Więzień chciał wyjść na pogrzeb mamy. Twierdzi, że został upokorzony

Mirela Mazurkiewicz
Mirela Mazurkiewicz
Fot. K. Kapica
- Mama zmarła nagle. Była najbliższą osobą dla mojego męża, więc on bardzo przeżył, gdy zakład karny odmówił mu udziału w ceremonii – mówi żona osadzonego z Grodkowa. - Gdy ostatecznie sąd pozwolił mężowi pojechać na pogrzeb, funkcjonariusze postanowili go upokorzyć. Człowieka, który siedzi za kradzież roweru, zaprowadzili nad trumnę pod bronią, ze skutymi rękami i nogami – relacjonuje żona.

Jacek (nazwisko do wiadomości redakcji) z Opola odsiaduje wyrok w Oddziale Zewnętrznym w Grodkowie. Pod koniec lipca dostał wiadomość, że zmarła jego matka. Kobieta chorowała, ale załamanie przyszło nagle. Mężczyzna nie miał szans pożegnać się z nią za życia.

– Bardzo mu zależało, żeby być na pogrzebie, bo mama była najbliższą dla niego osobą – mówi żona więźnia. – Przepustkę na pogrzeb rodzica dostają nawet najwięksi kryminaliści, a Jacek siedzi za kradzież roweru…

Mężczyźnie, jak poinformowała nas rodzina, do końca odsiadki zostały niespełna 4 miesiące. – Jacek usłyszał, że nie pojedzie na pogrzeb, bo jest ryzyko, że przyniesie do jednostki koronawirusa. Mąż był zdeterminowany. Powiedział, że on po powrocie wykona testy, za które zapłaci rodzina, ale dyrektor był nieugięty – relacjonuje żona. – Absurd sytuacji polega na tym, że widzenia w zakładach karnych zostały przywrócone, więc każde takie spotkanie może skończyć się zakażeniem. W więzieniu trwa też remont, osoby z zewnątrz wchodzą na teren jednostki i tego jakoś nikt nie traktuje jako zagrożenie.

Pogrzeb mamy pana Jacka odbył się 4 sierpnia. W przeddzień mężczyzna próbował skontaktować się nto.

– Wychowawczyni, która przekazała mi, że mama nie żyje od razu powiedziała, że mam sobie wybić z głowy, że wyjdę na pogrzeb – relacjonował rozżalony.

W tym momencie połączenie zostało przerwane. Od żony więźnia dowiedzieliśmy się, że później nie mógł on już zadzwonić do redakcji, bo telefon nie działał.

Pani Ewelina poinformowała nas w przeddzień pogrzebu, że ostatecznie to sąd zgodził się na udział jej męża w ceremonii. Mężczyzna w konwoju został doprowadzony do kaplicy zakładu pogrzebowego.

– Pilnowali go funkcjonariusze pod bronią. Miał skute ręce i nogi, jakby był mordercą – relacjonowała żona więźnia. – Ostatecznie mąż zdecydował, że nie pójdzie na ceremonię. W kondukcie, ze skutymi nogami, byłby pośmiewiskiem. Nie chciał przynosić nam wstydu. Mąż poskarżył się do sądu na decyzję zakładu karnego, więc funkcjonariusze postanowili go w ten sposób upokorzyć. Przykro mi, że nikt nie pomyślał, co czuje rodzina.

Powodem pierwotnej odmowy było, jak czytamy w uzasadnieniu, zagrożenie koronawirusem. Skontaktowaliśmy się z Zakładem Karnym w Brzegu, któremu podlega oddział w Grodkowie, aby zapytać o okoliczności sprawy.

Rzecznik prasowy poinformował nas, że osadzony „na podstawie decyzji sądu wziął udział w pogrzebie pod konwojem funkcjonariuszy Służby Więziennej”. Później uściślił, że więzień - jeszcze przed wyjazdem - oświadczył, że chce być dowieziony tylko do domu pogrzebowego.

- Stosowanie środków bezpieczeństwa (kajdanki na rękach i nogach, broń - przyp. red.) jest standardową procedurą podczas konwojowania osadzonych, która nie zależy od charakteru popełnionego przestępstwa i typu zakładu, w którym osadzony odbywa karę pozbawienia wolności - informuje por. Magdalena Antoszczyszyn z Zakładu Karnego w Brzegu. - Skazany jest informowany na jakich warunkach odbędzie się konwój.

od 7 lat
Wideo

Reklamy "na celebrytę" - Pismak przeciwko oszustom

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska