Kolekcja porcelany z Tułowic. Amerykanin w niebie ze śląskiej porcelany [zdjęcia]

Redakcja
Wśród rarytasów, które do Tułowic przywiózł David Mullins (z lewej), są także porcelanowe zegary.  Ryszard Wittke (obok) ma nadzieję, że kiedyś na bazie tej kolekcji powstanie muzeum.
Wśród rarytasów, które do Tułowic przywiózł David Mullins (z lewej), są także porcelanowe zegary. Ryszard Wittke (obok) ma nadzieję, że kiedyś na bazie tej kolekcji powstanie muzeum. Krzysztof Świderski
Kolekcja Ryszarda Wittke ściąga do Tułowic miłośników wyrobów Schlegelmilchów nawet zza oceanu. Zachwycił się nią David Mullins z USA.
Kolekcja Ryszarda Wittke ściąga do Tułowic miłośników wyrobów Schlegelmilchów nawet zza oceanu

Kolekcja porcelany Ryszarda Wittke z Tułowic

Czuję się tu jak w niebie - śmieje się David Mullins z Columbus w stanie Ohio, prezes Międzynarodowego Stowarzyszenia Kolekcjonerów Wyrobów "R.S. Prussia" (tak sygnowana była eksportowana do USA tułowicka porcelana). Do Tułowic zwabił go Ryszard Wittke, kolekcjoner, który zgromadził blisko 2 tysiące sztuk wyrobów manufaktury Schlegelmilchów.

- Poznałem Ryszarda w styczniu na Facebooku - opowiada gość z Ameryki -Poczułem dreszcz emocji, gdy dowiedziałem się, że mieszka w Tułowicach i ma tak wielką kolekcję najwspanialszej europejskiej porcelany.

Kontakt na portalu społecznościowym zaowocował błyskawicznie. Do Tułowic zaczęły nadchodzić przesyłki z darami od kolekcjonerów ze Stanów Zjednoczonych. Wdrugą stronę, przez internet, Ryszard Wittke wysyłał amerykańskim pasjonatom współczesne i zabytkowe zdjęcia miasta, fabryki sprzed lat i w obecnym stanie, cmentarza, gdzie spoczywają słynni producenci. - Ogladając je czuliśmy się tak, jak byśmy tam byli - opowiada David Mullins - Ale nic nie zastąpi osobistego spotkania.

Gość z Columbus nie przyjechał z pustymi rękami. Przywiózł 20 procelanowych cacek, w tym dwa bardzo rzadkie zegary. - Wzbogacą muzeum, które - mam nadzieję - w końcu powstanie na bazie tej kolekcji - mówi Ryszard Wittke.

Manufaktura porcelany w Tułowicach, prowadzona od 1899 do 1945 roku przez rodzinę Schlegelmilchów, 80 proc. produkcji eksportowała właśnie za ocean. Do dziś wyroby z Tułowic, a nie z Miśni, czy z sygnaturą Rosenthal, uważane są w USA za porcelanę najwyższej jakości.
- Wręczano je jako ekskluzywne prezenty ślubne, były traktowane jako lokata kapitału - opowiada David Mullins. - W początkach minionego wieku jedno naczynie z Tillowitz kosztowało nawet 7 dolarów, a wówczas to było bardzo dużo pieniędzy.

Zamiłowanie do tułowickiej porcelany David Mullins odziedziczył po babci, która twierdziła, że w jej domu nie ma nic lepszego.

- Kiedyś kupiłem oryginalną miseczkę z Tułowic - wspomina Mullins. - Jednak nigdy jej nie podarowałem babci, bo bardzo mi się spodobała.

Wprzyszłym roku w St. Louis odbędzie się konwencja liczącego blisko 400 członków stowarzyszenia "R.S. Prussia".

- Zaprosimy na nią Ryszarda - zapowiada David Mullins. - Pasjonata, znawcę, mieszkańca miejscowości, w której wszystko się zaczęło.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska