Przetarg na dzieci

Fot. Witold Chojnacki
Państwo Łyszkowscy oraz ich siedmioro przybranych dzieci, które wychowują od 10 lat.
Państwo Łyszkowscy oraz ich siedmioro przybranych dzieci, które wychowują od 10 lat. Fot. Witold Chojnacki
- Zrobimy konkurs ofert. Warunki ustawimy tak, że pan wygra - powiedział Wojciechowi Łyszkowskiemu urzędnik z Głubczyc. Przedmiotem konkursu jest... 14-letnia Sylwia.

Łyszkowscy wychowują Sylwię od 8 lat. Podobny problem mają ze Starostwem Powiatowym w Prudniku. Tu pani skarbnik się uparła, że w myśl przepisów trzeba ogłosić procedurę konkursową, czyli nic innego jak przetarg. Przedmiotem przetargu są trzy urocze dziewczynki: Marzenka, Lucynka i Agnieszka Łyszkowskie. Do rodzinnego domu dziecka w Ozimku trafiły 11 lat temu, gdy miały 2, 3 i 4 latka.
- A co będzie, jak ktoś zaproponuje opiekę nad dziećmi tańszą o 200 złotych? Odbiorą nam córki i oddadzą komuś innemu na wychowanie? - pyta pani Bożena Łyszkowska. Dla dziewczyn, najukochańsza mama. Jedyna, jaką mają i jedyna, jaką znają.
- Jeśli robimy przetarg, to gdzie zdeponować przedmiot przetargu do czasu jego rozstrzygnięcia? - pyta ironicznie pan Wojciech. Ironia jest dla niego jedyną formą obrony przed urzędniczą bezdusznością. I, co tu kryć, nieraz ślepotą.

Bożena i Wojciech Łyszkowscy od 10 lat prowadzą jedyny na Opolszczyźnie rodzinny dom dziecka i wychowują siedmioro dzieci (pięciorgu z nich dali nawet swoje nazwisko). W zeszłym roku dowiedzieli się, że wskutek zmiany przepisów po 1 stycznia 2005 nie będą mogli tego robić na dotychczasowych zasadach, gdyż nowelizacja ustawy o pomocy społecznej odebrała osobom fizycznym prawo prowadzenia rodzinnych domów dziecka. Jedyne wyjście - powołać stowarzyszenie lub fundację (pisaliśmy o tym w tekście "Nie rozwalajcie nam rodziny").
- Kosztowało nas to wiele wysiłku, ale założyliśmy stowarzyszenie Bona Familia, które prowadzi nasz dom dziecka. Uwinęliśmy się sami z wszystkimi formalnościami - opowiada prezes stowarzyszenia Wojciech Łyszkowski. - Ale czekała nas jeszcze druga przeprawa: wynegocjowanie umów ze starostami czterech powiatów, z których pochodzą nasze dzieci. Teraz każdy powiat musi płacić za swoje dziecko, wcześniej pieniądze szły z budżetu państwa.
Stowarzyszenie powstało w sierpniu, już we wrześniu Łyszkowscy wysłali projekt umowy do czterech starostw: opolskiego, prudnickiego, głubczyckiego i Urzędu Miasta w Opolu. Potem dzwonili, ponaglali, pytali, prosili o przesłanie uwag. Do końca listopada żadna uwaga nie wpłynęła, więc 1 grudnia wysłali jednostronnie podpisaną umowę i znowu dzwonili. Dopiero wtedy zaczęły się negocjacje co do stawek. Innych uwag nie było. Niespodziewanie po 1 stycznia okazało się, że jest problem.

Przepisy są niejednoznaczne, ich interpretacja również.
- Urzędnicy ze starostw wiedzieli od marca zeszłego roku, że będą musieli z nami podpisać umowy. Od września mieli projekt. Ale nie chciało im się do niego zajrzeć, bo mieli czas - denerwuje się Łyszkowski.
W styczniu udało się bez kłopotu podpisać umowę z Miejskim Ośrodkiem Pomocy Społecznej w Opolu i, po obniżeniu stawki o 6 zł i 83 grosze, ze Starostwem Powiatowym w Opolu. Pozostałe starostwa, choć muszą kierować się tymi samymi przepisami, uznały, że nie można podpisać takich umów. Bo choć przepisy są takie same, ich interpretacja jest skrajnie różna.

- Gdyby umowy podpisano w grudniu, nie byłoby problemu, gdyż byłaby to prosta kontynuacja opieki nad dziećmi - uważa Zdzisław Markiewicz, dyrektor Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie w Opolu. - My w grudniu prowadziliśmy negocjacje, na początku stycznia je sfinalizowaliśmy. Uznaliśmy, że jest to kontynuacja sprawowanej już opieki nad dziećmi i podpisaliśmy umowę.
Stan prawny po 1 stycznia, zdaniem Markiewcza, się zmienił i teraz starostwo może przekazać pieniądze tylko starostwu powiatowemu w Opolu (na którego terenie działa stowarzyszenie Łyszkowskich) i za jego pośrednictwem Łyszkowskim, albo ogłosić konkurs ofert.
- Nie ma możliwości, by starostwa w Głubczycach i Prudniku podpisywały z nami umowy i za naszym pośrednictwem przekazywały pieniądze stowarzyszeniu Bona Familia - uważa Elżbieta Ciupek, szefowa Powiatowego Centrum Pomocy Rodzinie w Opolu. - Każdy powiat płaci za swoje dziecko i nasze pośrednictwo nie jest tu potrzebne. Od maja 2004 było wiadomo, że będzie taka sytuacja, sami ich o tym informowaliśmy. Dlaczego dopiero teraz się obudzili? Z terenu naszego powiatu w domu Łyszkowksich jest jedno dziecko. Podpisaliśmy umowę w styczniu i nie widzieliśmy przeszkód prawnych. Dlaczego oni je widzą? Nie wiem.

Projekt umowy z Łyszkowskimi podpisał w styczniu starosta prudnicki, wicestarosta i kierownik PCPR. Ale umowy nie ma. Przyblokowała ją pani skarbnik. Uznała, że musi być konkurs ofert i że nie ma możliwości przekazania stowarzyszeniu pieniędzy. W Głubczycach konkurs ofert jest przeszkodą, której nie da się ominąć.
- Taki konkurs to nic innego jak przetarg. Można go ogłaszać, gdybym chciał wziąć z terenu Głubczyc dziecko na wychowanie - podkreśla Łyszkowski. - Wtedy można byłoby się zastanawiać, czy zaproponowałem dobrą stawkę, czy ktoś da lepszą. Ale nie można robić przetargu na dziecko, które ja wychowuję od 8 lat i którą to opiekę powierzył mi sąd rodzinny. To jest kontynuacja opieki, zmienił się tylko podmiot finansujący. Od stycznia nie dostałem na czworo dzieci ani grosza, a przecież muszę je żywić, kupować leki. Jak wygram konkurs ofert, to w marcu dostanę pieniądze, które powinienem mieć w styczniu!

Ministerstwo pracy i polityki socjalnej ma swoją wykładnię. Zgodnie z nią na pierwszym miejscu jest interes dziecka. Sprawy finansowe powinny zejść na dalszy plan. Gdy prezes Bona Familia powiedział o tym urzędnikowi z Głubczyc, ten odparł: - Oni w ministerstwie tylko tak mówią, a jak przychodzi co do czego, to i tak ekonomia jest na pierwszym miejscu.
- Powiat głubczycki przyznaje się do odpowiedzialności za pokrywanie kosztów pobytu swojej obywatelki w domu dziecka w Ozmiku. Tylko ze względu na zmianę przepisów musimy znaleźć formułę zgodną z przepisami prawa - to oświadczenie Stanisława Wodyńskiego, członka zarządu powiatu Głubczyce.
Dlaczego zaczęto szukać formuły tak późno? To będzie wyjaśniane, a winni ukarani. Tyle tylko, że w niczym nie zmieni to sytuacji Łyszkowskich. I tak będą musieli przejść procedurę konkursu.
- Aby nie komplikować Łyszkowksim życia, zaproponujemy im podpisanie umowy tymczasowej. To niezgodne z prawem, ale powołamy się na stan wyższej konieczności - mówi Wodyński. - Pieniądze dostaną i spokojnie będą czekać na rozstrzygnięcie konkursu ofert.
Dlaczego powołując się na "stan wyższej konieczności" nie podpisać normalnej, rocznej umowy, tak jak opolskie powiaty? Na to pytanie nie potrafiono nam w Głubczycach odpowiedzieć.
- Ja od początku uważałem, że nie można przeprowadzać konkursu na dzieci, to jakieś nieporozumienie - powiedział nam wczoraj kierownik PCPR w Prudniku Władysław Haczkiewicz. - Najnowsze ustalenia są takie, że konkursu ofert można uniknąć, ale rada powiatu na jutrzejszej sesji musi podjąć uchwałę. Dopiero wtedy pieniądze na utrzymanie tych trzech dziewczynek będzie można przekazać stowarzyszeniu.
POTRZEBNY NAM PAPIER
W akcie desperacji pan Łyszkowski zaczął nagrywać rozmowy z urzędnikami.
Oto fragment rozmowy z urzędnikiem z Głubczyc:
Łyszkowski: - No to jak będzie z naszą umową?
Urzędnik: - Chcemy panu pomóc. Zaczynamy konkurs. Warunki napiszemy, ustalimy pod to dziecko, tak, żeby pan wygrał ten konkurs. Od ogłoszenia konkursu jest wymagane 30 dni. Pieniądze mogłyby być w marcu.
Ł.: - Dlaczego trzeba robić konkurs? Nie można uznać, że jest to kontynuacja umowy? Przecież ja wychowuję to dziecko od 8 lat.
U.: - A co ja powiem, jak za 2 lata kontrolerzy mi przyjdą mnie rozliczać, ile i gdzie wydałem publicznych pieniędzy? Można domniemywać, że jest tak, jak pan mówi, ale trzeba jeszcze mieć oparcie, najlepiej na jakimś przepisie. My wykazujemy dobrą wolę, żeby panu pomóc. Przyjmuje pan tę propozycję? Nie? To trudno.
Ł.: - Skąd ja wezmę przez trzy miesiące pieniądze na utrzymanie dziecka?
U.: - Niech pan nas odda do sądu, wtedy sąd zasadzi, żebyśmy zapłacili, to panu zapłacimy i nikt nie będzie miał do nas pretensji, nie będzie pytał, dlaczego. Bo wtedy mamy papier!

Mówi Halina Osińska, wicedyrektor wydziału polityki społecznej w Opolskim Urzędzie Wojewódzkim:
- Konkurs ofert na dzieci to brzmi strasznie. Interweniujemy w tej sprawie w starostwach. Łyszkowscy spełnili wszystkie warunki, a urzędnicy zaspali i nie zrobili tego w porę. Moim zdaniem teraz należy przyjąć, że mamy do czynienia z kontynuacją opieki i podpisać jednak umowy, zamiast organizować konkursy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska