- Tułam się po rodzinie i znajomych, nie mam przy sobie żadnych rzeczy osobistych ani dokumentów - płacze Mariola Kozów, która samotnie wychowuje 14-letniego syna. - Całe szczęście, że mój brat zabrał go nad morze i nie musi oglądać tej gehenny - wzdycha.
Problemy pani Marioli zaczęły się jeszcze w listopadzie ubiegłego roku, kiedy właściciel kamienicy przy ul. Licealnej w Opolu odciął w jej mieszkaniu prąd i wodę. Kobieta twierdzi, że Kazimierz H., od którego wynajmuje mieszkanie, chce się jej pozbyć i sam w nim zamieszkać.
- Na klatce schodowej wywiesił informację, że prąd został wyłączony z powodu remontu, ale po pracach nie ma ani śladu. Zapytałam go, ile ten rzekomy remont potrwa, to mi odpowiedział, że tak długo, dopóki się nie wyprowadzę - żaliła się kilka miesięcy temu kobieta.
Konflikt zaczął eskalować po tym, gdy kilka tygodni temu, jak twierdzi pani Mariola, właściciel wywiercił w ścianach jej mieszkania dziury, przez które wsypywał cement. - Co kilka dni zasypywał mi nim kuchnię, pokój i łazienkę. Jedyne co mogłam zrobić to pozatykać te dziury pianką montażową, ale on ją wyjmował i robił to samo - opowiada.
W ubiegłą środę opolanka zdjęła zakurzone firanki i poszła je wyprać do znajomej. - Od kiedy nie mam w domu wody ani prądu to jest to jedyne wyjście, żeby mieszkanie jakoś wyglądało. Z najdrobniejszym praniem muszę biegać po rodzinie i znajomych - przekonuje.
Zdziwienie kobiety było ogromne, kiedy po powrocie zorientowała się, że klucz nie pasuje do zamka. - Po chwili zauważyłam, że zamek został czymś zapchany. Wezwałam policję, żeby pomogli mi chociaż odzyskać moje rzeczy, a właściciel w żywe oczy im wmawiał, że ja już dawno się stąd wyprowadziłam i że moich rzeczy tu nie ma. Do mieszkania ich nie wpuścił - płacze.
Pani Mariola z dnia na dzień została bez dachu nad głową. Pomogli rodzina i znajomi, u której kobieta pomieszkuje z synem. - Wyrzucił mnie z mieszkania tak jak stałam. Pożyczyłam od znajomych pieniądze, żeby kupić sobie parę ubrań na zmianę - opowiada. - Następnego dnia przyszłam tu z bratem po rzeczy. Chcieliśmy wywiercić zamek, żeby dostać się do środka, ale właściciel to zauważył i zaczął okładać brata łomem, tak, że uszkodził mu rękę. Mamy na to obdukcję - opowiada, a policja potwierdza, że otrzymała zgłoszenie o takim zdarzeniu.
We wtorek opolanka poprosiła funkcjonariuszy, aby pomogli jej odzyskać zostawione w mieszkaniu rzeczy, ale jak relacjonują policjanci, mężczyzna odmówił ich wydania, tłumacząc, że jest to to zastaw, za niezapłacone przez najemczynię rachunki (kobieta przestała płacić, gdy właściciel odciął jej wodę i prąd.). - Mogliśmy tylko przypilnować, żeby nie doszło do przepychanek. Nie mamy prawa wejść do środka i siłą zabrać rzeczy - tłumaczą policjanci.
Spór będzie musiał rozstrzygnąć sąd. W lutym zapadł już wyrok, w myśl którego kobieta powinna opuścić mieszkanie. - Był to wyrok zaoczny, więc sąd wysłuchał tylko racji pana H., dlatego złożyłam pozew o cofnięcie tytułu wykonalności - tłumaczy Mariola Kozów. - Przez ten koszmar schudłam 15 kilogramów, jestem pod opieką psychiatry, który twierdzi, że mam depresję, a ten człowiek śmieje mi się w twarz i nie ma na niego mocnych - płacze. - Nie stać mnie na wynajęcie innego mieszkania, dlatego złożyłam w urzędzie miasta wniosek o przyznanie mieszkania do remontu, ale niestety trzeba czekać. Chciałam zamieszkać z synem w ośrodku readaptacji społecznej, ale tam też jest kolejka - wzdycha.
Z właścicielem nie udało się porozmawiać. Nie odbierał telefonu, a w jego mieszkaniu nikt nie otworzył drzwi.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?