Jeden mordował, a drugi mu pomagał

Fot. Witold Chojnacki
Po ogłoszeniu wyroku braciom J. puściły nerwy. Jacek (po lewej) skazany na dożywocie krzyczał do sędziny, że wie, iż są niewinni, a Marek - że zostali sprzedani.
Po ogłoszeniu wyroku braciom J. puściły nerwy. Jacek (po lewej) skazany na dożywocie krzyczał do sędziny, że wie, iż są niewinni, a Marek - że zostali sprzedani. Fot. Witold Chojnacki
Jacek J. został skazany na dożywocie za zabicie trzech kobiet. Jego brat Marek - na 8 lat za psychiczne wspieranie Jacka i zapewnianie mu alibi.

Podczas odczytywania wyroku w Sądzie Okręgowym w Opolu panował spokój. Później rozległy się krzyki. - Pani doskonale wie, że to nieprawda! - krzyczał do sędzi Jacek J. - Sprzedaliście nas! Sprzedawczyki! Nigdy się nie poddamy! - wtórował mu Marek.
- Powiedziano mi, że nie mam tyle pieniędzy, żeby ich wykupić - krzyczała z końca sali matka oskarżonych. Sędzia Jolanta Szajowska-Kulijewicz zarządziła, by policjanci wyprowadzili braci J. Wyjście nakazała także ich rodzicom. Później, już tylko w obecności prokuratora, adwokata i dziennikarzy, uzasadniła wyrok.

Proces rozpoczął się w grudniu 2002 r. Pochodzących z Głuchołaz braci J. prokuratura oskarżyła o zamordowanie 22 września 2000 r. trzech kobiet na niemieckim ranczo Bosenhof, gdzie pracowali na czarno. Ulrike S., Ursula L. i Karin L. zginęły między godz. 5.30 a 6.10 rano. Pierwszą z ofiar śmierć spotkała przed domem - prawdopodobnie kobieta wyszła po to, by wypuścić psy. Drugą zabójcy zaskoczyli podczas śniadania, a trzecią jeszcze w trakcie snu.
Uderzono je w głowę prawdopodobnie młotkiem murarskim, a później podrzynano gardła. Zginęły natychmiast. Narzędzi zbrodni nie udało się odnaleźć. Obaj oskarżeni, którzy jeszcze w dniu zabójstwa wrócili do Polski, od początku konsekwentnie nie przyznawali się do winy.

Jacek J. zabijał, współdziałając z innymi osobami. Sąd typował, że mógł to być Rupertus S. Ofiarami były jego żona, szwagierka i teściowa. Rupertus S. miał motyw: był w konflikcie z żoną i miał problemy finansowe, które rozwiązałby spadek. Mężczyzna został skazany w Niemczech na dożywocie.
Na miejscu zbrodni policja znalazła krople krwi nie należące do ofiar. Po badaniach DNA okazało się, że to krew Jacka J. Najprawdopodobniej został on ugryziony przez psa jednej z ofiar, który bronił właścicielki. Jacek J. tłumaczył się, że skaleczył się w trakcie pracy i stąd krew w mieszkaniu. Jego wersję podważyły zeznania kobiety, która przed tragedią dokładnie wysprzątała pomieszczenia.
Obok zwłok Ursuli L. znaleziono tekturowy kartonik na nóż, a na nim odciski palców Jacka J.
Zebrane dowody nie pozwoliły na skazanie Marka J. za zabójstwa, chociaż obciążały go odciski palców, które odkryto na miejscu jednej ze zbrodni. - Mógł je zostawić w czasie pracy - tłumaczyła sędzia. Inne dowody - według sądu - wskazywały jednak na to, że wiedział o planowanych morderstwach i wspierał psychicznie brata. - Ułatwiał mu popełnienie zabójstw przez zapewnienie alibi. To wpisało się w obraz szczegółowo zaplanowanej zbrodni - mówiła sędzia. - Stopień zawinienia Marka J. był znacznie mniejszy i sprawiedliwa kara dla niego to 8 lat pozbawienia wolności.
Zdaniem sądu, okoliczności wskazują na to, że sprawcy działali, chcąc spowodować pewną i natychmiastową śmierć kobiet. Według sądu, są szanse na resocjalizację Jacka J. Dlatego o przedterminowe warunkowe zwolnienie będzie się mógł ubiegać po odsiedzeniu 25 lat, a nie 30, jak chciała prokuratura.

Wyrok jest nieprawomocny. - Naturalnie, że będę się odwoływał. Uważam, że są niewinni - powiedział nam mecenas Marian Jagielski. Prokuratura złoży wniosek o pisemne uzasadnienie wyroku i po zapoznaniu się z nim podejmie decyzję o ewentualnej apelacji.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska