Pół roku czekać na USG, a potem... Pacjencie z Kędzierzyna-Koźla, siedź i płacz

Tomasz Kapica
Tomasz Kapica
archiwum
Chorzy z Kędzierzyna-Koźla czekali pół roku na USG. O wyznaczonej godzinie musieli przyjść z pełnym pęcherzem. I znów długo czekali, bo lekarze mieli zebranie.

Monika Przezdzienk miała się stawić w kozielskim szpitalu o 9.00 na USG jamy brzusznej. Wcześniej poinformowano ją, że na takie badanie musi przyjść z pełnym pęcherzem, ponieważ tylko wtedy wyniki są rzetelne.

Gdy przyszła, na korytarzu było już około 20 pacjentów, którzy także czekali na badanie. Niektórzy siedzieli ze ściśniętymi nogami, bo zgodnie z instrukcją lekarza od kilku godzin nie byli w toalecie.

Bali się iść do WC

W takich przypadkach szpital powinien ich przyjąć wyjątkowo punktualnie. Tym razem przez ponad godzinę nikt nawet do nich nie wyszedł. Z minuty na minutę ludzie zaczęli się coraz bardziej denerwować.

- Niektórzy, w tym ja, czuli coraz większą potrzebę skorzystania z WC, ale baliśmy się, żeby potem wynik badania nie był wypaczony - opowiada Monika Przezdzienk. - Proszę sobie wyobrazić, jaka to niekomfortowa sytuacja! To było straszne.

Po godzinie stania pod pracownią USG pacjenci zadzwonili do sekretariatu dyrektora SP ZOZ w Kędzierzynie-Koźlu. - Od sekretarki dowiedzieliśmy się, że trwa zebranie lekarzy i nie wiadomo, kiedy ktoś do nas przyjdzie - relacjonuje Monika Przezdzienk.- Ludzie zaczęli się jeszcze bardziej denerwować. Część nie wytrzymała i poszła do toalety za potrzebą.

Wreszcie około 10.30 pojawiła się lekarka wykonująca badania i zaczęła przyjmować chorych. Ci powiedzieli jednak, że tak tej sprawy nie zostawią i powiadomili wszystkie instytucje, od nadzorującego szpital starostwa, przez rzecznika praw pacjenta po Narodowy Fundusz Zdrowia.

Dyrektor kozielskiego szpitala Marek Staszewski bije się w pierś za to, co się stało. - Jedyne, co teraz mogę zrobić, to przeprosić wszystkich pacjentów. Szczególnie tych, którzy mieli się zgłosić na badanie z pełnym pęcherzem - mówi nto Marek Staszewski i tłumaczy: - Od czasu do czasu organizujemy spotkania z ordynatorami. Nie rozmawiamy tam o kwiatkach czy pogodzie, tylko o konkretnych problemach szpitala, które trzeba rozwiązać.

Może więc należy planować badania w innych terminach niż te pokrywające się z wewnętrznymi naradami? - Tak też robimy, o spotkaniach informuję ordynatorów z tygodniowym, bądź dłuższym wyprzedzeniem - zapewnia dyrektor szpitala. - Zrobimy wszystko, by do takiej sytuacji już nigdy więcej nie doszło.

NFZ musi mieć na piśmie

Narodowy Fundusz Zdrowia potwierdza, że jeden z pacjentów dzwonił w tej sprawie do opolskiego oddziału. Jego zgłoszenie nie zostało jednak potraktowane jako oficjalna skarga. - Pacjentka została poinformowana, że skargi do funduszu mogą być wnoszone pisemnie lub za pomocą telefaksu, poczty elektronicznej oraz ustnie do protokołu, z tym, że skargę wniesioną do protokołu podpisuje wnoszący skargę oraz osoba sporządzająca protokół - tłumaczy Beata Cyganik, rzecznik NFZ.

Do wczoraj do 15.00 nikt pisemnej skargi nie wysłał. Jeśli tak się stanie, fundusz rozpocznie postępowanie wyjaśniające. Wyjaśnień natomiast zażądało starostwo. Rozmowę na ten temat z dyrektorem szpitala przeprowadziła starosta Małgorzata Tudaj.

- Uważam, że naszym, pacjentów, obowiązkiem jest nagłośnić tę sprawę, żebyśmy byli na przyszłość lepiej traktowani - podsumowuje Monika Przezdzienk.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska