Jak opolska policja chciała się zemścić na rodzinie

Redakcja
- Kto to widział, żeby ograniczać rodzicom prawa do dziecka, nie mając żadnych dowodów, że syn coś przeskrobał - denerwują się Dorota i Zbigniew Bogusławscy. - Na syna podobno naskarżył jakiś chłopiec, ale jak zapytaliśmy kto, to policja nie potrafiła odpowiedzieć.
- Kto to widział, żeby ograniczać rodzicom prawa do dziecka, nie mając żadnych dowodów, że syn coś przeskrobał - denerwują się Dorota i Zbigniew Bogusławscy. - Na syna podobno naskarżył jakiś chłopiec, ale jak zapytaliśmy kto, to policja nie potrafiła odpowiedzieć. Paweł Stauffer
Według sądu wniosek o ograniczenie praw rodzicom 11-letniego Dawida jest bezpodstawny. Świadczy jedynie o stronniczości i złośliwości opolskiej policji.

Sprawa trafiła do sądu, ponieważ zdaniem policji syn Doroty i Zbigniewa Bogusławskich miał... namawiać innego chłopca do spuszczenia powietrza z opon samochodu ich sąsiadki.

- Kiedy zobaczyłem pismo z sądu, w którym wzywają mnie na rozprawę o ograniczenie praw rodzicielskich, nogi się pode mną ugięły - mówi Zbigniew Bogusławski.

- Byłam przekonana, że takie rzeczy zdarzają się w rodzinach patologicznych, dlatego w pierwszej chwili pomyślałam, że to jakiś żart. Jesteśmy zgodną rodziną, nigdy nie było u nas awantur, syn dobrze się uczy i nie sprawia nam problemów - wtóruje mu żona Dorota.

Bogusławscy jeszcze przed wyznaczoną rozprawą poszli do sądu, żeby się zorientować, o co chodzi. Tam usłyszeli, że wniosek o ograniczenie władzy rodzicielskiej skierowała policja.

- Wtedy zrozumiałem, że ta sprawa to nic innego jak zemsta za to, że się poskarżyłem na dzielnicową. No, bo kto inny domagałby się ograniczenia nam praw do dziecka. I to za to, że syn rzekomo namawiał kogoś do spuszczenia powietrza? - denerwuje się ojciec Dawida.

- To, co w ostatnich dniach przeżyliśmy, to koszmar. Tłumaczyłam synowi, że wszystko skończy się dobrze, że za takie błahe rzeczy nikt praw do opieki nad nim nam nie ograniczy, ale widziałam, że on bardzo to przeżywa - opowiada pani Dorota. - Dawid usłyszał na podwórku, że jego ojciec trafi do kryminału, a on do domu dziecka. Przybiegł do nas z płaczem - relacjonuje jej mąż.

Sędzia, która rozpatrywała wniosek, uznała, że jest on jedynie przejawem złośliwości policji. - Był złożony bezpodstawnie. Nie przeprowadzono nawet postępowania wyjaśniającego, w którym stwierdzono by, czy powietrze z kół faktycznie zostało spuszczone - wyjaśnia Ewa Kosowska-Korniak z biura prasowego Sądu Okręgowego w Opolu. - Zdaniem pani sędzi nie był to pierwszy przypadek takiego działania policji - uzupełnia.

Zaczęło się od tego, że Zbigniew Bogusławski poprosił dzielnicową o interwencję u sąsiadki, która zabrania dzieciom gry w piłkę na podwórku.

- Chciałem, żeby policjantka porozmawiała z nią, przekonała, żeby dzieci mogły się bawić. Przecież mamy takie samo prawo do podwórka jak inni mieszkańcy - opowiada tata 11-letniego Dawida.

Policjantka poszła do sąsiadki Bogusławskich. Przez balkon zobaczyła chłopców bawiących się na podwórku piłką (przełożonym tłumaczyła później, że dzieci mimo zakazu gry w piłkę kopały ją w kierunku jednego z mieszkań). Według relacji Zbigniewa Bogusławskiego, krzyknęła do jego syna, 10-letniego wówczas Dawida, że jeśli nie przestanie grać, jego ojciec dostanie mandat. Chłopiec miał odpowiedzieć "co mnie to obchodzi".

- Ona wtedy zbiegła na dół, postawiła dzieci na baczność i zaczęła wypytywać o numery telefonów do rodziców. Widzieliśmy to z okien, więc zeszliśmy zapytać, co się dzieje. Dzielnicowa kazała powtórzyć synowi, co do niej powiedział, straszyła, że jak się nie przyzna, zabierze go na komisariat na przesłuchanie. Syn stał jak sparaliżowany! - denerwuje się ojciec.

- Policjantka potraktowała dzieci jak przestępców, musztrowała ich tak, jakby zrobili wielką rozróbę - wtóruje mu pani Karina, mama 10-letniego Przemka, która widziała całe zajście.

Po tym zdarzeniu Bogusławski napisał skargę na dzielnicową do komendanta I Komisariatu Policji w Opolu, komendanta miejskiego policji i Rzecznika Praw Obywatelskich.

- Po jakimś czasie przyszedł do nas policjant (po skardze na dzielnicową z mieszkańcami we wszystkich sprawach miał się kontaktować jej bezpośredni przełożony - przyp. red.) i oświadczył, że Dawid namawiał innego chłopca, żeby ten spuścił powietrze z opon auta tej sąsiadki, której przeszkadzają zabawy dzieci. Policjant nie wiedział, co to za chłopiec, nie rozmawiał z nim, nie znał jego nazwiska, więc nawet nie miałem pewności, czy taki ktoś istnieje. Dawid zarzekał się, że nic nie zrobił. Sprawa była błaha, ale uznałem, że jeśli ktoś ma poczucie krzywdy, to ja naprawię szkody. Nie dlatego, że czuję się winny, ale żeby nie szarpali chłopaka - relacjonuje mężczyzna.

Okazało się, że z pozoru błahe zdarzenie może mieć jednak poważne konsekwencje. W mieszkaniu Bogusławskich pojawiła się... kuratorka sądowa.

- Rozmawiała z nami, pytała o nas sąsiadów, a ja czułam się jak przestępca - mówi rozgoryczona mama chłopca. - Ostatecznie kurator napisała, że jesteśmy porządną rodziną. Dostaliśmy też opinię ze szkoły, że dziecko jest zadbane, przygotowane do lekcji, dobrze się uczy - wylicza.

Dobra opinia kuratora nie uchroniła jednak Bogusławskich przed wizytą w sądzie.
- Na szczęście pani sędzia oddaliła wniosek. Skwitowała, że to nic innego jak stronniczość i złośliwość opolskiej policji. Szkoda tylko, że ta ich zemsta kosztowała nas tyle nerwów - mówi rozgoryczony ojciec.

Czy zastosowane wobec rodziny środki były współmierne do sytuacji? Rzecznik opolskiej policji nie zgodził się na rozmowę, poprosił o przesłanie pytań mailem. W odpowiedzi czytamy, że policjanci jedynie przekazali do sądu materiały z "wnioskiem o rozpatrzenie sytuacji opiekuńczo-wychowawczej". - Na podstawie tych materiałów sędzia rodzinny podjął decyzję o wszczęciu postępowania o ograniczenie władzy rodzicielskiej - wyjaśnia podinsp. Maciej Milewski i dodaje, że o powody trzeba pytać sąd rodzinny.

- Materiał przesłany przez policję był niekompletny, więc sąd musiał zbadać sprawę - tłumaczy Ewa Kosowska-Korniak z SO w Opolu. - Gdyby policjanci przeprowadzili czynności sprawdzające, rodzice w ogóle nie byliby wzywani do sądu.

Co rzecznik na to, że policja zachowała się stronniczo i złośliwie? - Nie komentuję opinii i wyroków niezawisłych sądów - kwituje Maciej Milewski.

Sierż. Monika Janik, na którą poskarżył się jej przełożonym Zbigniew Bogusławski, dziś już nie jest dzielnicową. Czy w związku ze sprawą 11-letniego Dawida?

- Skarga była bezzasadna. Zmiana stanowiska policjantki związana jest z jej awansem - oświadcza rzecznik policji.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska