To jest też mój uniwersytet

Fot. Paweł Stauffer
„Kłopoty bardzo często wynikają z egoizmu konkretnych ludzi, nawet kierowników poszczególnych instytutów czy katedr, którzy nie widzą dobra wspólnego, dobra regionu, ale własny interes.”
„Kłopoty bardzo często wynikają z egoizmu konkretnych ludzi, nawet kierowników poszczególnych instytutów czy katedr, którzy nie widzą dobra wspólnego, dobra regionu, ale własny interes.” Fot. Paweł Stauffer
Z ks. arcybiskupem Alfonsem Nossolem, ordynariuszem opolskim, rozmawia Krzysztof Ogiolda

- Jak ksiądz arcybiskup, współzałożyciel Uniwersytetu Opolskiego przed 11 laty i jego pierwszy doktor honorowy, ocenia - w dniu wyboru nowego rektora - kondycję naszej opolskiej Alma Mater?
- Niezmiennie uważam, że Uniwersytet Opolski jest w ostatnich latach historii naszego regionu największym darem nieba. Do czasu jego powstania jedyną instytucją w regionie, która pełniła w całej pełni funkcję integracyjną, był Kościół. Przez uniwersytet zyskaliśmy drugą instancję scalającą mieszkańców regionu. Uniwersytet włączył się, także poprzez obiektywne badania naukowe, w umacnianie w regionie pojednanej różnorodności. Wreszcie, odkąd istnieje uniwersytet, bardzo wzrosła liczba młodych ludzi z regionu studiujących na nim. Widzę to na przykładzie Brożca, mojej wioski rodzinnej. Za moich czasów było 2-3 maturzystów rocznie, teraz jest ich zawsze około 25, z czego połowa studiuje na uniwersytecie. To jest wielkie osiągnięcie i radość.
- Opolszczyzna - wbrew optymistycznej wizji ks. arcybiskupa - wciąż ma jeden z najniższych wskaźników scholaryzacji w kraju, a młodzież masowo wyjeżdża do pracy do Niemiec i Holandii. Idea księdza arcybiskupa o studiowaniu "w domu" nie sprawdziła się.
- Winni temu stanowi rzeczy są przede wszystkim ludzie młodzi rdzennie śląskiego pochodzenia i ich typowy dla Ślązaków pragmatyzm. Oni często nie kładą nacisku na inwestowanie w siebie poprzez studia. Nachalnie wyjeżdżają i przyjmują często najgorzej płatne prace. Nierzadko mieszkają w niegodnych człowieka warunkach, ze szkodą dla własnego zdrowia. Niestety, środowisko śląskie zapomina, że w warunkach unijnej konkurencji nawet wykształcenie średnie często nie wystarcza. Przyznaję, że w tej dziedzinie robi się nadal za mało. Także mniejszość niemiecka w sferze kulturowej i edukacyjnej robi niewiele, by wykorzystać najbardziej twórczy czas w życiu młodych ludzi.
- A czy Kościół robi w tej dziedzinie wystarczająco dużo?
- Także nie, ale nie jest podstawowym obowiązkiem Kościoła nauczanie języków czy animowanie kultury. Gdybyśmy się nadmiernie w to angażowali, posądzano by nas, że jesteśmy ekspansywni, zajmujemy miejsce powołanym do tego instytucjom, a może także "upolityczniamy" czy ideologizujemy edukację i kulturę. Nie pozostajemy jednak bierni. Kończący się niebawem I Synod Diecezji Opolskiej zobowiązuje zarówno diecezję, jak i poszczególne parafie do fundowania stypendiów dla zdolnej, ale niezamożnej młodzieży.
- Młodzież śląska, jeśli już się decyduje na studia, to rzeczywiście chętnie "studiuje doma". Dlaczego jednak dzieci opolskich elit - profesorów, liderów życia społecznego - wybierają prawie zawsze Warszawę, Poznań, Kraków lub Wrocław?
- Wielu z nich nie studiuje w domu, bo wciąż nie chce zawierzyć rodzimej uczelni. To jest mankament, ale z drugiej strony nie można im tego brać za złe, że wybierają uczelnie z renomą i z tradycją.
- Może po prostu kto ma lepsze rozeznanie, wybiera lepszą uczelnię?
- Tak, z pewnością część młodzieży nie przychodzi na studia w Uniwersytecie Opolskim, bo wybiera lepsze szkoły, dające większe możliwości. Temu nie należy się dziwić. Musimy się cieszyć tym, że mamy wokół siebie dobre uczelnie. Sąsiednie ośrodki akademickie nie zrobią nam krzywdy. Skoro - poprzez tradycję WSP - wywodzimy się z Wrocławia, to ośrodek wrocławski nigdy nie będzie nas chciał deprecjonować. Im zależy na tym, byśmy zyskali odpowiedni poziom i dołączyli do wielkich uczelni akademickich. Jestem przekonany, że dzieci osób dziś wyjeżdżających na studia poza region będą już studiować u nas, tym bardziej że nasz uniwersytet w tym czasie na pewno się rozwinie. Niektóre wydziały i kierunki już dziś cieszą się w skali Polski dużym uznaniem.
- Przypomina ksiądz arcybiskup o tym, że teologia jest lokomotywą Uniwersytetu Opolskiego?
- Myślałem nie tylko o teologii. Choćby nasze kierunki lingwistyczne są w Polsce znane i cenione. Sporo do powiedzenia ma opolska polonistyka. Germanistyka i anglistyka też zdobyły już oficerskie szlify. Opole coraz bardziej zaczyna się liczyć. Musimy tylko mieć cierpliwość i trochę lokalnego patriotyzmu, bo będzie coraz lepiej. Jestem przekonany, że warto było zaryzykować powstanie Uniwersytetu Opolskiego, bo bez ryzyka w ogóle niewiele można w życiu osiągnąć.
- Boli księdza arcybiskupa, że studenci Uniwersytetu Opolskiego mówią powszechnie o swojej Alma Mater "szkółka"?
- Oczywiście, że boli, bo to jest ocena deprecjonująca i nie do końca sprawiedliwa. Równocześnie jest to do pewnego stopnia wytłumaczalne właśnie młodością jedenastoletniego uniwersytetu. Trudno jednak tym studentom nie przypomnieć, że gdyby tej "szkółki", jak ją nazywają, nie mieli, tkwiliby prawdopodobnie w przedszkolu. Zapominają, że dzięki tej szkółce, którą mają przed samym nosem, mogą jednak dojść do wielkiej wiedzy i do prawdziwej szkoły. Nie przeceniałbym wagi tych krytycznych opinii, bo tak zawsze było, że zdania studentów o kadrze naukowej były rozmaite. Do postawy krytycznej wobec swoich nauczycieli młodzi ludzie mają poniekąd prawo. Nie ma wątpliwości, że to, ile zdołają się w tej "szkółce" nauczyć, w dużej mierze zależy od samych młodych ludzi, od tego, czy naprawdę chcą studiować na poziomie uniwersyteckim, zabrać się "serioznie" do pracy i siebie samych przez wiedzę ubogacać, a potem swą wiedzą, kulturą i mądrością ubogacać region.
- Jednak niektóre kierunki na naszym uniwersytecie, by wymienić choćby psychologię, mają ogromne trudności, by przetrwać i móc prowadzić nabór studentów.
- Te kłopoty bardzo często wynikają z egoizmu konkretnych ludzi, nawet kierowników poszczególnych instytutów czy katedr, którzy nie widzą dobra wspólnego, dobra regionu, ale własny interes, własne dobro. To nie jest postawa prawdziwie akademicka i ona nie służy Opolszczyźnie. Nierzadko są to zresztą ludzie głębiej z regionem nie związani. Oni czasem nie doceniają tego, co region zyskał przez powstanie uniwersytetu, politechniki i pozostałych szkół wyższych. Równocześnie trzeba pamiętać, że uniwersytet, mający niewiele ponad 10 lat, jest ciągle na początku drogi. Uczelnia nadal poszukuje własnego miejsca w etnicznie zróżnicowanym regionie. W stadium początkowym muszą następować procesy fermentacji. Wszyscy pracownicy uniwersytetu i władze samorządowe i rządowe muszą się w to włączyć. Jeśli chodzi o psychologię, to kierunek w tej chwili jest formalnie uratowany i myślę, że komisja kwalifikacyjna przyzna mu znów prawo naboru studentów.
- Ksiądz arcybiskup przypomniał, że uniwersytet wywodzi się z Wyższej Szkoły Pedagogicznej. Przy okazji "listy Wildsteina" przypomniano po raz kolejny, że była to uczelnia mocno upartyjniona i upolityczniona. Na ile dziś ciąży to uniwersytetowi?
- Upolitycznienie i upartyjnienie było wtedy czymś powszechnym i wymaganym na wszystkich państwowych uczelniach. Uniwersytetowi zawsze, w każdych czasach szkodzi zideologizowanie tak kadry wykładowców, jak i studentów. Kiedy nie uczy się w sposób neutralny i kulturowo pogłębiony, ale zacieśnia się wiedzę do potrzeb jakiejkolwiek ideologii, to uniwersytetowi szkodzi, także dzisiaj.
- Czym dzisiaj przejawia się ideologizacja uniwersytetu?
- Między innymi abstrahowaniem od zdobywania na uczelni wiedzy i mądrości życiowej na rzecz zarobku i kalkulowania, ile dany kierunek przyniesie zysku. Wewnętrzne ubogacenie schodzi wtedy na plan dalszy, a górę bierze ekonomiczny interes. To jest egocentryzm i gubienie perspektywy wspólnoty, a to na dłuższą metę nigdy nie służy rozwojowi uniwersytetu.
- Kiedy w maju 2000 roku konsekrowano kościół seminaryjny, ksiądz arcybiskup od ołtarza mówił o ówczesnym i przyszłym rektorze UO, prof. Niciei: "Mój przyjaciel". Podtrzymuje ksiądz arcybiskup tę deklarację dziś, gdy rektora nazywa się publicznie towarzyszem rektorem i przypomina jego teksty sprzed lat gloryfikujące Dzierżyńskiego?
- Nie wchodzę w te opinie i ich uzasadnienie, bo wiem po sobie, jak łatwo człowieka skrzywdzić ideologicznie i politycznie. Zapewniam, że każdy rektor naszego uniwersytetu jest i będzie moim przyjacielem, bo ten uniwersytet jest także mój i jest skarbem tej ziemi. Nawet gdyby rektor mnie nienawidził - a tak nigdy nie było - dla mnie pozostanie przyjacielem. Jeśli ma takie czy inne poglądy osobiste, to ja mu swoich poglądów narzucał nie będę. Byleby tylko dbał o dobro wspólne uniwersytetu, byle uniwersytet był jego oczkiem w głowie. Mogliśmy się przekonać, że dla profesora Niciei zawsze takim oczkiem w głowie był.
- Czy ksiądz arcybiskup, przechodząc ulicami Opola, widzi i czuje akademickość miasta?
- Ona jest bardzo mocno wyczuwalna, szczególnie na zasadzie kontrastu. W soboty, niedziele i podczas wakacji Opole około 19.00 staje się miastem wymarłym. Na co dzień żyje o wiele dłużej i dynamiczniej i to jest także zasługą naszych uczelni. Mamy 40 tysięcy studentów i to jest wielkie ubogacenie teraźniejszości i przyszłości. Naturalnie nie są oni jeszcze tak widoczni, jak choćby w Moguncji czy w innych renomowanych ośrodkach akademickich, gdzie uczelni jest znacznie więcej niż w Opolu. Już teraz widać jednak, że obok innych przymiotników nasz uroczy nadodrzański gród nosi słusznie nazwę: Opole - miasto uniwersyteckie. I tak już pozostanie.
- Dziękuję za rozmowę.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska