Wyjdzie, jak zapłaci

Ewa Kosowska-Korniak [email protected]
Sąd Okręgowy w Opolu uchylił w piątek areszt choremu na akromegalię Henrykowi Raczkowi, ale pod jednym warunkiem - rodzina musi do wtorku wpłacić 20 tys. zł kaucji.

Dramat rodziny Raczków opisaliśmy wczoraj. Za niestawianie się na rozprawy sądowe ciężko chory pan Henryk (cierpi na akromegalię, ma guza przysadki mózgowej, a wskutek powikłań - również cukrzycę i nadciśnienie) trafił trzy miesiące temu do aresztu we Wrocławiu, gdzie ma sprawę karną w sądzie wojskowym. 9 marca, czyli w dniu, w którym areszt "wrocławski" został mu uchylony, znowu trafił na 3 miesiące do aresztu. Tym razem surowy środek zapobiegawczy zastosował Sąd Rejonowy w Oleśnie, w którym od 4 lat toczy się sprawa karna przeciwko Raczkowi o wysypanie 20 ton szkodliwych środków chemicznych na pola pod Kluczborkiem. Powód - niestawianie się na rozprawach. Rodzina Henryka Raczka twierdzi, że nie stawiał się on na rozprawy, bo jest ciężko chory.

- Uznaliśmy, że postanowienie sądu w Oleśnie, wydane w dniu, kiedy inny sąd uchylał areszt, było zbyt daleko idące - powiedział "NTO" sędzia Jerzy Wojteczek. - Kierując się względami humanitarnymi, mamy bowiem do czynienia z osobą ciężko chorą, uchyliliśmy środek zapobiegawczy, ale pod warunkiem wpłacenia poręczenia majątkowego. Da ono gwarancję, że oskarżony stawi się w sądzie na ostatnich rozprawach i dzięki temu proces będzie mógł się wreszcie zakończyć. Najbliższa rozprawa została wyznaczona na 24 marca. Kto wie, może wtedy zapadnie wyrok.
Urszula Raczek, żona pana Henryka, gdy usłyszała werdykt sądu, zalała się łzami. Nie mają tyle pieniędzy, choroba i areszt męża sprawiły, że gospodarstwo rolne kiepsko funkcjonuje.
- Rodzina jest załamana i trudno jej się dziwić. Sąd nie przejął się zbytnio chorobą mojego klienta, najważniejsze było zabezpieczenie jego stawiennictwa w sądzie - mówi mec. Jacek Ziobrowski, obrońca oskarżonego.

Na niekorzyść Henryka Raczka przemawia - zdaniem opolskiego sądu - to, że choć miał 6-miesięczną przerwę na leczenie, nie poddał się operacji guza przysadki mózgowej i nie zgodził się na zoperowanie go w zwykłym szpitalu we Wrocławiu, w czasie odbywania aresztu.
Tymczasem jego rodzina twierdzi, że póki guz się nie rozrastał, na operację nie zgadzał się lekarz pana Henryka. Teraz operacja jest konieczna i pilna, gdyż - jak powiedział "NTO" endokrynolog Janusz Stachera - wskutek niepodawania w areszcie hamującego leku, guz się rozrósł i zaczął blokować drogi wzrokowe. Dlatego Henryk Raczek zaczął tracić wzrok - świadczą o tym wyniki z karty leczenia szpitalnego, które pokazała mu żona chorego. Właściwym miejscem do wykonania skomplikowanego zabiegu jest jedna z dwóch w kraju klinik leczenia akromegalii, a nie zwykły szpital.
- Jeśli guz nie zostanie w porę zoperowany, spowoduje niepowetowane straty - uważa lekarz.

Wczoraj po południu rodzina pana Henryka postanowiła, że pożyczy pieniądze na kaucję.
- Będziemy pożyczać wśród znajomych, chcemy w poniedziałek wpłacić pieniądze, aby tata ani dnia dłużej nie siedział w areszcie - oświadczyły dzieci pana Henryka, Joanna i Marek Raczkowie. - Tata cierpi na poważne bóle głowy, przechodzi załamanie nerwowe, traci wzrok. Musimy go ratować za wszelką cenę.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska