Pijany też chce żyć

Ewa Kosowska-Korniak [email protected]
W ciągu roku opolskiej izbie wytrzeźwień zmarło czterech mężczyzn. Zbyt wielu, w zbyt krótkim czasie - uważa wojewódzki konsultant ds. medycyny sądowej.

Najdrastyczniejszy przypadek: 15 kwietnia 2004. 61-letni mężczyzna po przywiezieniu na izbę wytrzeźwień ma 2,8 promila alkoholu. Umiera. Sekcja zwłok wykazuje, że w chwili zgonu miał we krwi 4,4 promila, w moczu 5,5. Klasyczny zgon z powodu ostrego zatrucia alkoholem.

- Ten człowiek nie miał prawa umrzeć w izbie wytrzeźwień - powinien przebywać na oddziale detoksykacyjnym - podkreśla wojewódzki konsultant ds. medycyny sądowej (nie życzy sobie podawania nazwiska).
Od 19 grudnia 2003 do 24 sierpnia 2004 w opolskiej "wytrzeźwiałce" miały miejsce jeszcze trzy zgony, we wszystkich przypadkach zmarli, będący pod wpływem alkoholu, cierpieli na przewlekłe choroby, a lekarze z izby wytrzeźwień nie wykryli żadnych zmian patologicznych.
- Tam nie ma warunków do poważnego badania, do diagnostyki. Tam wszystko odbywa się na zasadzie uda się albo nie uda. Na ogół się udaje - podkreśla biegły. - Uważam, że opieka lekarska nad zatrutymi, a do tego bardzo poważnie chorymi ludźmi w izbie wytrzeźwień jest, delikatnie mówiąc, iluzoryczna.

O tym, jak wygląda opieka, świadczą zabezpieczone taśmy z monitoringu kamerą. Widać wyraźnie, że w ciągu 12 godzin pracownik izby wytrzeźwień wszedł do pacjenta tylko dwa razy i patrzył nie podchodząc do leżącego (w prokuraturze zeznał natomiast, że obserwował go co godzinę).
- W izbach wytrzeźwień mogą zdarzać się zgony, ale nie tak wiele, w tak krótkim czasie, w tak małym Opolu - uważa wojewódzki konsultant ds. medycyny sadowej.

W urzędzie wojewódzkim odbyło się w styczniu spotkanie, w którym uczestniczyli przedstawiciele ratusza i izby wytrzeźwień. Konsultant podpowiedział kilka prostych zasad, które powinny być stosowane, aby uniknąć podobnych przypadków:
w całkowity zakaz przyjmowania ludzi, z którymi nie ma kontaktu słownego, gdyż nie wiadomo, na jakim poziomie krzywej alkoholowej się znajdują,
w co najmniej dwukrotne badanie poziomu alkoholu (co godzinę), a jeśli krzywa idzie w górę - badanie trzykrotne. Jeśli nadal wzrasta, trzeba pacjenta bezwzględnie odwieźć do szpitala.
w zatrudnienie na izbie wytrzeźwień pracowników z certyfikatem udzielania pomocy w nagłych wypadkach.
- Co oznacza krzywa alkoholowa? Alkohol najpierw się wchłania, jego poziom rośnie, wreszcie osiąga swoje apogeum, a następnie jest eliminowany z organizmu, ale proces ten przebiega znacznie wolniej - wyjaśnia biegły medycyny sądowej. - Jeśli dokonamy tylko jednego pomiaru, tak jak w przypadku zgonu 61-latka, wiemy tylko, że w chwili badania miał 2,8 promilla. Więcej nam to nie mówi, nie wiemy, w którym miejscu krzywej alkoholowej się znajduje. Czy alkohol będzie wzrastał, czy też idzie w kierunku trzeźwości.

Wszystkie cztery zgony badała opolska prokuratura. W dwóch przypadkach umorzyła postępowanie, dwie pozostałe sprawy są w toku, w tym jedna była już raz umorzona. Po odwołaniu rodziny sprawa jest ponownie badana.
- Czekamy na rozstrzygnięcia prokuratury. Jeśli prokurator dopatrzy się winy pracowników izby wytrzeźwień, wyciągniemy odpowiednie konsekwencje - mówi Mirosław Pietrucha, rzecznik prezydenta Opola. - Na razie dyskusja nad raportem wojewódzkiego konsultanta spowodowała wzmożony nadzór nad zasadami przyjęcia osób na izbę wytrzeźwień. Położyliśmy akcent na przestrzeganie procedur, bezpośredni dozór, korzystanie z monitoringu. Pracownicy są też zobowiązani do ponownego badania poziomu alkoholu po godzinie.
Konsultant proponuje, by spojrzeć na problem szerzej - jaki jest sens funkcjonowania izby wytrzeźwień?
- Powinniśmy się zdecydować, czy traktujemy nietrzeźwych po europejsku, jak ludzi zatrutych trucizną, czy rzucamy na łóżko i czekamy do rana. Może się uda - dodaje.
Pierwszy krok w kierunku poprawy właśnie został, jego zdaniem, zrobiony.
- Jeśli procedury będą przestrzegane tak, jak mówi pan Pietrucha, na pewno nie będziemy mieli zgonu z powodu klasycznego zatrucia alkoholem, ani na ulicy, ani w izbie wytrzeźwień, tylko na oddziałach intensywnej opieki medycznej. Bo czasem pacjent wypije tyle trucizny, że nawet najlepszy oddział nie będzie go w stanie uratować - stwierdza lekarz.

Czy nie lepiej zamknąć izbę, a dać pieniądze szpitalowi w centrum miasta na utworzenie kilku łóżek detoksykacyjnych? Innych nietrzeźwych policja powinna odwozić do domów, odpowiednio ich za to "kasując", agresywnych zabierać do izby zatrzymań...
- Nie da się zamknąć izby, zawsze zostaje grupa osób bezdomnych, których nie ma gdzie odwieźć, a nie można ich zostawić na dworze - podkreśla Mirosław Pietrucha. - My poszerzyliśmy funkcję izby wytrzeźwień o pomoc dla bezdomnych, tworząc Miejski Ośrodek Pomocy Osobom Bezdomnym i Uzależnionym.To nie nasza wina
Mówi Elżbieta Urzędowska, szefowa izby wytrzeźwień:
- Ustawa o wychowaniu w trzeźwości nie mówi o konieczności ponownego badania poziomu alkoholu, ani o tym, że nasi pracownicy muszą być przeszkoleni medycznie. My, po zaleceniach wojewódzkiego konsultanta, wprowadziliśmy ponowne badanie alkoholu po godzinie. Jest nam przykro, gdy słyszymy o czterech tajemniczych zgonach, bo wykonujemy naprawdę ciężką i nieprzyjemną pracę. Nikt nie liczy, ile osób uratowaliśmy przed niechybną śmiercią, a my w ciągu roku przyjmujemy około 2 tysięcy pacjentów. Spośród tych zmarłych trzech to byli nasi stali pacjenci, wyniszczeni chorobą alkoholową, mieli u nas po 70 - 100 wizyt w ciągu roku. Tylko jeden pan, ten, który zmarł w sierpniu, był u nas dwa razy. W żadnym przypadku nie zaniedbaliśmy swoich obowiązków.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska