Siedem dziewczynek w wieku od 7 do 8 lat, które były na turnusie rehabilitacyjnym w ośrodku w Suchym Borze, zgłosiło w środę rano pielęgniarkom, że w nocy ktoś obcy był w ich pokojach.
- Około czterdziestoletni, zaniedbany mężczyzna wchodził do pokojów i kładł się do łóżek trzech dziewczynek - opowiada zbulwersowana matka jednej z uczestniczek turnusu. - Moja córka też go widziała, jak leżał w łóżku jej koleżanki z pokoju. Była tak przerażona, że nakryła się kocem i cała trzęsła ze strachu. Opowiedziała mi potem, że dziewczynki nie chciały budzić pań pielęgniarek, bo w dyżurce było ciemno.
Po wyjściu intruza jedna z dziewczynek chciała iść do toalety, ale sama się bała, więc obudziła koleżankę i poszły we dwie. Wtedy znowu zobaczyły tego samego mężczyznę chodzącego po korytarzu. Miał białą czapkę bejsbolówkę i czarną koszulkę w charakterystyczne białe piłki. Jak mówią dzieci - śmierdział śmietnikiem i miał zarost.
Nad ranem dzieci opowiedziały o wszystkim pielęgniarkom, które - jak twierdzą rodzice - miały powiedzieć dziewczynkom, że coś im się pewnie przyśniło.
- Jesteśmy zbulwersowani, że od razu nie powiadomiono nas o zajściu - mówi jedna z matek. - O wszystkim dowiedzieliśmy się przypadkiem dopiero wieczorem, gdy dodzwoniliśmy się do dziewczynki, którą rodzice zabrali z Suchego Boru jeszcze przed południem. Gdy zabieraliśmy córkę, to pielęgniarka z nocnej zmiany niczego nam więcej nie powiedziała prócz tego, że w ośrodku byli policjanci.
- Gdy przyszłam rano do pracy i się o tym dowiedziałam, to natychmiast zawiadomiliśmy policję - mówi z kolei Arletta Adach-Tkaczyńska, lekarz ośrodka. - Na prośbę policjantów spisaliśmy to, co mówiły dziewczynki, i przekazaliśmy im. Niczego nie zlekceważyliśmy.
- W ośrodku nie ma żadnych śladów włamania - dodaje kierownik sanatorium Ryszard Szulc. - W dzień terenu pilnuje ochrona, a w nocy dyżurują dwie pielęgniarki. Z ich raportu wynika, że około godziny 3.00 słyszały jakiś podejrzany hałas, ale zrobiły obchód, zaglądały do pokojów i niczego niepokojącego nie zauważyły.
Zdaniem kierownika jest mało prawdopodobne, by ktoś dostał się do budynku z zewnątrz, bo okna są w nocy zamknięte.
- Ośrodka pilnuje zatrudnione przez firmę ochroniarską małżeństwo z Suchego Boru - dodaje Ryszard Szulc. - To sprawdzeni ludzie, którzy pracują tutaj bez najmniejszych zastrzeżeń od kilku lat. Być może to były wygłupy dzieci, jak to na koniec turnusu.
W środę, gdy wieści o zboczeńcu grasującym po sanatorium rozeszły się wśród rodziców, część z nich zabrała swoje dzieci z ośrodka. Jedna z dziewczynek, która miała być molestowana przez intruza, była w tak złym stanie psychicznym, że jej rodzice szukali ratunku u psychologa. Po interwencji u komendanta miejskiego policji w Opolu w sobotę pojechała do niej policyjna psycholog. Po długiej rozmowie z nią dziewczynka nieco się uspokoiła.
Policja bada od środy tę tajemniczą sprawę i nie chce ujawniać zbyt wielu szczegółów.
- Relacje dziewczynek są na tyle spójne, że jest mało prawdopodobne, by sobie tę nocną wizytę zmyśliły - powiedział nto Krzysztof Sochacki, komendant miejski policji w Opolu.
Nieoficjalnie wiemy, że w gronie osób podejrzewanych o nocne najście był mężczyzna z okolic Suchego Boru, karany już za czyny lubieżne wobec dzieci. Trop był jednak fałszywy, bo człowiek ten nadal jest w więzieniu.
Pojawiły się też informacje, że mężczyzna podobny do tego, który był widziany w nocy w sanatorium, kręcił się w okolicy ośrodka kilka dni wcześniej. Policyjny rysownik ma wkrótce na podstawie relacji dzieci sporządzić portret pamięciowy sprawcy.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?