Nie jestem polską Steinbach

Redakcja
Z Dorotą Arciszewską-Mielewczyk, posłanką Prawa i Sprawiedliwości, szefową Powiernictwa Polskiego, rozmawia Mirosław Olszewski

- Jest pani polską Eriką Steinbach?
- To, co robię, jest odpowiedzią na jej działalność. Ale ja w odróżnieniu od niej nie prowokuję zadrażnień. Nie czuję się zatem w pełni jej odpowiedniczką.

- Ale tak zwana opinia publiczna nie ma wątpliwości: pani jest odwetem...
- A to już trzeba by się zastanowić, czemu Polacy chcą widzieć działalność Powiernictwa Polskiego, i moją, w takich kategoriach. Może jest tak, że wbrew uspokajającym deklaracjom kolejnych rządów nie czują się pewnie w kwestiach własności? Może czują, że deklaracjom obecnego rządu w kwestii roszczeń niemieckich towarzyszy jakaś dwuznaczność?

- Jaka?
- Wciąż słyszymy, że Niemcy nie odbiorą nam majątków. Mówią to ludzie z rządu. Tymczasem rzeczywistość skrzeczy: co rusz słychać o kolejnych roszczeniach, kolejnych wizytach Niemców, nazywanych oględnie nostalgiczną turystyką... A potem okazuje się, że efektem wizyt są pozwy. Jak u was w Głogówku czy u nas w Gdyni.

- Politycy niemieccy mówią: gdyby nie polskie media, to pani Steinbach, czy pan Pawelka w ogóle by nie istnieli.
- Efektowne sformułowanie, ale mnie jakoś nie przekonuje. Bo czy rząd niemiecki wyraźnie i jasno odciął się od ich polityki? Czy partie, które uważane są za zwycięzców przyszłych wyborów, dostatecznie wyraźnie zdystansowały się od tego, co mówią Steinbach i Pawelka? Proszę poczytać, co piszą w swoich dokumentach chadecy bawarscy. Nie znajdzie się w nich ani joty pokory wobec faktów o tym, z czyjej przyczyny wybuchła wojna i kto zdecydował o tragedii wypędzeń.

- Spotkałem się z opinią, że my w ogóle nie powinniśmy podejmować tematu wysiedleń. Powinniśmy natomiast zwyczajnie rozsyłać kopie ewentualnych pozwów do Moskwy, Waszyngtonu, Londynu i Paryża z prośbą: rozwiążcie problem, który wywołaliście...
- To dobry pomysł, tylko że akurat w żadnej z tych stolic nie widać ochoty, by takie listy przyjmować. Musimy zatem radzić sobie sami. A zatem jedyną, jak mi się wydaje, skuteczną odpowiedzią na falę niemieckich roszczeń jest właśnie Powiernictwo Polskie.

- Macie zamiar zastąpić rząd?
- Rządu nie musimy zastępować, ponieważ on de facto niczego nie robi, by chronić Polaków przed niemieckimi roszczeniami.

- No jakże... Belka ściskał się ze Schroederem...
- Wzruszające... Potem były pewnie szampan i rozmowy przy kawie. Dżentelmeńskie.

- Pani zaognia stosunki z naszymi sąsiadami!
- Ja? A może to raczej nasz rząd, który nie potrafi powiedzieć Polakom, prowadząc wyrazistą politykę: Możecie być spokojni! Nic złego się wam nie stanie! Nie będziecie płacić dziś z waszych marnych zarobków rachunków za drugą wojnę światową!

- To rząd jest winien niepokojom?
- A od czego go mamy? Przecież jeśli istnieją niepokoje - a istnieją - to właśnie rząd powinien się tym przejąć w pierwszej kolejności. Na co płacimy podatki?

- Też nie wiem... Ale z innej beczki: Na witrynie waszej strony internetowej widać polskiego żołnierza, który przebija bagnetem grabieżczą łapę ze znakiem swastyki. Mamy wspólną Europę... Czy to uchodzi...?
- Jak mówiłam już w innych wywiadach - zarówno nazwa Powiernictwo Polskie, jak i grafiki obecne na stronach internetowych są swego rodzaju medialnymi haczykami. One mają zwrócić uwagę na problem, a nie definiują ostatecznie naszych stanowisk i poglądów. Robimy w pewnym sensie medialny szum po to, by za kilka lat nie dowiedzieć się, że to Polska wywołała II wojnę światową, a obozy koncentracyjne i komory gazowe były naszym autorskim pomysłem.

- Wielkiej wartości zabytkowe drzwi skradzione podczas wojny z Opolszczyzny znalazły się dziś w Niemczech. Tamtejszy wymiar sprawiedliwości przyjął jednak wersję ich obecnego właściciela, że kupił je na bazarze, nie wiedząc, że pochodzą z kradzieży. Ma to pani zdaniem odniesienie do obecnych roszczeń niemieckich?
- Ależ to widać jak na dłoni. Za chwilę, jak mówiłam, okaże się, że to my, Polacy, jesteśmy odpowiedzialni za skutki wojny. My zapłacimy z naszych podatków za skutki Jałty, za wysiedlenia.

- Jesteśmy we wspólnej Europie, w której każdy ma prawo składać w sądzie wnioski, jakie mu się żywnie podoba...
- I świetnie. Ale niechże nasz rząd zacznie w końcu wspomagać realnie ludzi, którzy nie z własnej winy i woli dziś znajdują się w sytuacji ich stresującej. To w końcu rzecz podstawowa - czy jest się na swoim czy nie.

- Jest pani antyniemiecka?
- Jestem realistką. Doceniam to, co Niemcy zrobili na drodze dyplomatycznej, byśmy jako kraj stali się członkiem wspólnoty europejskiej. Ale też nie zamierzam udawać, że nie widzę, z jaką przychylnością władze niemieckie traktują dziś swoich obywateli zgłaszających żądania majątkowe pod adresem Polaków.

- Cytat z pani strony internetowej: "Pani myśli, że Niemcy chcą pojednania? Nie! Oni chcą wyzwolić się od prawdy. I zabiją Ją słowem". Myśli pani, że nie chcą?
- Ależ chcą. I ja też chcę. Tylko nie na warunkach pani Steinbach. I nie w sytuacji, gdy liderzy niemieckiej polityki usiłują mi wmówić, że jej problem nie istnieje.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska