Wojna o szeroki na metr pas ziemi

Krzysztof Strauchmann
Krzysztof Strauchmann
- Ktoś chce nam zabrać pas ziemi o prawie metrowej szerokości! - twierdzą Mieczysław i Halina Halikowscy.
- Ktoś chce nam zabrać pas ziemi o prawie metrowej szerokości! - twierdzą Mieczysław i Halina Halikowscy. Krzysztof Strauchmann
Dwie rodziny z Racławic Śląskich spierają się o szeroki na metr pas ziemi. Do kogo należy grunt, rozstrzygnie sąd, ale spokoju to nie przywróci.

Mieczysław i Halina Halikowscy sąsiadują z Anną C., która kilkanaście lat temu kupiła dom w Racławicach. Przez lata ich posesje rozgraniczał płot biegnący od gminnej drogi i nikt nie rościł sobie pretensji do sąsiedniego gruntu.

Dopiero ostatnio Anna C. wystąpiła do burmistrza Głogówka o przeprowadzenie urzędowego rozgraniczenia gruntów, bo na miejscu nie zachowały się kamienie graniczne.

- Chciałam dobudować ganek do swojego domu, dlatego musiałam zatrudnić geodetę, żeby przygotował mi mapkę do celów projektowych - tłumaczy Anna C. - Na mapce geodeta musiał narysować granicę. Zrobił pomiary satelitarne i stwierdził, że granica gruntów nie pokrywa się z przebiegiem płotu, za którym znajduje się jeszcze pas mojej ziemi.

Burmistrz, który urzędowo przeprowadza rozgraniczenia w spornych sprawach, zlecił geodecie z Prudnika wykonanie szczegółowych pomiarów terenu.

- Geodeta miał przyjechać na wizję w terenie 10 kwietnia, tymczasem dzień wcześniej przypadkowo zauważyliśmy, że po naszym polu ktoś chodzi i prowadzi jakieś pomiary - opowiadają Halikowscy. - Geodeta zażądał od nas podpisania protokołu rozgraniczenia, jeszcze zanim został wypełniony. Postraszył nas przy tym sądową grzywną, dlatego go podpisaliśmy. Przemyśleliśmy jednak sprawę i następnego dnia zawiadomiliśmy go, że nie zgadzamy się na taki przebieg granicy.

- To nieprawdziwe zarzuty - broni się geodeta Stanisław Jaśkowiec. - Przyjechałem dzień wcześniej, żeby przygotować strony postępowania. Wszyscy uczestnicy wiedzieli, co podpisują, protokół został wcześniej odczytany, a granicę pokazano w terenie. Podpisy zostały złożone na 5 stronach, trudno chyba podejrzewać, że ktoś nie wiedział, co podpisuje!

- To pole ma 200 metrów długości - podkreślają Halikowscy, przekonani, że geodeta wskazał granicę nieprawidłowo.
- Pas o szerokości metra to bardzo dużo ziemi, którą ktoś chce nam teraz zabrać.
- Moi sąsiedzi bezpodstawnie oczerniają geodetę, że jest stronniczy, tymczasem on tylko wykonuje swoje obowiązki - denerwuje się Anna C.

Mieczysław i Halina Halikowscy odwołali się od decyzji burmistrza, ustalającej przebieg granicy prawie metr dalej niż istniejący wcześniej płot. Ostatecznie spór graniczny rozstrzygnie dopiero Sąd Rejonowy w Prudniku, który pewnie powoła kolejnego biegłego geodetę.

Konflikt między dwiema rodzinami stał się bardzo zawzięty. Oprócz urzędu gminy, geodety wojewódzkiego i sądu jest w niego angażowana także policja. Prawdopodobnie nawet wyrok sądowy nie zakończy wojny w Racławicach.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska