Wygnali go Niemcy, zabili Sowieci

Jarosław Staśkiewicz [email protected]
Jan Skala przez większość życia walczył o prawa mniejszości. - Gdyby żył dziś, też miałby co robić - mówili Łużyczanie, wspominając swojego rodaka.

22 stycznia minęła 60. rocznica śmierci Skali, działacza mniejszości serbołużyckiej, dziennikarza i poety. Zginął w Dziedzicach pod Namysłowem i spoczął na miejscowym cmentarzu. W sobotę delegacja Serbołużyczan z gminy Niebielczyce, z której pochodził Skala, złożyła kwiaty na jego grobie i pomniku. Goście przyjechali tu na zaproszenie władz powiatu namysłowskiego i wzięli udział w krótkiej konferencji poświęconej działalności swojego rodaka.

- Dla nas jest on symbolem przyjaźni polsko-serbołużyckiej - mówiła Trudla Kuringowa, szefowa żupy Kamjenc, czyli oddziału największej serbołużyckiej organizacji - Domowiny. - Skala w swojej twórczości wiele miejsca poświęcał zagadnieniom mniejszości i bardzo szkoda, że tak tragicznie zginął w momencie, gdy życie serbołużyckie odradzało się. Nie mógł w tym uczestniczyć i nie mógł pomagać, a przydałby się niezwykle, bo przede wszystkim był człowiekiem o demokratycznych zasadach, z otwartą duszą. Dzięki swojej działalności jest wśród rodaków chyba nawet bardziej znany niż przed wojną.
Łużyczanie chcieliby w Niebelczycach utworzyć dom im. Jana Skali, ale przyznają, że na przeszkodzie stoi brak pieniędzy

Młodzi namysłowianie mają niepowtarzalną okazję do poznania serbskiej kultury dzięki współpracy gminy Namysłów z Niebielczycami. Plonem spotkań jest m.in. wystawa poświęcona Serbołużyczanom, którą można oglądać w galerii starostwa.
- Skala może być dobrym symbolem współpracy pomiędzy naszymi narodami i warto brać z niego przykład - mówił profesor Leszek Kuberski z Uniwersytetu Opolskiego, autor książki poświęconej działalności wybitnego Serbołużyczanina.

Na szkołach nie można oszczędzać
Z Trudlą Kuringową, działaczką mniejszości serbołużyckiej, rozmawia Jarosław Staśkiewicz
- Jadąc z Polski do Drezna, na terenie Łużyc można zobaczyć podwójne nazwy miejscowości: po niemiecku i serbołużycku. Na jakie jeszcze przywileje może liczyć wasza mniejszość w Niemczech?
- Przede wszystkim mamy swoje przedszkola i szkoły, gdzie dzieci uczą się w języku serbołużyckim. Jeżeli nasz język i świadomość narodowa mają być zachowane, to na szkolnictwie nie można oszczędzać. I tu pojawia się poważny problem, bo władze naszego powiatu Kamjenec wspólnie z ministerstwem w rządzie Saksonii zamierzają zamknąć cztery małe szkoły, tworząc w zamian jedną dużą. Obawiam się, że ten projekt zostanie przeforsowany i w ten sposób znikną kolejne ważne ośrodki kultury w małych miejscowościach.
- Po serbsku mówi coraz mniej osób. Czym to jest spowodowane?
- Jednym z powodów są małżeństwa mieszane. W takich rodzinach dzieci mają coraz mniejszy kontakt z serbołużyckim i tym bardziej potrzebne są nasze szkoły. Asymilacja postępuje w bardzo dużym tempie, choć w katolickim rejonie Kamjenca, gdzie nabożność i narodowość stanowiły jedność, serbstwo trzyma się mocno. Drugim problemem jest obojętność władz. Bardzo głośnym echem odbiła się sprawa klasztoru w Pancicach. Przełożona tego klasztoru, który prowadzi też dom opieki nad starszymi ludźmi, zakazała swoim pracownikom używania serbołużyckiego w obecności Niemców. Co gorsza, władze nie zajęły w tej sprawie stanowiska. Nawet jeden z naszych ministrów w rządzie krajowym - Serbołużyczanin - nie powiedział w naszej obronie ani słowa.
- W czasach NRD było lepiej?
- Wtedy rzeczywiście mieliśmy przywileje: powstały teatr, filharmonia, gazety, pierwsza w dziejach sieć szkolnictwa. Ale coś za coś: Domowina była bardzo mocno związana z SED (niemiecką partią komunistyczną - przyp. red.) i np. nasz nauczyciel nie mógł uczyć w łużyckiej szkole, jeżeli nie był członkiem partii. Ideologizacja Domowiny spowodowała, że te konflikty i podziały są żywe do dzisiaj.

Kim był Skala
Jan Skala to jeden z najbardziej znanych działaczy mniejszości serbołużyckiej w okresie międzywojennym. Urodził się w Niebielczycach w 1889 roku. Jako działacz mniejszości narodowej dał się poznać w 1919 roku, zakładając Łużycką Partię Ludową. Odtąd jako polityk, dziennikarz i poeta przez ćwierć wieku walczył o prawa Serbołużyczan. W 1936 roku hitlerowcy zakazali mu wykonywania zawodu dziennikarza, pozbawiając w ten sposób źródła utrzymania. Wkrótce, tak jak większość działaczy mniejszościowych, otrzymał nakaz opuszczenia Łużyc. W czasie wojny mieszkał w Berlinie, pracując jako korektor. Kiedy stolicę Rzeszy zaczęły niszczyć alianckie naloty, Skalowie wyjechali do Dziedzic pod Namysłowem, skąd pochodziła żona Jana. Tu współpracując z Armią Krajową, kilkakrotnie pomagał miejscowym Polakom w załatwieniu dokumentów.
Kiedy 20 stycznia do Dziedzic wkroczyły wojska radzieckie i rozpoczęły się rabunki, Skala wraz z miejscowymi Polakami próbował podjąć rozmowy w obronie mieszkańców wsi. Wieczorem 22 stycznia doszło do spotkania z oficerami sowieckimi w domu, gdzie Skalowie wynajmowali pokój. Po kilku godzinach doszło do gwałtownej kłótni, której powodem był pożar, wywołany prawdopodobnie przez żołnierzy w sąsiednim domu. Sowieci otworzyli ogień, zabijając Skalę i sześciu innych mężczyzn.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska