Opinia
Opinia
Janusz Kaczmarek,
wiceszef Prokuratury Krajowej:
- Zeznania tego pana złożone w Białymstoku są bardzo ciekawe, szczegółowe i sprawiają wrażenie wiarygodnych, dlatego też prokuratorzy potraktowali go poważnie. Opowiedział im, że uczestniczył w spotkaniach z politykami, a niektórzy z nich stali się bardzo wylewni na temat "grupy trzymającej władzę". Rozmowy te ma ponoć nagrane. Jeżeli okaże się, że to nieprawda, odpowie za składanie fałszywych zeznań.
Śledztwo w sprawie "grupy trzymającej władzę" prowadzi Prokuratura Apelacyjna w Białymstoku. Kilka dni temu w Polskę poszła sensacyjna wieść, że do prokuratury zgłosił się człowiek, który może dać przełom w śledztwie.
Z nieoficjalnych informacji wynika, że jest to pochodzący z Ozimka 30-letni Zbigniew S. Ma on twierdzić, że jako doradca Andrzeja Leppera i były asystent posłanki Samoobrony Wandy Łyżwińskiej zdobył bardzo cenne informacje na temat afery Rywina.
Zbigniew S. to człowiek, który dokładnie 10 lat temu dokonał jednego z najbezczelniejszych oszustw w historii polskiej bankowości. W lutym 1996 roku pojawił się w oleskim oddziale Banku Śląskiego i poprosił o kredyt w wysokości 2 mld starych zł (dzisiaj 200 tys. zł). Pod zastaw zaproponował mszał gregoriański z X wieku wyceniony na 25 mld zł. Tak przynajmniej wynikało z ekspertyzy Muzeum Narodowego, którą przedstawił.
Dwa miliardy kredytu dostał bez problemu i nawet zwrócił je przed terminem. Kiedy więc poprosił o kolejne 8 mld pożyczki, czujność bankowców była już uśpiona. Kredyt dostał, ale nigdy nie spłacił.
W końcu wydało się, że to nie mszał, tylko nic niewart ewangeliarz ruski z 1815 roku. Biegły, który rzekomo sporządził jego ekspertyzę, nigdy nie istniał. Żaden prawdziwy ekspert nie wystawiłby zaświadczenia o autentyczności drukowanego mszału z X wieku, bo druk Gutenberg wynalazł prawie pięć wieków później!
W maju 1996 roku Zbigniew S. został zatrzymany. Za przekręt z mszałem i inne oszustwa odpowiedział przed sądem.
Jednak kilka dni temu białostoccy prokuratorzy potraktowali go bardzo serio, choć w ubiegłym roku też twierdził, że ma rzekomo sensacyjne informacje i taśmy dla gdańskich prokuratorów na temat afery PZU. Nigdy ich nie przekazał.
- Naszym obowiązkiem jest sprawdzenie, co usłyszeliśmy od świadka - mówi zdawkowo Janusz Kordulski, rzecznik prasowy Prokuratury Apelacyjnej w Białymstoku.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?