Marco kochać Ewa i wsadzić ją do więzienia

Edyta Hanszke [email protected]
Czwórka mieszkańców powiatu strzeleckiego jest oskarżona o pobicie i uprowadzenie Holendra. Troje jest aresztowanych. Dziś zapadnie wyrok w ich sprawie.

Na początku września holenderska policja zatrzymała dwie kobiety i dwóch mężczyzn z Opolszczyzny w miejscowości Venray, w Holandii, przy granicy z Niemcami. Są oskarżeni o uprowadzenie i pobicie młodego Holendra. Prokurator żąda dla nich trzech lat więzienia. Wyrok holenderski sąd w Roermond ma ogłosić dziś.
Czwórka oskarżonych to: Ewa, uczennica strzeleckiego liceum, jej matka - Róża, ojciec - Krzysztof i Adam (imię zmienione na prośbę rodziny - red.) - mieszkaniec gminy Leśnica i student jednej z opolskich uczelni. Jako posiadacze dwu paszportów pojechali do pracy w Holandii, młodzi żeby zarobić na naukę, dorośli na życie.
Ewa miała we wrześniu wrócić do szkoły i kończyć ostatnią klasę. Na pewno nie uda jej się to w tym roku. Adam jest studentem czwartego roku. Planował od października kontynuować studia w Polsce. W domu czeka na niego rodzina i narzeczona.
Ewa, Róża i Adam siedzą w holenderskich więzieniach. Ewa w Bredzie, Róża w Ter peel. Krzysztof wrócił do Polski po dwunastu dniach aresztu w Venlo. Pozwolono mu ze względu na dzieci, które zostały bez rodziców. - Wypuścili mnie a nie Różę, bo twierdzili, że żona ma poważniejsze zarzuty.
Czwórkę Opolan oskarża Marco - 30-letni Holender. Były chłopak Ewy zeznał, że Polacy pobili go, usiłowali wyłudzić pieniądze i próbowali uprowadzić.
Na czwartego września Ewa miała wykupiony bilet powrotny na autokar do Polski. Jej matka wówczas była już w domu, w wiosce pod Strzelcami. Wróciła wcześniej, gdyż nie było już dla niej pracy w Well. Ewa nie wyjechała w planowanym terminie do kraju, ponieważ zatrzymał ją Marco. W dniu powrotu zabrał ją do samochodu pod pretekstem zrobienia zakupów i rozmienienia pieniędzy. Woził ją tak długo aż autokar odjechał. Z jej relacji wynika, że próbował ją dusić i jednocześnie błagał, żeby została z nim. Dziewczyna broniąc się, ugryzła młodego Holendra, aż uprosiła go, żeby odwiózł ją do mieszkania, na terenie firmy, gdzie pracowała.
Dziewczyna zadzwoniła do rodziców i opowiedziała, co się stało. Twierdzi, że poinformowała o całej sprawie szefową a ta zadzwoniła na policję, ale funkcjonariusze zbagatelizowali ten sygnał.
- Pojechaliśmy autem do Holandii - wspomina Krzysztof, ojciec Ewy. - Planowaliśmy dojechać na niedzielę rano do Well, po krótkim odpoczynku chcieliśmy wracać do Polski.
W niedzielę Marco znów pojawił się w firmie. Ewa domagała się, żeby oddał jej 500 euro, które dała mu jej koleżanka do rozmienienia. - Poszła po pościel do karawanu noclegowego. Po chwili usłyszeliśmy jej krzyk. Pobiegliśmy tam z żoną - wspomina Krzysztof. - Na miejscu byli już inni Polacy, między innymi dwóch kierowców. Jednym z nich był Adam, z gminy Leśnica. Mężczyźni wyprowadzili Ewę na zewnątrz a Marco przytrzymali w karawanie. Holender szarpał się. Uderzył głową mieszkańca Leśnicy, próbował go kopnąć i trafił w metalowe łóżko. Krzyczał, że "on Ewa kochać i wy nic nie rozumiecie".
Polacy zagrozili, że zadzwonią na policję.
Krzysztof: - Wówczas Marco się zreflektował. Poprosił, żebyśmy tego nie robili, to odda Ewie pieniądze. Zaproponował, żebyśmy pojechali jego samochodem do domu jego matki.
Za kierownicą samochodu usiadł Adam.
Marco nie oddał pieniędzy. Polacy postanowili zgłosić osobiście na policji, co się stało. - Podjechaliśmy do Venray. Ewa trzy razy przez domofon tłumaczyła funkcjonariuszom, o co nam chodzi. Kazano jej zadzwonić ze swojego telefonu po innych policjantów. Przyjechali i ... zatrzymali nas. Nie chcieli nawet słuchać, skuli kajdankami - relacjonuje Krzysztof.
Prawdopodobnie w tym czasie Marco złożył doniesienie o uprowadzenie i pobicie. Rodzina Ewy uważa, że to zemsta "niezrównoważonego" chłopaka za to, że strzelczanka odrzuciła przed rokiem jego umizgi.
Rodzinę obciążają jednak zeznania Adama. Według jego relacji próbował on rozdzielić Ewę i Marco i po tym incydencie poszedł do biura szefa, żeby opowiedzieć, co się stało. Kiedy wrócił na miejsce zdarzenia zobaczył, że Róża stoi na nogach leżącego Marco a Ewa kopnęła go w twarz. - Syn mówił dobrze o tej rodzinie, ale stwierdził, że w tej sytuacji zachowywali się jakby coś w nich wstąpiło - opowiada mama Adama.
Krzysztof inaczej interpretuje te zeznania Polaka. - Chłopak się załamał. Nie dziwię się. Przesłuchania były straszne - komentuje. - Przychodzili do mnie i mówili, że moja córka, żona i kierowcy zeznali, że to ja pobiłem Marco i mam się do tego przyznać. Tak samo robili z każdym po kolei. Pierwsze relacje składałem tłumaczce przez słuchawkę. Kazano mi podpisywać dokumenty w języku holenderskim. Nie pozwolono mi nigdzie zadzwonić, nawet poinformować rodzinę o tym, że jesteśmy aresztowani.
Ambasada polska dowiedziała się o aresztowaniu strzelczan dopiero pod koniec września od rodzin, które poszukiwały bliskich. Dlaczego tak późno? Pierwszy sekretarz ambasady (rozmowa obok). tłumaczy, że Holendrzy nie mają obowiązku informowania władz polskich za granicą o zatrzymaniu naszych obywateli. Nieoficjalnie powiedział, że niektóre zarzuty uważa za nielogiczne, na przykład uprowadzenie Marco ... do domu jego matki. NTO powiedział też, że Holendrzy interpretują prawo korzystanie dla siebie, ale po autoryzacji wykreślił to zdanie z rozmowy.
Przed komisariatem policji w Holandii w Venray zostało auto Krzysztofa. Ma problemy z jego odzyskaniem. Ewa i Róża dzwonią z więzień na koszt polskiej rodziny. Krzysztof obawia się o psychikę swoich bliskich. Ostatnio Ewa dzwoniła w poniedziałek. Powiedziała, że adwokat dał jej nadzieję, na wyrok w zawieszeniu. Zaproponował jej także złożenie sprawy do sądu na Marco.
- Nie mamy pieniędzy, żeby wygrać przed sądem holenderskim - mówi Krzysztof. Jego zdaniem władze polskie nie przejęły się losem jego rodziny. Z kancelarii prezydenta dostał odpowiedź, że prezydent nie może udzielić bezpośredniej pomocy w tej sprawie. Przedstawicielka Ministerstwa Spraw Zagranicznych, o pomoc którego prosił, powiedziała nam, że pilotują sprawę za pośrednictwem polskiego konsula w Hadze.
Matka Adama próbowała znaleźć w Polsce prawnika, który broniłby jej syna. Usłyszała, że Polacy nie mają tam szans na wygranie sprawy, bez znajomości zawiłości przepisów holenderskich i biegłości językowej.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska