żadnych środków do życia, ani jedzenia. Kręciłam się bez celu po mieście, aż spotkałam Polaka, który dał mi kartę z kilkoma impulsami - relacjonuje. Zadzwoniła do biura w Holandii, do pracującej tam Polki. Osoba ta obiecała jej dostarczenie wypłaty.
Następnego dnia przyjechał do niej człowiek, który wręczył jej 300 guldenów i kartę bankomatową. Zapewnił, że po powrocie do Polski będzie mogła wypłacić należną pensję w bankomacie. Mimo prośby pani Krystyny nie pomógł jej w zrealizowaniu wypłaty na miejscu. Do Polski wróciła 20 października. Od tego czasu kilkakrotnie próbowała podjąć pieniądze z karty. Konto jest jednak puste. Zdaniem pani Krystyny powinno być tam ok. 500 guldenów.

Polska pośredniczka zmieniła miejsce zamieszkania i trudno ją odnaleźć. Organizator wyjazdu, firma z Niemodlina, broni się przed zarzutem nieuczciwości.
- Nasza klientka najwidoczniej nie zapoznała się z regulaminem, w którym zaznaczone jest, że tydzień przed powrotem powinna go zgłosić. Wtedy dostałaby pieniądze na konto tuż po przyjeździe - mówi Agnieszka Gajewska, pracowniczka biura EuroServisu. Zapewnia ona, że pieniądze są na koncie. - Może ta pani nie umie obsługiwać karty? - sugeruje.
Od powrotu pani Krystyny do kraju upłynął już miesiąc. Wczoraj próbowała po raz kolejny podjąć kwotę.
- Poszłam tam z moją znajomą, która pracuje w banku. Pieniędzy nie ma. Agnieszka Gajewska zapewnia, że klientka otrzyma pieniądze w ciągu tygodnia. - Jeżeli nie przez kartę, to damy jej kartkę i z nią może wypłacić pieniądze - wyjaśnia. Dodaje, że taka sytuacja w czteroletniej pracy firmy zdarzyła się po raz pierwszy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska