Tragedia na przejeździe

Fot. Joanna Banik
Przy torach zostały jeszcze resztki motorowerka Dennisa.
Przy torach zostały jeszcze resztki motorowerka Dennisa. Fot. Joanna Banik
Dennis jechał na motorowerze ze Starej do Nowej Schodni. Potrącił go pociąg z Opola do Częstochowy.

Piętnastolatek przyjechał z rodzicami z Niemiec w odwiedziny do krewnych na Opolszczyznę. Zginął wczoraj krótko przed piętnastą, w drodze od jednej babci do drugiej.
- Wnuczek jechał od nas do drugiej omy na komarku dziadka. Bardzo się cieszył, że może sobie na nim pojeździć, ale na co to wyszło - opowiada, płacząc, pani Anastazja, babcia chłopca. - Nie wiem, jak to się stało. Nie wiem, czy się zatrzymał przed torami ani czy się rozejrzał, bo nas tam przecież nie było. Jak my to wszystko przeżyjemy.
- Do tragedii doszło na przejeździe kolejowym bez zapór - mówi mł. aspirant Zygmunt Pociurko, kierownik grupy wypadkowej w Sekcji Ruchu Drogowego KMP Opole. - Chłopiec na motorowerze wjechał wprost pod nadjeżdżający pociąg osobowy. Według wstępnych ustaleń jechał zbyt szybko, nie upewnił się, czy nie nadjeżdża pociąg, mimo znaku "stop" i sygnalizacji świetlnej.
Dennis nie miał szans, by hamować. Ślad hamowania na szosie rozpoczyna się kilka metrów przed znakiem "stop" i kończy tuż przed torami.

Przy torach zostały jeszcze resztki motorowerka Dennisa.
(fot. Fot. Joanna Banik )

- Dlaczego przy tym przejeździe rośnie taka wysoka trawa, na dwa metry? - pyta przez łzy pani Anastazja. - Czemu nikt jej nie osiecze? Pewnie dopiero teraz ją skoszą.
Trzy godziny po wypadku przez ten sam przejazd jechał na rowerze Aleksander Marczak z Nowej Schodni. Chłopak już wie, że kilka godzin wcześniej zginął tu jego kolega.
- Słabo go znałem - mówi - ale to straszna rzecz, że stracił życie, bardzo mi go szkoda.

- To jest straszna tragedia - mówi Norbert Machnik, który tuż za przejazdem, już w Nowej Schodni, prowadzi zakład pogrzebowy. - Pewnie chłopiec się zagapił, bo przed przejazdem rzeczywiście są znaki "stop" i światła sygnalizacyjne. Ale tu wielu kierowców, także dorosłych, się zagapia, tym bardziej że trawa i krzewy ograniczają widoczność. Gdyby przed torami były chociaż połówkowe zapory, chłopiec pewnie by nie zginął - dodaje.

Na przejeździe dzielącym Starą Schodnię od Nowej w ciągu ostatnich dziesięciu lat zdarzyły się już cztery wypadki z pociągami.
- Wczoraj pierwszy raz w tym miejscu zginął człowiek, ale kilka lat temu inne zderzenie z pociągiem tylko cudem nie skończyło się śmiercią. Lokomotywa pchała wtedy "malucha" po torze jakieś sto metrów, ale kobieta, która go prowadziła, wyszła bez szwanku - przypomina sobie Machnik.
- Wtedy anioł stróż spisał się na medal, ale ten chłopak miał mniej szczęścia - dodaje August Czok. - Ciało rozpoznał dziadek. Ale przy samej śmierci nie było świadków.
Norbert Machnik przypomina sobie, że przed laty na tym przejeździe był szlaban.
- Polikwidowali wszystko - mówi - a przecież niektóre pociągi jadą tutaj nawet 100 kilometrów na godzinę.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska