NAJwiększy zawód - brak przeboju. To już kolejny festiwal w Opolu, po którym do rozgłośni radiowych nie trafi żaden hit. Taki, żeby Polska żyła nim całe lato, a może lata. Ostatnim była "Baśka" Wilków w roku 2002.
NAJwiększa przegrana - Ania Dąbrowska. Chwalona przez krytyków, nominowana do Superjedynek w czterech kategoriach, a nie zdobyła żadnej.
NAJwiększa wygrana - Jan Pietrzak. Nie było go w Opolu kilkanaście lat. W tym roku przyjechał, by zaśpiewać jedną piosenkę i powiedzieć kilka dowcipów w pustym niemal amfiteatrze i zgarnął 2 nagrody. W tym najważniejszą - Grand Prix.
NAJwiększa kicha - tu o palmę pierwszeństwa biją się Kabareton, który wypłoszył publiczność z amfiteatru i sprzed telewizorów, i Gosia Andrzejewicz. Dziewczę do Opola przyjechało po dwie Superjedynki (dla wokalistki roku i za przebój roku) z zespołem, który nie umiał grać jej piosenek.
NAJlepszy koncert - "Niebo z moich stron". Bo klimatyczny, sentymentalny i z samymi przebojami. Szkoda, że bez ich autora.
NAJwiększa wpadka - recital Lady Pank. Mieli szczęście ci, którzy na tej imprezie bawili się w amfiteatrze. Tam nie było słychać fatalnego nagłośnienia, które sprawiło, że telewizyjnej relacji z recitalu wrażliwe ucho nie przetrzymało.
NAJwiększa zagadka - Superjedynka w kategorii płyta rock dla grupy Bohema za krążek "Santi Subito". Tego, że lud wyróżni Gosię Andrzejewicz można się było spodziewać, ale że w głosowaniu telewidzów zwycięży nieznana - w porównaniu z konkurentami: Myslovitz czy Wilkami - grupa Bohema, pozostanie tajemnicą systemu audiotele i formacji.
NAJwiększa porażka - Superjedynka w kategorii przebój roku dla The Jet Set. Na festiwalu piosenki polskiej przebojem okrzyknięto piosenkę śpiewaną po angielsku przez czarnoskórego rapera z Anglii i jasnowłosą wokalistkę z... Sankt Petersburga.
NAJlepsza strona festiwalu - artyści poprzednich pokoleń. Kiedy na scenę wychodzili Jerzy Połomski, Alicja Majewska czy Zbigniew Wodecki, publiczność wstawała po pierwszych taktach piosenki.
NAJwiększe kontrowersje - wzbudził je koncert "Debiuty". Czy trzeba było pozwolić śpiewać debiutantom ich piosenki, by okazało się, że rzeczywiście są miałkie (jak mówiła Elżbieta Skrętkowska, reżyser), czy - tak jak się stało - kazać młodym śpiewać covery, by też się przekonać, że niewielu ma charakter...
NAJwiększa tandeta - Gosia Andrzejewicz i The Jet Set. Śpiewać to może oni i umieją, ale z tym, co śpiewają, powinni co najwyżej występować na letnich festynach.
NAJwiększy plus - artyści wystąpili na żywo. Poziom festiwalu nie powalił, pomysłu nań nie było. Za to było bez ściemy i bez upiększania.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?