Dzierżysław przyjął mnie kak swojego

Artur Karda
23-letni Areg Gadaczik porzucił karierę w I-ligowym klubie i wyjechał z Armenii. Od trzech miesięcy za darmo trenuje piłkarzy we wsi pod Kietrzem. Dlaczego? Bo czuje się Polakiem.

Polakami byli jego babcia ze strony matki oraz pradziadek ze strony ojca - zesłany do Armenii za udział w powstaniach przeciwko caratowi. W rodzinie Arega Gadaczika polskie tradycje są święte. Jego ojciec - reżyser teatralny i filmowy - jest szefem stowarzyszenia Polaków w Armenii. Przyjmował Aleksandra Kwaśniewskiego podczas niedawnej wizyty prezydenta RP w tym kraju.

O wyjeździe do Polski Areg marzył od pięciu lat. Młody Ormianin chciał ujrzeć kraj, o którym ojciec tyle mu opowiadał. Polskę zobaczył w drodze do Francji, gdzie jechał na mecz z młodzieżową reprezentacją Armenii (Areg był bramkarzem).
- Kiedy zatrzymaliśmy się w Warszawie, zrozumiałem że jestem Polakiem. Serce mocniej mi zabiło i poczułem, że płynie we mnie polska krew. Wiedziałem, że muszę tu wrócić - opowiada.
Była wiosna 2001, kiedy Gadaczik dowiedział się o możliwości zamieszkania w Polsce jako repatriant. Warunek był jeden: musi znaleźć gminę, która zechce go zaprosić, zapewni mu mieszkanie i pomoże znaleźć pracę. Przez pół roku Areg szukał takiej gminy przez internet.

- Wysłałem 230 listów - mówi Ormianin. - Pozytywna odpowiedź przyszła tylko z jednej gminy: Kietrz.
- Nie zastanawialiśmy się długo nad zaproszeniem Arka - wyjaśnia Józef Kozina, wiceburmistrz Kietrza. Tak jak inni mieszkańcy, burmistrz mówi o Aregu "Arek", bo to brzmi bardziej swojsko. - To młody, wykształcony i ambitny chłopak, w dodatku świetnie gra w piłkę. A futbol to element reklamy dla gminy Kietrz, bo mamy tutaj II-ligowy klub. Uznaliśmy, że taki ormiański talent piłkarski nam się przyda, z kolei sam Arek szybko się u nas odnajdzie, bo mamy bardzo otwartą młodzież.
Rada miejska w Kietrzu jednogłośnie zgodziła się na przyjęcie Gadaczika. Areg wprowadził się do jednego z pokojów gościnnych w budynku klubu sportowego Orzeł Dzierżysław. Skromny pokoik w zupełności mu wystarcza. Kiedy otrzyma polskie obywatelstwo, gmina przyzna mu kawalerkę.
Gość z Armenii bardzo szybko zadomowił się w Dzierżysławiu. Przepada za nim zwłaszcza młodzież. Arek bardzo szybko przełamał barierę językową. Zdolności do języków odziedziczył po matce, która w Armenii jest tłumaczem przysięgłym angielskiego.

- Sympatyczny, wesoły, a przy tym skromny - mówi o nim Wojciech Kuziora, wuefista ze szkoły podstawowej w Dzierżysławiu. - Nieraz pomaga mi w prowadzeniu zajęć. Dzieci za nim przepadają. Lekcje wuefu są atrakcyjne zwłaszcza dla chłopców, bo Arek wprowadza elementy piłkarskiego treningu.
- Ci uczniowie, którzy nigdy nie ćwiczyli, teraz chcą na wuefy chodzić - śmieje się wiceburmistrz Józef Kozina.
Arek skończył w Armenii akademię wychowania fizycznego i ma uprawnienia trenera. Spontanicznie zaczął organizować treningi piłkarskie miejscowej drużyny Orzeł Dzierżysław. Wykorzystuje w nich swoje umiejętności nabyte w grze w I- i II-ligowych drużynach armeńskich, m.in. Dynamie Erewan.

- To zaszczyt mieć takiego trenera - mówi Edward Szewczyk, sekretarz klubu Orzeł Dzierżysław. - Dzieciaki garną się na treningi jak nigdy dotąd. Ćwiczą nawet na śniegu. Dla Arka to też wielka frajda, bo śnieg po raz pierwszy w życiu zobaczył właśnie u nas.
W tym roku pierwszy śnieg spadł w zeszły piątek. Choć był już wieczór, Arek zwołał nadplanowy trening - tak bardzo chciał potrenować na białym puchu.
- Odkąd zjawił się Arek, zaczęły się prawdziwe treningi - opowiada Paweł Szewczyk, jeden z zawodników Orła Dzierżysław.

- To nie tylko nauczyciel, ale i przyjaciel - dodaje inny piłkarz Orła, 16-letni Maciek Kozina. Teraz we wsi nawet dzieci chcą grać w piłkę. Podbierają mamom rękawice zimowe z jednym palcem i biegną na treningi. - Teraz w drużynie każdy chce być bramkarzem, tak jak Arek - śmieje się Maciek Kozina.
Wieczorami młodzież spotyka się z Arkiem w świetlicy sportowej. Do wieczora grają w tenisa stołowego, rzucają lotkami i z zapartym tchem słuchają piłkarskich opowieści Gadaczika. Ich ulubioną jest ta, jak Arek stojąc w bramce armeńskiej drużyny puścił gola strzelonego przez Andrieja Szewczenkę, ukraińskiego napastnika - dzisiejszej gwiazdy włoskiego zespołu AC Milan.
Za treningi Gadaczik nie bierze ani złotówki.

- Spłacam dług wobec tych ludzi, którzy w Dzierżysławiu przyjęli mnie kak swojego - tłumaczy Ormianin, któremu zdarza się jeszcze wtrącić jakieś obce słowo. - Oni mnie karmią, odziewają i ofiarują coś najcenniejszego: zawsze dobre słowo.
Arek nie był przygotowany na zimę. Kurtkę puchową kupił mu kierownik drużyny Orła Edward Szewczyk, czapkę - sołtys Adam Kozina, a buty brat sołtysa - wiceburmistrz Józef Kozina. Na obiady Gadaczik chodzi do przedszkola w Dzierżysławiu. Funduje mu je gmina.
- Nie wybrzydza, je wszystko i za wszystko bardzo dziękuje - opowiada szefowa przedszkolnej kuchni, Krystyna Szczombrowska. - Chciałoby się, by nasze przedszkolaki miały taki apetyt.
W soboty i niedziele Arek gości u rodziny sołtysa.
- To dla nas żaden gość, to już członek rodziny - klaruje Adam Kozina. - Traktujemy go jak drugiego syna.
Arek przepada za żurkiem i gołąbkami przyrządzonymi przez panią Kozinową. Z kolei za Arkiem przepadają koleżanki córki Kozinów - Magdy.
- Jest przesympatyczny, no i taki ładny. Moje koleżanki się w nim podkochują - zdradza licealistka Magda. Jej brat Bartek, jeden z najbliższych przyjaciół Arka, jeździ z nim po profesjonalnych klubach sportowych i szuka dla niego angażu.
- Bardzo chcę grać. Mam nadzieję, że znajdę drużynę, ale niezbyt daleko od Dzierżysławia, bo nie chciałbym stąd wyjeżdżać - mówi Areg Gadaczik.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska