Będę tu chętnie wracał

Redakcja
Z Rolfem Papenbergiem, byłym konsulem Niemiec w Opolu, rozmawia Krzysztof Ogiolda

- Bohater znanej anegdoty mówił, odchodząc na emeryturę, że przez pierwsze trzy miesiące będzie siedział w bujanym fotelu. - A potem? - dopytywali koledzy. - A potem zacznę się bujać - odpowiadał. Pan przechodzi na emeryturę po blisko 30 latach pracy w dyplomacji. Jak długo usiedzi pan w fotelu?
- Wcale nie zamierzam w nim siedzieć. Planuję podróżować po Europie. Chcę zobaczyć te kraje, których nie miałem okazji odwiedzić lub byłem w nich tylko służbowo, pod presją bieżących zdarzeń. Najbardziej chciałbym lepiej poznać nowe kraje Unii. Prawdopodobnie wybiorę się w drogę z Kolonii do Kolonii przez Szczecin, Sankt Petersburg, Kaliningrad, kraje bałtyckie i Helsinki. Na pewno będę też chętnie wracał na Opolszczyznę.
- Pierwszy raz żegnał się pan z Opolem w 2000 roku, przechodząc do pracy w Konsulacie Generalnym we Wrocławiu. Teraz żegna się pan definitywnie. Jakie przeżycia związane z Opolszczyzną najgłębiej zapadły panu w pamięć?
- Naprawdę głębokie są przeżycia tragiczne, a takich w Opolu na szczęście nie miałem. Niemniej wiele ważnych dla mnie rzeczy tu się zdarzyło. Zaczęło się od pierwszego dnia, kiedy się okazało, że konsulat ma być zlikwidowany. Byłem w szoku, bo dopiero co przekonywano mnie w ministerstwie, jak ważna jest placówka w Opolu. Wtedy doświadczyłem wiele niezwykłej solidarności zarówno ze strony mniejszości niemieckiej, jak i większości polskiej, które jednym głosem mówiły, że konsulat musi zostać. Wspólnie udało się go utrzymać. Opolanie bardzo solidarnie zachowali się także podczas powodzi w Niemczech. Byłem pod wrażeniem pomocy, jaką otrzymaliśmy z regionu, szczególnie w postaci sprzętu. Przekonałem się, że Opolanie pamiętają o otrzymanej z Niemiec pomocy i potrafią odpowiedzieć tym samym.
- Co - według pana - trzeba zrobić, by zamiast dziesiątek, a może i setek tysięcy Opolan wyjeżdżających za pracą do Niemiec i Holandii, do regionu przyszły setki zachodnich inwestorów?
- Myślę, że w niedługim czasie na Zachód mniej Opolan będzie wyjeżdżać z powodu ekonomicznego przymusu, ale będą to robić po to, by przeżyć coś nowego, zebrać doświadczenia. Jestem przekonany, że w ciągu 10-12 lat wyrówna się poziom płac w Polsce i krajach starej Unii. Po pięć euro więcej nikt nie pojedzie na Zachód. Wierzę, że producenci nie tylko tu przyjdą, ale że będą oni wytwarzać dobra konsumpcyjne, na których tutejszych ludzi będzie stać i je kupią. Jeśli na Śląsku powstanie montownia luksusowych samochodów, ogół mieszkańców regionu niewiele na tym zyska.
- Jak po sześciu latach pobytu na Górnym i Dolnym Śląsku ocenia pan szanse mniejszości niemieckiej na dalsze funkcjonowanie, za 10-20 lat?
- Mniejszości istnieją w Europie, nie tylko w Polsce. I będą istniały, nawet jeśli będą się zmieniały. Potrzebują prawnych gwarancji istnienia i akceptacji ze strony większości i ze strony władz. Potrzebują uznania, że mniejszość jest ubogaceniem, że ci ludzie nie przyjechali z zewnątrz, że oni są tu, na Opolszczyźnie, u siebie w domu.
- Akceptacja większości dla mniejszości na Opolszczyźnie jest. A mimo to - choćby podczas niedawnej pielgrzymki mniejszości na Górę św. Anny - można było zauważyć, że zainteresowanie działalnością mniejszościową spada. Uczestników było niewielu...
- Aż tak dramatycznie tego nie widzę. Jeśli coś jest zakazane lub zagrożone, ludzie do tego lgną. Tak było z pielgrzymkami mniejszości przed laty. Teraz, kiedy każdy może bez przeszkód przyjechać na mniejszościową imprezę, to coraz częściej pyta, a po co ja tam pojadę? Brak zewnętrznego nacisku rozleniwia. W polskich kościołach w czasach umiarkowanego prześladowania, powiedzmy 20 lat temu, też było więcej ludzi niż dziś. Obecnie i Kościół, i mniejszość mają potężną konkurencję ze strony wielu imprez, telewizji, internetu itd. Warunki się zmieniły. Nic na to nie poradzimy.
- Wkrótce czekają nas w Niemczech przedwczesne wybory i zmiana rządu. Co ona zmieni dla Polski i relacji naszego kraju z Niemcami?
- Myślę, że zmieni niewiele lub nic. Wszystkie formy i możliwości współpracy pozostaną. Polska pozostanie dla Niemiec ważnym partnerem w Europie, podobnym do Francji na Zachodzie. Dla tej sprawy nie ma znaczenia, czy rządzi koalicja SPD/Zieloni czy CDU/CSU. Politycy chadeccy, którzy obecnie są w opozycji, świetnie znają sytuację w Polsce. Hartmut Koschyk przyjeżdża do waszego kraju stale. Na pewno żaden z obecnych problemów w relacjach polsko-niemieckich ich nie zaskoczy.
- Niedawno we Francji i Holandii społeczeństwa odrzuciły w referendum konstytucję europejską. Czy to - pana zdaniem - oznacza powolny rozpad dopiero co zjednoczonej Europy?
- Tak źle nie będzie. Społeczeństwa dały jednak sygnał, że nie są zadowolone z rządów Brukseli, która wie lepiej i narzuca wszystko, nawet krzywą wygięcia bananów. Ludzie oczekiwali od zjednoczonej Europy wolności i się zawiedli. Dodatkowo są rozczarowani, bo często pomoc unijna jest mniejsza od oczekiwanej. Ale mimo to rozpadu Europy się nie boję.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska