Źle się dzieje w "Inwalidach"

Fot. Joanna Forysiak
W czasach prosperity szwaczki szyły skóry na ponad tysiąc kompletów mebli wypoczynkowych miesięcznie. Teraz skarżą się, że nie mają nawet po co włączać maszyn.
W czasach prosperity szwaczki szyły skóry na ponad tysiąc kompletów mebli wypoczynkowych miesięcznie. Teraz skarżą się, że nie mają nawet po co włączać maszyn. Fot. Joanna Forysiak
Nie płacą nam składek na ZUS i PZU, a za ostatni miesiąc dostałyśmy ledwie po 200 złotych pensji - skarżą się pracownice nyskiej fabryki mebli.

Szwaczki ze spółki Continental Grupa Serwis, czyli dawnej Spółdzielni Inwalidów "Pokój", we wtorek przyszły do pracy na siódmą rano, godzinę później niż zwykle.
- Dali nam jakieś pufki do szycia, roboty było na godzinę, do 14 siedziałyśmy bezczynnie - opowiadają (nie chcą podawać nazwisk, boją się zwolnień). Jeszcze gorzej było w poniedziałek, w ogóle nie włączyły maszyn.

- Jesteśmy bezradne, nie wiemy, co się dzieje w firmie - przyznają kobiety. - Dyrektor przed nami ucieka. Umówił się na spotkanie we wtorek na 11, a o 10.45 już go nie było w biurze. Sekretarka z przepraszającym uśmiechem wyjaśniała, że nie wziął komórki, więc nie może się z nim skontaktować.
Pracownice mają do szefostwa mnóstwo pytań: kiedy dostaną resztę pensji? Dlaczego zabrano z zakładu połowę maszyn i mebli? Czy to prawda, że do 8 października firma ma opuścić budynki przy al. Lompy? Dlaczego nie ma majstra, behapowca, a kierownik zmiany przychodzi tylko od czasu do czasu?
- Nie daj Boże zdarzyłby się wypadek przy pracy, jesteśmy zdane tylko na siebie - denerwują się.

Teresa Rynkiewicz, zastępca okręgowego inspektora pracy w Opolu: - Kontrolowaliśmy zakład w lutym i w maju tego roku. Nakazaliśmy między innymi wypłacenie 132 pracownikom wynagrodzeń za marzec i kwiecień. Czy zalecenie zostało zrealizowane? Do dwóch miesięcy będzie powtórna kontrola, wtedy to sprawdzimy.

Zdesperowane kobiety poskarżyły się prokuraturze. Na razie tylko na to, że od stycznia 2005 roku nie mają opłacanych składek ZUS.
- Postępowanie o naruszenie praw pracowniczych jest pracochłonne i czasochłonne, w najbliższym czasie nie należy się spodziewać aktu oskarżenia - mówi Jarosław Rybczyński, nyski prokurator rejonowy.

Dyrektor Piotr Kwit ucieka nie tylko przed swoją załogą, ale także przed dziennikarzami. Próbujemy się z nim skontaktować od dwóch tygodni, bezskutecznie. Nie odbiera telefonów, rzuca słuchawką albo każe mówić sekretarce, że wyjechał i do końca dnia nie będzie uchwytny.
- Pan dyrektor jest na urlopie, nie wiem, kiedy wróci - usłyszeliśmy wczoraj. Zastępca do spraw administracyjnych, Stanisław Cukier, nie czuje się kompetentny, by wypowiadać się na temat problemów zakładu. - Szef będzie w piątek - ucina i odkłada słuchawkę.
Dariusz Dzieża, prezes warszawskiego Continentalu, właściciela nyskiego zakładu, był wczoraj nieuchwytny. Do Nysy ma przyjechać na początku przyszłego tygodnia.

Continental jest zakładem pracy chronionej, ostatnio zatrudniał 240 niepełnosprawnych. Od ich pensji spółka płaci niższe składki ZUS, z Państwowego Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych dostaje dofinansowanie do miejsc pracy dla inwalidów. Nie płaci podatków od nieruchomości, to PFRON refunduje je gminie.
- W ciągu ostatniego miesiąca nie miałem żadnych sygnałów, że coś złego dzieje się w firmie - Marian Leszczyński, zastępca prezesa zarządu PFRON w Warszawie, jest zaskoczony. - Porozmawiam z dyrektorem Kwitem, mam nadzieję, że mnie nie spławi. I zarządzę tam kontrolę - zapowiada.
- Jak mamy wyżyć za 200 złotych miesięcznie? - pytają szwaczki z Continentalu. - Zostaje nam tylko położyć się przed sekretariatem i czekać na dyrektora, żeby dał kilka złotych na chleb dla dzieci.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska