Tragedia na drugiej zmianie

Fot. Piotr Król
Wczoraj wieczorem druga zmiana zakładów Blachownia Holding w milczeniu opuszczała fabrykę.
Wczoraj wieczorem druga zmiana zakładów Blachownia Holding w milczeniu opuszczała fabrykę. Fot. Piotr Król
Trzech pracowników Petrochemii Blachownia zginęło w piątek wieczorem podczas odwadniania zbiornika z benzolem. - Nie wiem, jak to się mogło stać - mówi prezes firmy.

Fatalny rok

Fatalny rok

8 osób poniosło na Opolszczyźnie śmierć w pracy w roku 2004

13 osób zginęło w czasie pracy w ciągu zaledwie 6,5 miesiąca 2005 roku.
Najczęściej do tragedii podczas pracy dochodzi w budownictwie.

Ich przyczyną jest zazwyczaj lekceważenie przepisów BHP. Ostatni wypadek związany z zatruciem chemikaliami zdarzył się trzy lata temu w Namysłowie. Śmierć poniosło wówczas dwóch pracowników malarni.

Tragedia rozegrała się w piątek około godz. 22.00, pod koniec drugiej zmiany. Dariusz Nawarowski (35 lat) i Łukasz Pastyrczak (25 lat) zeszli do mierzącej 20 metrów wysokości luki oddzielającej zbiornik benzolu koksowniczego od okrywającego go płaszcza z żelbetu. Pracowali w głębokiej niszy o szerokości około metra.
- Mieli usunąć wodę, która się tam zebrała. To była czynność rutynowa - informuje Wiesław Bakalarz, szef Państwowej Inspekcji Pracy na Opolszczyźnie.

Gdy robotnicy nie wracali przez dłuższą chwilę, ich brygadzista Bernard Poplucz (43 lata) postanowił sprawdzić, co się dzieje. Prawdopodobnie odkrył ciała podwładnych, a zaraz potem sam zginął.
Robotnicy prawdopodobnie zatruli się oparami benzolu. Nie mieli na sobie masek przeciwgazowych, gdyż pracowali w otwartej przestrzeni (luka dzieląca zbiornik od żelbetowej obudowy jest od góry otwarta i istnieje tam swobodny dopływ powietrza). Zdaniem prezesa Petrochemii Blachownia Jerzego Marszyckiego, pracownicy nie musieli zakładać masek.
- Ci ludzie wykonywali pozornie nie obarczoną ryzykiem pracę. Wcześniej setki razy robiono coś takiego i nigdy nic się nie stało - mówi prezes.

Co to za zakład

- Ci ludzie wykonywali pozornie nie obarczoną ryzykiem pracę. Wcześniej setki razy robiono coś takiego i nigdy nic się nie stało - mówi szef Petrochemii Blachownia, Jerzy Marszycki.

Co to za zakład

Petrochemia Blachownia istnieje od czerwca 1998 roku, jako spółka wydzielona z dawnych Zakładów Chemicznych Blachownia. Posiada najbardziej prestiżowe certyfikaty, wśród których jest także zarządzanie bezpieczeństwem i higieną pracy według normy OHSAS 18001:1999 oraz PN-N-18001:1999.
Mimo to piątkowa tragedia jest już drugim poważnym wypadkiem, do jakiego doszło w Petrochemii Blachownia na przestrzeni minionych dwóch lat. W lipcu 2003 roku zapalił się tam duży zbiornik z chemikaliami. Wtedy żaden z pracowników nieodniósł obrażeń. Piątkowa tragedia była pierwszym wypadkiem w zakładzie odnotowanym w tym roku.

Ratownicy przybyli na miejsce tragedii o godz. 22.23. Akcja trwała do godz. 0.18 w sobotę, ale trzech robotników nie udało się uratować. Przyczyny ich śmierci wciąż nie są znane.
- Moi ludzie kilkadziesiąt minut po tragedii zbadali stężenie trujących oparów benzolu. Żadne normy nie były przekroczone - zapewnia Wiesław Bakalarz z inspekcji pracy.

Śmierć trzech pracowników jest tym bardziej zagadkowa, że opary benzolu mają intensywna woń, przypominającą smród zgniłych jaj. Ten zapach powinien stanowić ostrzeżenie dla stykających się z nim ludzi.
Okoliczności zdarzenia badają PIP, prokuratura w Kędzierzynie-Koźlu oraz wewnętrzna komisja Petrochemii Blachownia.
- W poniedziałek osobiście wybieram się do tego zakładu. Mam nadzieję wyjaśnić tam parę wątpliwości związanych z tym wypadkiem - poinformował nas wczoraj inspektor Bakalarz.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska