Ubezpieczyciele walczą o szkoły, bo to prawdziwa żyła złota

Ewa Bilicka
100 zł dostanie uczeń za złamanie palca w najbardziej popularnej wersji polisy.
100 zł dostanie uczeń za złamanie palca w najbardziej popularnej wersji polisy. Piotr Krzyzanowski/Polskapresse
Podział prowizji, darowizny dla szkoły lub współfinansowanie poważnych inwestycji - po takie zachęty sięgają firmy ubezpieczeniowe.

- Mam dziecko w SP nr 12 - mówi pani Anna z Kędzierzyna-Koźla. - Córka już w czerwcu wraz ze świadectwem przyniosła aż pięciowariantową ofertę ubezpieczenia, na które można było się zdecydować do września.

Firmy ubezpieczeniowe kuszą mniejszymi stawkami niż za polisę indywidualną. Ale co za tym idzie - odszkodowania też są niższe. Przykładowo polisa opiewająca na 10 tys. zł zapewni około 100 zł odszkodowania, jeśli dziecko dozna 1 proc. uszczerbku na zdrowiu (np. złamanie palca). - Przeanalizowałam sytuację: dziecko i tak leczę z ubezpieczenia NFZ. A to, czy dostanę ewentualnie jakieś odszkodowanie za uszczerbek na zdrowiu mojego dziecka, to kwestia dyskusyjna - mówi pani Anna. - Parę lat temu kupiłam takie szkolne ubezpieczenie dla córki, pech chciał, że złamała nogę w kostce. I co? Po kuracji ubezpieczyciel stwierdził, że nie ma żadnego uszczerbku na zdrowiu.

- Takie ubezpieczenia nie są obowiązkowe - podkreśla Teodozja Świderska z opolskiego kuratorium. Poza tym brak takiego ubezpieczenia nie pozbawia szans na odszkodawanie.

- Gmina jako organ prowadzący szkoły ma ubezpieczenie OC od roszczeń osób trzecich dotyczących np. nieszczęśliwych wypadków - wyjaśnia Mateusz Magdziarz z Urzędu Miasta w Opolu.

Joanna Hencel, dyrektor SP nr 15 w Kędzierzynie-Koźlu, przyznaje, że coraz częściej rodzice nie korzystają z oferty przygotowanej dla nich przez ubezpieczycieli. - Rok temu około 25 procent rodziców naszych uczniów nie kupiło ubezpieczenia - mówi.
Choć ubezpieczenie grupowe uczniów jest dobrowolne, nie ma szkoły, w której by go obecnie nie oferowano. Bo szkoła to doskonały klient, w jednej placówce można sprzedać ofertę na kilkanaście tysięcy złotych. Ubezpieczyciele mają więc różne metody na przekonanie do siebie.

- Kiedyś przyszedł do nas broker - mówi dyrektorka jednej z podstawówek w powiecie opolskim. - Jego komunikat wyglądał mniej więcej tak: przygotuję ofertę różnych towarzystw ubezpieczeniowych, zarekomenduję jedno z nich, tak że rada rodziców na pewno ją wybierze. Prowizją się podzielimy, a co pani zrobi z tymi pieniędzmi - czy kupi książki do biblioteki, czy wyda na inny cel - to już pani sprawa. Oczywiście odmówiłam.

Ryszard Więcek, dyrektor I LO w Kędzierzynie-Koźlu, dodaje: - Co roku kontaktuje się z nami kilkunastu różnych ubezpieczycieli, zarówno tych renomowanych, jak i mało znanych. Niektóre oferty są mało poważne, na przykład taki mail: „Szczegóły oferty przedstawię tylko na spotkaniu osobistym...”.

Dyrektor Więcek podkreśla, że wszystkie oferty ubezpieczeniowe ocenia rada rodziców.

- Potem przedstawia swe rekomendacje rodzicom, a ci mogą, ale nie muszą skorzystać z oferty - wyjaśnia. - Przez parę ostatnich lat ubezpieczyciel przekazywał prowizje na konto rady rodziców, z tych pieniędzy współfinansowano wycieczki uczniów.

Mirosław Śnigórski, dyrektor PSP nr 2 w Opolu, mówi, że u niego rada rodziców ma zwykle kilka ofert do wyboru.

- Potem monitorujemy, czy ubezpieczenie się sprawdza - dodaje. - Wiemy na przykład, że w jednym roku ubezpieczyciel wypłacił naszym uczniom w sumie 12 tys. zł. Wybór musi być transparentny, a ewentualne dodatkowe „gifty” mają służyć tylko szkole. Nam na przykład towarzystwo ubezpieczeniowe z tzw. funduszu prewencyjnego, służącego polepszeniu bezpieczeństwa w szkole, pomogło wyremontować schody, boisko i zamontować monitoring.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska