Sepsa budzi grozę

Redakcja
Bakterie sepsy najłatwiej uaktywniają się u osób przepracowanych i zestresowanych, ale zdarza się ona także u dzieci.
Bakterie sepsy najłatwiej uaktywniają się u osób przepracowanych i zestresowanych, ale zdarza się ona także u dzieci.
Może zaatakować każdego z nas. Nawet osoba pozornie zdrowa w ciągu 24 godzin może znaleźć się na oddziale intensywnej terapii.

Ważne

Ważne

Objawy, które mogą wskazywać na sepsę:

wysoka gorączka, powyżej 39 stopni C
szybki oddech, objawy duszności
objawy sinicy - najczęściej palców u rąk
osłabienie, rozbicie, szybko pogarszające się samopoczucie
podejrzana wysypka, plamy na ciele
do wizyty u lekarza powinna też skłonić infekcja bakteryjna, która nie mija po 6-7-dniowym stosowaniu antybiotyków lub długo trwająca gorączka.

Ludzie boją się sepsy tym bardziej, im częściej słyszą informacje o nowych zakażeniach. Choć zwykle nie wiedzą - bo i nie muszą - co to takiego. A przede wszystkim nie mają pojęcia, jak można na nią zapaść.
- Sepsa to nie choroba, tylko stan, w którym dochodzi do zakażenia organizmu, wywołanego najczęściej przez bakterie, wirusy, pasożyty lub grzyby - wyjaśnia dr Krzysztof Kaźmierczak, ordynator Oddziału Anestezjologii i Intensywnej Terapii Szpitala Miejskiego w Nysie. - Jeśli dodatkowo pojawia się niewydolność co najmniej dwóch narządów wewnętrznych, np. płuc i serca czy płuc i nerek, to mamy wtedy do czynienia z ciężką sepsą.

Na Opolszczyźnie w 2006 r. stwierdzono sepsę u 41 osób - osiem z nich zmarło. W tym roku jeszcze nie było takiego przypadku. W ubiegłym - cztery zgony z powodu sepsy nastąpiły po sobie w wyjątkowo krótkim czasie. W maju zmarł na nią 11-letni chłopiec w Krapkowicach, w czerwcu - 57-letni mężczyzna, a w sierpniu i w listopadzie - dwie kobiety: w wieku 20 i 33 lat. Tych troje mieszkało w Opolu. Zdaniem lekarzy, trudno jednak było się w tych zgonach dopatrywać jakiejś prawidłowości, nie stwierdzono żadnych wspólnych źródeł zakażeń.

- Sepsa była już od wieków, jest i będzie, bo zawsze były bakterie - tłumaczy dr Wiesława Błudzin, ordynator oddziału chorób zakaźnych Szpitala Wojewódzkiego w Opolu, konsultant wojewódzki w tej dziedzinie. - Tylko kiedyś nie wiedziano, co to takiego. Dopiero później ten zespół objawów zaczęto określać mianem posocznicy, a następnie, wcale nie tak dawno, zaczęto używać określenia sepsa, od łacińskiego słowa sepsis. Przypuszcza się, że jeden z odkrywców grobu faraona Tutenchamonna zmarł właśnie na sepsę. Człowiek ten miał na twarzy ropną zmianę, zadrapał się i tak doszło u niego do zakażenia całego organizmu. Ponieważ zbiegło się to w czasie z otwarciem grobowca, uznano, że jest to zemsta
Tutenchamonna i pogląd ten pokutuje do dziś.

Sprawcą sepsy są różnego typu bakterie, ale najczęściej odpowiadają za nią: meningokoki, pneumokoki oraz pałeczki hemofilne. W ubiegłym roku meningokoki wywołały sepsę u 5 osób, z których cztery zmarły. U co najmniej trzech innych bakterie te doprowadziły do zapalenia opon mózgowo-rdzeniowych, lecz na szczęście zastosowana u nich silna terapia antybiotykami okazała się skuteczna i nie doszło do rozwoju sepsy. O szczęściu (w nieszczęściu) może m.in. mówić 17-letni mieszkaniec Brzegu, zarażony meningokokami. Chłopak źle się poczuł 6 stycznia, miał problemy z oddychaniem, w końcu stracił przytomność. Dzięki skutecznemu leczeniu na Oddziale Anestezjologii i Intensywnej Terapii w Szpitalu Miejskim w Nysie, na który został natychmiast przewieziony, udało się go uratować. Zapalenie opon mózgowo-rdzeniowych zostało opanowane.

Sepsa może zaatakować każdego z nas. Nawet osoba pozornie zdrowa, skarżąca się na objawy podobne do grypy, może w ciągu 24 godzin znaleźć się na oddziale intensywnej terapii z objawami niewydolności wszystkich narządów. Sepsa rozwija się czasem w wyniku banalnego przeziębienia, usunięcia zęba czy skaleczenia. Kilka lat temu w Opolu zmarła na nią nastolatka, u której doszło do zdarcia naskórka na skutek noszenia modnych wtedy butów, martensów. Nie oznacza to jednak, że powinniśmy stale drżeć ze strachu przed sepsą. Aby bowiem do niej doszło, muszą zaistnieć specjalne warunki.

- Bakterie krążą w powietrzu, ale muszą jeszcze trafić na podatny grunt - podkreśla dr Zbigniew Brachaczek, ordynator Oddziału Anestezjologii i Intensywnej Terapii Szpitala Miejskiego w Strzelcach Op. - Sepsą się nie zaraża. Jej przyczyną jest zakażenie powiązane z osłabioną odpornością. Ostatnio głośno było o zgonie z jej powodu dwóch żołnierzy. Należy przypuszczać, że oprócz zarażenia meningokokami doszło u nich jednocześnie do wyczerpania organizmu. Byli niewyspani, zmęczeni ćwiczeniami, nie dojedli, a do tego dołączyło się zimno i stres. Dopiero to wszystko złożyło się na to, że rozwinęła się u nich ciężka sepsa.

Dr Krzysztof Kaźmierczak dodaje: - Nosicielem meningokoków może być każdy z nas. Bytują one w nosie, na błonach śluzowych jamy ustnej. Ale normalnie bariera skórna, błon śluzowych i węzłów chłonnych nie przepuszcza ich do krwi. Są one z nami w symbiozie. Natomiast w momencie uszkodzenia tej bariery na skutek np. grypy - dochodzi do namnożenia bakterii, przeniknięcia ich do krwi i do różnych narządów.
Najbardziej złośliwy jest meningokok typu C. On wywołuje zapalenie opon mózgowo-rdzeniowych i najczęściej może doprowadzić do sepsy. Gdy okazało się, że 17-latek z Brzegu został zakażony tą bakterią, na lokatorów budynku padł blady strach. Bali się, że się zarażą, nawet jak przejdą tą samą klatką schodową, po której wcześniej chodził chory. Nie pomagały tłumaczenia pracowników brzeskiego sanepidu, że to absurd. Meningokoki przenoszą się wprawdzie drogą kropelkową, ale w środowisku szybko giną, wysychają.
- Poprzez korzystanie z tej samej klatki schodowej nikt się nie zarazi - uspokaja dr Wiesława Błudzin. - Nie dojdzie do tego również przez podanie ręki. Musiałby ktoś na kogoś nakaszleć, nakichać. Musiałby to być głęboki pocałunek, a nie cmoknięcie w policzek. A i to nie znaczy, że ktoś na pewno zachoruje.

Można być nosicielem tych bakterii i do końca życia się o tym nie dowiedzieć. Natomiast mogą się one uaktywnić, jeśli ktoś jest mocno przemęczony pracą, wiecznie niewyspany i zestresowany, a do tego np. popija alkohol, pali papierosy.
Do sepsy może także dojść na skutek urazów. Takie zdarzenie miało miejsce jesienią ubiegłego roku. Na Oddział Anestezjologii i Intensywnej Terapii Szpitala Miejskiego w Nysie trafiła 19-letnia dziewczyna po ciężkim wypadku samochodowym. Z powodu pęknięcia przepony i przemieszczenia jelit oraz żołądka do klatki piersiowej doszło u niej do zakażenia całego organizmu. Wystąpiła niewydolność układu krążenia i układu oddychania.

- Podaliśmy jej białko C, nowoczesny lek na sepsę - opowiada dr Krzysztof Kaźmierczak. - Przez dwie doby trwaliśmy w niepewności, ale potem już wiedzieliśmy, że białko zadziałało. Pacjentka po odbytym u nas leczeniu została skierowana na rehabilitację do Korfantowa.

Ludzkie rekombinowane białko C, bo tak się ten lek nazywa, zostało najpierw zarejestrowane i dopuszczone do stosowania w Stanach Zjednoczonych, było to w 2001 r. W krajach Unii Europejskiej - w 2002, a w Polsce - rok później. W naszym województwie do jego podawania zostało wytypowanych 6 oddziałów anestezjologii i intensywnej terapii: dwa w Opolu (w Szpitalu Wojewódzkim i w WCM), w Nysie, Strzelcach Op., Kędzierzynie-Koźlu i Oleśnie. Koszt leczenia jednego pacjenta wynosi od 40 do 60 tys. zł. Trzeba jednak pamiętać, że nawet białko nie zawsze jest skuteczne. Nie pomogło np. 33-letniej opolance. Nie każdemu pacjentowi można je też podać.
- W ciągu ostatnich 2 lat mieliśmy 6 pacjentów z sepsą, czterech uratowaliśmy, dzięki białku - zaznacza dr Kaźmierczak.
Dr Zbigniew Brachaczek: - Nam udało się ostatnio wyciągnąć z sepsy 60-letniego mężczyznę.

Krzysztof Skrzyczewski z Popielowa jest jednym z uratowanych dzięki białku C. Lekarze wyrwali go z rąk śmierci. Gdy został przywieziony karetką pogotowia do Szpitala Wojewódzkiego w Opolu, było z nim tak źle, że "urwał mu się film". Na dwa dni. Miał niewydolny układ krążenia, oddychał dzięki respiratorowi. Wcześniej gorączkował, zażywał antybiotyki, leczenie nie pomagało. Lekarz w przychodni podejrzewał zapalenie węzłów chłonnych. Nikt nie wiedział, co Krzysztofowi jest, nawet wtedy, gdy jego ciało pokryło się czerwonymi plamami. Aż w końcu właściwa diagnoza padła w Szpitalu Wojewódzkim.

Było to w maju 2003 roku. Krzysztof miał wtedy 25 lat, żonę i dwóch synów: 3-letniego i 6-miesięcznego. Dzisiaj ma się bardzo dobrze.
- Pracuję, żyję normalnie - mówi pan Krzysztof. - Po wyjściu ze szpitala nie miałem żadnych problemów zdrowotnych. Ostatnio ciągle mówią o tej sepsie, ale ja uważam, że mam ją za sobą. Staram się o niej nie myśleć.

- A ja, jak słyszę w telewizji słowo sepsa, to za każdym razem ciarki mnie przechodzą - wyznaje Tadeusz Skrzyczewski, ojciec Krzysztofa. - Przecież on już leżał nieprzytomny z 41-stopniową gorączką. A potem, jakby urodził się na nowo...
Naukowcy zauważyli, że przypadków sepsy jest ostatnio więcej.
- Na pewno wpływ ma na to m.in. zmieniona odporność społeczeństwa, wywołana stosowaniem antybiotyków na coraz szerszą skalę - uważa dr Wiesława Błudzin. - W efekcie na wiele bakterii z trudem albo wcale już one nie działają.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska