Sabina Nowosielska przez lata pracowała jako menedżer w zakładach azotowych Kędzierzyn (obecnie ZAK). Od grudnia jest prezydentem Kędzierzyna-Koźla. Zarabia 12 365 złotych brutto. Swoich poprzednich zarobków nie ujawnia, ale przyznaje, że w biznesie są dużo wyższe.
- Prezes małej spółki, który ma dużo mniejszą odpowiedzialność niż prezydent Kędzierzyna-Koźla, zarabia nierzadko dwa razy więcej niż ja - podkreśla Sabina Nowosielska. - Jeśli pensje będą na takim poziomie jak obecnie, wówczas najlepsi menedżerowie nie będą szli do samorządu. A na tym powinno nam zależeć.
O podwyżki dla samorządowców zaapelował publicznie Mateusz Klinowski, burmistrz Wadowic, który użył podobnych argumentów jak prezydent Nowosielska. Pensje wójtów, burmistrzów i prezydentów ustalają rady gmin, ale obecnie nie mogą być one wyższe niż 12,4 tys. złotych. I nie ma znaczenia, czy chodzi o malutką gminę liczącą kilka tysięcy mieszkańców czy stolicę województwa. Wczoraj w Ministerstwie Administracji i Cyfryzacji odbyło się posiedzenie zespołu ds. administracji publicznej i bezpieczeństwa obywateli, na którym dyskutowano o podwyższeniu progu uposażeń samorządowców do 20 tys. zł.
- Ministerstwo administracji widzi problem, wskazując na sytuacje, że w wielu przypadkach prezydent miasta zarabia mniej niż szef spółki komunalnej, którego jest pracodawcą - mówi Andrzej Pyziak, wójt gminy Rudniki, który jest członkiem wspomnianego zespołu jako przedstawiciel strony samorządowej. - Z drugiej strony, póki co, nie ma na to zgody Ministerstwa Finansów. Raczej wątpliwe więc, by takowe zmiany szybko weszły w życie.
Większość samorządowców bardzo ostrożnie wypowiada się o płacach. Niewykluczone, że nie chcą podpaść wyborcom.
- Ja mam satysfakcję z tego, co robię i ile zarabiam. I nie widzę potrzeby wprowadzania takich zmian - mówi nto Arkadiusz Wiśniewski, prezydent Opola (zarabia 12 054 zł). Ministerstwo Administracji i Cyfryzacji wyliczyło, że w ciągu 15 lat pensje samorządowców wzrosły zaledwie o 18,5 proc. Podobno to jeden z argumentów za podwyżkami.
Dr Dawid Sześciłło z Zakładu Nauki Administracji na Wydziale Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszawskiego przekonuje, że w pierwszej kolejności należałoby się zastanowić nie nad podwyżkami, ale nad wprowadzeniem narzędzi oceny samorządowców. - Które pozwoliłyby oceniać ich pracowitość i skuteczność częściej niż raz na cztery lata podczas wyborów - mówi dr Sześciłło. - Dziś takich narzędzi w praktyce nie mamy w ogóle.
Ekspert od samorządu przyznaje także, że przed rozpoczęciem dyskusji o podwyżkach powinno się uszczelnić system wynagradzania włodarzy gmin. - Dziś mogą sobie dorabiać, zasiadając w radach nadzorczych gminnych spółek. To dość częste zjawisko - podkreśla dr Sześciłło. - Generalnie są dużo ważniejsze sprawy, nad którymi powinien się pochylić rząd, jak choćby większa aktywizacja mieszkańców w pracy samorządu.
Część samorządowców, którzy poparli apel burmistrza Wadowic o podwyżki, zwróciła uwagę na jeszcze inny problem, który ich zdaniem powinno się zająć ministerstwo administracji. Chodzi o to, że dziś pensje ustalają rady gmin. Zdarza się, że większość członków tych organów jest w opozycji do prezydenta. Wówczas mogą mu obniżyć pensję, teoretycznie nawet do 3 tysięcy złotych. Obniżkę uposażenia prezydenta zaproponowali w zeszłej kadencji radni Kędzierzyna-Koźla, którzy chcieli zmniejszyć jego pobory o 2,5 tysiąca złotych. Skończyło się tylko na złożeniu projektu uchwały. Wielu innych drży przed takim scenariuszem.
- Jedyna rzecz, o jakiej warto teraz porozmawiać, to zróżnicowanie wynagrodzeń prezydentów dużych miast i malutkich gmin. Tu faktycznie jest problem - przyznaje dr Dawid Sześciłło. - Przeprowadzenie jakichkolwiek zmian będzie jednak bardzo trudne.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?
