W sierpniu w Szybowicach koło Prudnika spalił się tartak i budynek mieszkalny. Miejscowi strażacy próbowali gasić pożar, ale nie mogli uruchomić najbliższego hydrantu. Wodę trzeba było dowozić, co opóźniło akcję i mogło wpłynąć na wielkość szkód. Jednak dwie godziny później inni strażacy otworzyli zasuwę i uruchomili feralny hydrant.
Po pożarze prudnicka poseł PiS Katarzyna Czochara zawiadomiła prokuraturę, że mogło dojść do zaniedbania obowiązku utrzymania właściwego stanu hydrantu i sieci wodociągowej przez firmę wodociągową. Kilka dni temu prokuratura odmówiła wszczęcia śledztwa.
- Na podstawie opinii biegłego, oględzin na miejscu i innych ustaleń stwierdziliśmy, że nie ma w tej sprawie znamion przestępstwa niedopełnienia obowiązków - mówi prok. Paweł Pasieka. - Problem z uruchomieniem hydrantu nie wynikał ze złego stanu technicznego sieci ale z działania strażaków. Inna grupa, która posiadała właściwe klucze, bez problemu uruchomiła hydrant i działał on do końca akcji gaśniczej.
Właściciel tartaku nie chce komentować decyzji prokuratury. Tylko on jako poszkodowany może się od niej odwołać.
- To zła decyzja - mówi Józef Maleszko, naczelnik OSP Szybowice. - Dysponujemy oryginalnymi, typowymi kluczami do tego typu hydrantów.
- Jestem zaskoczona - komentuje poseł Katarzyna Czochara. - Nie otrzymałam uzasadnienia, nie znam argumentów prokuratora. Chciałabym tylko się dowiedzieć, czy w ogóle zbadano stan zdemontowanego hydrantu?
Prokuratura prowadzi dalej śledztwo w sprawie przyczyn pożaru. Sprawdza też czy nie doszło do kradzieży wody. W czasie odkopywania sieci w pobliżu pogorzeliska ujawniono bowiem nielegalne przyłącze wodociągowe.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?