Prawda wyjdzie na jaw

Redakcja
Z Janem BUTMANKIEWICZEM, byłym członkiem zarządu Elektrowni Opole SA, rozmawia Krzysztof ZYZIK

- Prokuratura okręgowa wznawia śledztwo w sprawie niegospodarności w Elektrowni Opole. Jest pan zaskoczony?
- I to bardzo.
- Dlaczego?
- Bo wcześniej prokuratura nawet nie chciała mnie przesłuchać. Liczyłem na to, że ktoś od nich zechce ze mną się spotkać, przecież byłem głównym oskarżycielem układu, który tam panuje. Opowiedziałem "NTO" o wielu mechanizmach wyprowadzania pieniędzy z elektrowni. I nic. Poza czytelnikami nikogo to nie zainteresowało.
- A sprawa Jargo i męża pani Jakubowskiej pana zdziwiła?
- A skąd... Przecież tego mechanizmu nie wymyślił prezes Sz. Elektrownia od lat płaciła brokerom. Najpierw jednemu panu z Opola, dopiero potem ekipie z Jargo. O tym też przecież pisaliście. Sprawa Jargo to w dalszym ciągu wierzchołek góry lodowej.
- A co jest pod tym wierzchołkiem?
- Jednym słowem: bagno. Elektrownia Opole to była ostatnia wielka inwestycja finansowana w całości z budżetu państwa. W związku z tym kręciło się wokół niej wielu cwaniaków, którzy wiedzieli, jak wydoić Skarb Państwa. Kierownictwo elektrowni posiadło fenomenalną umiejętność dogadzania wszystkim kolejnym ekipom rządzącym - od prawa do lewa. Żaden zakręt polityczny ich nie zdmuchnął, bo po prostu dawali wszystkim zarobić.
- Pan był przez pewien czas członkiem zarządu elektrowni. Nie mógł pan zaprotestować, choćby przeciwko udziałowi brokerów w ubezpieczaniu elektrowni?
- Do spraw ubezpieczeń zarząd oddelegowywał dyrektora finansowego. On nam zawsze relacjonował, że wszystko jest okej. W wielu innych sprawach zgłaszałem zdania odrębne, pisałem do ministrów. Na nic.
- Politycy zawsze kręcili się wokół elektrowni?
- Zawsze. Od prawa do lewa. Nawet prezydent Kwaśniewski był kiedyś w elektrowni z nieoficjalną wizytą. A członkowie rady nadzorczej elektrowni, jak byli pokorni, to zawsze mieli otwartą drogę awansu.
- Czy po kilku już latach od upublicznienia wielu zarzutów uda się jeszcze dojść do prawdy?
- Ja zawsze wierzę, że prawda, choćby tylko częściowa, w końcu wyjdzie na jaw. Ale na pewno czas zaciera ślady. W dodatku wiele dokumentów w elektrowni zostało zniszczonych.
- To poważny zarzut.
- Nie wiem, czy to było przestępstwo czy nie. Ale wiele dokumentów z zarządu poszło do kotłowni, sam byłem świadkiem, jak płonęły.
- Dziękuję za rozmowę.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska